Takiego podsumowania jeszcze u nas nie było. Na pewno sprzyjał mu lockdown, ale i współczesne trendy w Hollywood.
Według historyków kina pierwszymi serialami były... filmy pełnometrażowe. W 1910 na amerykańskich ekranach pojawiły się trzy części Chaty Wuja Toma, niby filmy, choć zachowujące serialową konwencję - z odrębnością, ale powiązaniami scenariuszowymi. Wychodzi na to, że seriale są starsze niż telewizja! Ale wiadomo, na poważnie zaczęły pojawiać się dopiero po II wojnie światowej, razem z rosnącą popularnością odbiorników telewizyjnych.
Jeszcze 20 lat temu transfer z kina do telewizji równał się zjazdowi o ligę w dół. Teraz jest inaczej - seriale przestały kojarzyć się z nierzadko przypałową rozrywką dla mas, przeciwnie: są medium na równej ważności z filmami. Raczej nigdy ich nie wyprą, natomiast dorastające na nich pokolenie nie pamięta już czasów czekania cały tydzień na kolejny odcinek niezbyt wyszukanej rozrywki. Dziś poziom jest zwykle bardzo wysoki, a sezony wjeżdżają od razu w całości - choć nie zawsze.
Są obecne w popkulturze od kilkudziesięciu lat, ale ich jakościowa ofensywa to ostatnie dwie dekady. Na dobre zaczęło się od Rodziny Soprano czy Zagubionych? Trudno powiedzieć. My postanowiliśmy wybrać te, które po prostu lubimy najbardziej, stuprocentowo subiektywnie, no bo jak inaczej.
Midnight Gospel
Kwasowa animacja Netfliksa to ewenement na skalę współczesnych serwisów streamingowych. Ze świecą szukać czegoś podobnego do tej fantasmagorycznej, psychodelicznej i uduchowionej historii. Pendleton Ward, twórca absolutnie kultowego i genialnego Adventure Time, połączył siły z Duncanem Trussellem - podcasterem zajmującym się szeroko rozumianym spirytualnym rozwojem i życiowymi naukami Azji Wschodniej. Co z tego wyszło? Kosmiczna wojażerka nasycona porywającymi kolorami i wnikliwymi rozmowami na temat ludzkiej egzystencji, inspirowana wczesnymi kreskówkami Adult Swim pokroju Space Ghost Coast to Coast, magią, buddyzmem i okultyzmem.
The Midnight Gospel to też jeden z najmłodszych seriali w naszym zestawieniu, który miał swoją premierę - he, he - 20 kwietnia zeszłego roku. Porywający wizualnie 8-odcinkowy spacecast był przez krytyków przedstawiany jako antyteza popularnej animacji Rick & Morty, której przekaz nosi znamiona nihilizmu, w przeciwieństwie do dzieła Warda i Trussella - w jego treści jest znacznie więcej nadziei i pozytywnego przekazu. Oswajanie się ze śmiercią, buddyjski egzystencjalizm, rozkminy związane z przemijaniem, kontrkulturowością, przebaczeniem i całym spektrum emocji, które towarzyszą nam nieustannie na tym ziemskim łez padole. Pełen pakiet. Lech Podhalicz
Mindhunter
Ze wszystkich seriali o seryjnych zabójcach Mindhunter jest jednym z tych, które portretują ich w najbardziej ludzki i realistyczny sposób. Przyglądamy się pracy profilerów z tak bliska, że momentami mamy wrażenie, jakbyśmy wchodzili do umysłów sprawców. Netfliksowy serial Davida Finchera przeniósł nas do brutalnego świata największych zbrodniarzy, nigdy jednak nie oceniając ich zero-jedynkowo. Po tym seansie poznajemy mechanizmy rządzące ludzką psychiką, by na końcu zdać sobie sprawę, że w każdym drzemie ten mroczny pierwiastek, który może się ujawnić w zupełnie niespodziewanym momencie. Nie można nie wspomnieć o znakomitej grze aktorskiej - przede wszystkim Jonathana Groffa, Holta McCallany’ego i Camerona Brittona, która sprawia, że strzelaniny, tryskająca krew i pościgi ustępują miejsca porządnej psychologicznej rozgrywce. A ta bez zbędnego efekciarstwa wciąga na długie godziny. Karina Lachmirowicz
Portlandia
Błyskotliwie kpiarski i rozczulająco niezobowiązujący artefakt poprzedniej dekady; epoki, gdy określenie hipster było jeszcze odmieniane przez wszystkie przypadki, a chillwave wydawał się najgorętszym subgatunkiem w historii. Stąd pościelówa - Feel It All Around od Washed Out w czołówce serialu. Każdy odcinek Portlandii to zbiór skeczów z Fredem Armisenem i Carrie Brownstein w rolach głównych. Główna rola przypadła w dziale także metropolii w stanie Oregon, przedstawionej tutaj jako... Twin Peaks na odwrót. Ten serial to najlepsza produkcja na dobry humor dla każdego, komu za mocno wjechała kultura indie oraz kraftowe browary. Jerry Seinfeld potwierdza. Marek Fall
Dziewczyny
Historię czterech przyjaciółek z Nowego Jorku szybko okrzyknięto nową wersją Seksu w wielkim mieście, ale nic z tego. Tu nie ma drogich drinków, modnych ciuchów i stereotypowego spojrzenia na życie amerykańskich elit. Jest natomiast niezwykle realistyczne przedstawienie kobiecej przyjaźni i wkraczania w dorosłość - nie każda bohaterka odnosi sukces, nie zawsze prezentuje się jak z okładki modowego magazynu i nie spędza czasu jedynie na lunchach z koleżankami. I to jest największa siła Dziewczyn - ich ciasne mieszkania, regularne prace, naturalnie wyglądające ciała, a przede wszystkim normalne problemy, z którymi się mierzą. Tym samym serial Leny Dunham rzeczywiście stał się głosem pokolenia, który - w kontrze do cukierkowych, kobiecych serii - utwierdził w przekonaniu, że nie każda przyjaźń trwa wiecznie, ludzie z biegiem lat się zmieniają, a młodzieńcza miłość może okazać się toksyczną relacją. Karina Lachmirowicz
Bezbożnicy
W ostatnich latach western przeżywa renesans, co widać na przykładzie Srebrnego Lwa dla reżysera Braci Sisters czy – z zupełnie innej beczki – zwariowanej popularności gier Red Dead Redemption. Progresywne podejście do gatunku zaprezentowali Quentin Tarantino w Django i S. Craig Zahler w Bone Tomahawk, hołdem dla tradycji są z kolei Bezbożnicy. Ten miniserial opowiada o młodym banicie, który zdezerterował z gangu i ukrywa się w mieście kobiet na terenie Nowego Meksyku przed – siejącym postrach – hersztem bandy. Scoot McNairy przechodzi tutaj samego siebie, Jeff Daniels brawurowo kreuje swój wizerunek na nowo, a cali Bezbożnicy okazują się – koniec końców - najcenniejszym hidden treasure Netfliksa. Marek Fall
Wielkie kłamstewka
Jeżeli mielibyśmy wskazać najlepszą kobiecą obsadę serialową, stawiamy na Wielkie kłamstewka z Nicole Kidman, Reese Witherspoon, Zoe Kravitz, Meryl Streep i Shailene Woodley w rolach głównych. Historia oparta na powieści autorstwa Liane Moriarty to trochę Zbrodnia i kara w uwspółcześnionej, kobiecej wersji, w której wątek morderstwa to jedynie tło opowieści o losach piątki z Monterey. Kobiet z gatunku matek-lwic, które na szkolnych zebraniach są w stanie zagryźć innych rodziców w obronie swoich dzieci. Te z pozoru szczęśliwe i skrajnie różne bohaterki łączy jedna noc, która nakręca spiralę kłamstw. W miarę rozwoju akcji okazuje się, że spokojne, nadmorskie miasteczko w Kalifornii ma swoje ciemne oblicze, ale ta opowieść zdecydowanie różni się od klasycznych thrillerów o zabójstwie w małej miejscowości. W pierwszym sezonie Wielkich kłamstewek większy nacisk położono na kryminał, w drugim - na obyczajówkę, ale w obu wydaniach to pochwała kobiecej solidarności. Karina Lachmirowicz
Sukcesja
Czy tak właśnie wygląda najwybitniejsze serialowe osiągnięcie ostatnich lat? Saga o obrzydliwie bogatej rodzinie, w której nie liczą się żadne uczucia, a jedynie chęć dorwania swojego kawałka tortu. Całość ogląda się jak Hitchcocka, a to głównie za sprawą doskonałej obsady, obłędnie celnych i pełnych popkulturowych niuansów dialogów. Istotnym elementem Sukcesji jest w zasadzie brak pozytywnych bohaterów, bo każdy z członków klanu Royów ma coś za uszami, każdemu zależy na zdobyciu władzy, a motywacje poszczególnych osób są często moralnie wątpliwe. Generalnie - ciężko jest w stu procentach sympatyzować z kimkolwiek z nich. Zresztą podobieństwa ojca rodu, Logana Roya, do medialnego hegemona Ruperta Murdocha są tutaj aż nadto widoczne. Dorzućmy jeszcze szekspirowską intrygę i tragikomiczny paszkwil na temat kapitalizmu.
Czarny koń ze stajni HBO ukazuje, jak zepsute jest elitarne środowisko i jak łatwo w nim o rozkład pozytywnych wartości. To nie tylko świetnie zrealizowana satyra i groteska, ale też brutalny podbródkowy wymierzony w stronę tych, którzy marzą jedynie o zdobyciu władzy i pławieniu się w bogactwie. Makiawelizm w czystej postaci. Lech Podhalicz
Mogę cię zniszczyć
Tytuł serialu mógłby odnosić się do... Hollywood Foreign Press Association - za fatalne pominięcie jednej z najważniejszych premier zeszłego roku wśród nominacji do Złotych Globów. Przeoczenie opowieści o dramatycznych wydarzeniach, inspirowanych prawdziwymi doświadczeniami Michaeli Coel, przy jednoczesnym uznaniu takich seriali, jak Emily w Paryżu wyeksponowało jeszcze jeden nierozwiązany problem - to, że traumy przepracowywane przez kobiety nadal są marginalizowanym tematem. Jednak pomimo braku uznania na szczycie, Mogę cię zniszczyć to ważny komentarz w dyskusji na temat kultury gwałtu, płynnych granic w doświadczeniach seksualnych i próby odnalezienia się w zróżnicowanych relacjach. Koniecznie, zwłaszcza dla tych, którzy marudzą w sieci, że kobiety to przesadzają z tym molestowaniem. Karina Lachmirowicz
Dolina Krzemowa
Wielki przebój HBO z drugiej połowy ubiegłej dekady, który doskonale sparodiował najważniejszy big techowy ośrodek na świecie - Dolinę Krzemową. Niewybredne żarty są tutaj na porządku dziennym, a widz ma poczucie, jakby ktoś przeniósł dialogi z animacji dla dorosłych do serialu live-action. Buddy movie na całego, a do tego satyra na founderów, programistów i ludzi pracujących w kalifornijskiej kopalni pomysłów, podsycanych regularnym microdosingiem.
Zresztą współtwórca serii, Mike Judge, pisał scenariusz z autopsji, bo pod koniec lat 80. miał za sobą etap pracy w jednym z tamtejszych start-upów, firmie Parallax Graphics. Ten sam autor był również odpowiedzialny m.in. za kontrowersyjną animację Beavis and Butt-Head. No i bez Silicon Valley nie dostalibyśmy przecież skali Weissmana. Lech Podhalicz
Simpsonowie
Może i przywykliśmy do ostrzejszych żartów, a Family Guy podniósł poprzeczkę w kategorii animowanych parodii amerykańskiej klasy średniej. Ale z której strony by na to nie spojrzeć - przecież to Simpsonowie. Kamień milowy w dziejach telewizji. Produkcja matkująca wszystkim komediowym animacjom. Rzecz, przy której najwięksi szalikowcy spędzają właśnie trzydziesty drugi rok przed ekranem. Zestawienie bez tego serialu byłoby jak - trzymając się sprawom bliższym Homerowi - donuty bez lukru. Jesteśmy absolutnie pewni, że gdy oni się skończą, skończy się telewizja. Krótka piłka - kiedy startował pierwszy odcinek, Polska nie miała jeszcze wolnych wyborów prezydenckich. Ta saga naprawdę trwa aż tak długo. Jacek Sobczyński
Z Archiwum X
(Motyw gwizdania z czołówki) W 1993 nad Ameryką zaczęły pojawiać się latające spodki. Niebo błyskało, kościelne dzwony biły, przerażona tłuszcza chowała się po kątach... Żarty na bok - generalnie jest tak, że my jako ludzkość mamy tendencję do popadania w szajby na punkcie zjawisk paranormalnych, co zresztą jeszcze przed II wojną udowodnił Orson Welles. Natomiast jeśli ufoludki faktycznie były blisko nas, to pewnie w latach 90., kiedy świat co tydzień siadał na godzinę przed telewizorami, żeby śledzić potyczki Muldera i Scully w walce z obcymi. Nie jesteśmy tu zakładnikami nostalgii, bo sprawdziliśmy po latach i ten serial potrafi autentycznie ocierać się o przerażający horror, chemia między głównymi bohaterami działa, a odcinki są niesamowicie równe. Nasz faworyt to chyba ten zwariowany Palacz, wyrzut sumienia wszystkich twórców kampanii antynikotynowych. Jacek Sobczyński
Policjanci z Miami
To nie serial, to movement. Mało który tytuł tak mocno wpłynął na kulturę popularną, jak zrobili to Policjanci z Miami; spora część retrowave'u nie wydarzyłaby się bez warstwy wizualnej i dźwiękowej produkcji Michaela Manna, późniejszego autora m.in. Gorączki. Chociaż w całym tym pastelowym szaleństwie łatwo się zapomnieć, a przecież to był naprawdę dobry serial, któremu udało się nieco zmiękczyć klimat policyjnych, telewizyjnych tasiemców. Także poprzez pokazanie, że glina nie musi być żującym donuty pulchnym ludwiczkiem, a ikoną młodej popkultury (zrób mi serial o gliniarzach jak z MTV - miał usłyszeć od jednego z producentówMann). Efekt jest taki, że Don Johnson tresuje aligatora na łodzi, akcja trzyma w napięciu co odcinek, cameosy zaliczają tam Helena Bonham Carter i Miles Davis, koszulki pod wielobarwne marynarki są cool, a zachód słońca nad Miami nigdy przedtem ani potem nie był tak różowy. Rzecz kultowa. Jacek Sobczyński
Dark
Wskażcie drugi serial, który robi taką sieczkę z mózgu, jak Dark. Jedna z najambitniejszych produkcji Netfliksa; oglądając ten serial za każdym razem, kiedy mieliśmy wrażenie, że fabuła nie może być już bardziej zagmatwana, okazywało się, że twórcy dokładali kolejnych bohaterów, przedziały czasowe i wątki. Koniec końców na przestrzeni trzech sezonów otrzymaliśmy niezwykle złożoną, przepełnioną symboliką historię, której za nic w świecie nie moglibyśmy streścić tym, którzy jeszcze jej nie obejrzeli. Jednak największym atutem Dark jest to, że ta rozłożysta opowieść kończy się przemyślanym finałem - żaden wątek i bohater z tej skomplikowanej układanki nie został pominięty, a podróże w czasie i zmienianie biegu historii nie są tu spuentowane jak w taniej telenoweli, gdzie syn okazuje się ojcem. Rozplątywanie fabularnego supła tej pokręconej pętli czasowej to nie przeżycie z gatunku lekkich seriali na binge-watching. Ale warto. Karina Lachmirowicz
Zagubieni
Ale się przeżywało ten serial w podstawówce i gimnazjum! Nieważne, że za małolata rozumiało się może połowę tego, o co chodziło w i tak zagmatwanej fabule Lost. Za jedną z najpopularniejszych serii pierwszej dekady XXI wieku odpowiedzialni byli zresztą J.J. Abrams i Damon Lindelof, dla których sukces tego polaryzującego - szczególnie za sprawą końcowych odcinków - serialu okazał się być trampoliną do robienia znacznie większych rzeczy. W przypadku Abramsa: remake Star Treka, dziewiąta część Star Wars, a Lindelofa - Leftovers czy Watchmen. A wymieniliśmy tylko część osiągnięć obu twórców.
Wracając do Lostów. Przygody pasażerów rozbitego samolotu linii Oceanic Airlines śledziły miliony widzów na całym świecie, którzy odpalali wieczorami AXN lub - wtedy jeszcze zupełnie inne - TVP. W erze przedstreamingowej, kiedy pojęcie binge-watchu jeszcze nie istniało, a odcinki ukazywały się tylko jeden po drugim, nowe epizody Lost były sporym wydarzeniem. No i każdy miał swoich faworytów: liderującego protagonistę Shepharda, aroganckiego lowelasa Sawyera czy charyzmatycznego Sayida. Można być fanboyem, można krytykować, ale faktora kulturotwórczego w kontekście amerykańskiej telewizji nie sposób odmówić. Lech Podhalicz
Dexter
Jeden z absolutnych hitów TV ery przednetfliksowej. Był moment, kiedy Dexterem jarali się wszyscy, a nieprzyznanie temu serialowi 9 lub 10 na Filmwebie spotykało się z jękiem zawodu. Pierwsze 4 sezony ekstra, później bywało różnie, ale ta kryminalna czarna komedia konsolidowała społeczność prawie do samego końca. Pechowo, przy okazji ostatniego sezonu, cała gawiedź zakrzyknęła gromkie skandal!, a internet zalały prośby o nieuznawanie ósmej części serii za faktyczne zakończenie przygód Dextera Morgana. Jeśli macie dużo wolnego czasu i brak ważniejszych dzieł popkultury do nadrobienia, dajcie chociaż szansę początkowym sezonom. Jakby nie patrzeć, jest to spory kawałek telewizyjnej historii. Lech Podhalicz
Chłopaki z baraków
Strasznie wczoraj zachlałem. Paliłem blanty do piątej rano. Film mi się urwał jak leżałem w rurze… Trailer Park Boys to nie jest zwykły serial. Ten penerski mockument o patologii zamieszkującej osiedle przyczep w Nowej Szkocji to styl życia; movement; księga mądrości w rodzaju napijesz się, naćpasz, a wypadek i tak by się zdarzył. Konflikt między trójką nierobów, a zapijaczonym strażnikiem i jego pulchnym pomagierem toczył się od 2001 roku na tyle spektakularnie, że niedługo później sprawą zainteresował się Netflix. W ten sposób prześmieszne bachanalia - toczące się daleko poza granicą dobrego smaku – na stałe zagościły w nurcie głównym. Potwierdzenie znalazły przy tym klasyczne hip-hopowe wersy: Tu nie jest jak w Kanadzie/Tu żyje się z dnia na dzień/Na system, prawo i policję każdy lachę kładzie. Marek Fall
Seks w wielkim mieście
Niezwykle ważny punkt na popkulturowej mapie - serial, który doprowadził do obyczajowej rewolucji w telewizji. Choć dziś Seks w wielkim mieście ogląda się jak przerysowaną bajkę o zwariowanych, wyzwolonych ciotkach ze Stanów, w tamtym czasie Carrie, Samantha, Miranda i Charlotte okazały się doświadczonymi przyjaciółkami zza Oceanu, które bez ogródek opowiadały o one night stands, antykoncepcji i życiu singielek, jednocześnie przemycając tu i ówdzie modowe rady. A ponad 20 lat od debiucie serial nadal pozostaje symbolem kobiecej niezależności. Karina Lachmirowicz
Kalifat
Kalifat wbija w fotel, ściska za gardło i odbiera mowę. Miniserial Wilhelma Behrmana, przedstawiający losy trzech kobiet i ich związku z islamem, utrzymany jest w dokumentalnej estetyce, a tragedie głównych bohaterek stają się uniwersalną opowieścią o religijnym fanatyzmie. Emocjonująca walka z czasem jest jednocześnie portretem młodych ludzi, którzy - będąc na etapie buntu - skłaniają się ku niebezpiecznej ideologii, od której w pewnym momencie nie ma już odwrotu. Kalifat to nieprzyjemne wprowadzenie do świata islamskich radykałów, w dodatku rozgrywające się w nowoczesnej, europejskiej stolicy. Karina Lachmirowicz
Stranger Things
Trudno się nie zastanowić, na ile popularność Stranger Things bazuje na nostalgii za tym, co było kiedyś - 30. i 40-latkom wystarczy zamigotać neonowymi barwami i ogłuszyć retro-klawiszem, żeby kupili całość z pełnym dobrodziejstwem inwentarza. Ale przecież serial braci Duffer jest kochany przede wszystkim przez najmłodszą widownię! To ostateczny wykładnik tego, że Stranger Things świetnie odrobiło lekcję z młodzieżowego kina inicjacji, lęków dzieciństwa i jeszcze gorszych strachów przed wchodzeniem w młodość. A przy tym sile małoletniej przyjaźni. To nie przypadek, że sukces netfliksowej produkcji rezonował z szalejącym w kinach Pennywisem, bo i tu, i tu chodzi o to samo: nierealne wydarzenia podkreślają te najtrudniejsze i najbardziej życiowe momenty bycia gówniarzem. Wiadomo, że ten okres składa się z samych stranger things. Jacek Sobczyński
House Of Cards
Pierwsza in-house’owo wyprodukowana przez Netfliksa seria okazała się niesamowitym hajpem i - niedługo przed oficjalną środowiskową banicją - nowym rozdaniem w karierze Kevina Spaceya. Brudne polityczne rozgrywki zyskały bezwzględną twarz Franka Underwooda, który po kolei, w zgodzie z maksymą po trupach do celu, realizował swoje zawodowe ambicje. Trzeba przyznać, że w pewnym momencie HoC straciło impet z pierwszych sezonów, ale oddajmy cesarzowi, co cesarskie - to dzieło komentowali wszyscy.
Do tego oczywiście odświeżająca zagrywka z przełamywaniem czwartej ściany, a zderzenie z tą innowacyjną formułą już na etapie premierowego odcinka było dla wielu niemałym szokersem. W 2021 zastanawiamy się tylko, czy HoC to faktycznie rzecz z kategorii political fiction, czy może jednak profetyczne reality show opowiedziane z backstage’u. Lech Podhalicz
Peaky Blinders
Żyletki w kaszkietach, garnitury i whisky - gang z Tommym Shelbym na czele przenosi nas do międzywojennej Anglii. Serial Stevena Knighta to niezwykle dopracowana układanka pod względem realiów tamtych czasów - scenografia, kostiumy, gra aktorska, a nawet dialekt właściwy dla tego regionu sprawia, że rzeczywiście mamy wrażenie obserwować działania ulicznego gangu w ciemnych zaułkach robotniczego Birmingham. Ale ten 5-częściowy kryminał to nie tylko patetyczna opowieść o rosnącym imperium z mocno nakreślonym rysem historycznym. To także realistyczny portret bohaterów zmagających się z traumą wojenną, których przeżycia na froncie zmieniły w bezwzględnych przestępców. Karina Lachmirowicz
Family Guy
Wrzesień 2001. Twórca Family Guya, Seth MacFarlane, miał bilet na lot z Bostonu do Los Angeles, ale dzień wcześniej zalał się w knajpie, zaspał na lot i kiedy skacowany dojechał na lotnisko - okazało się, że jego samolot uderzył w wieżę World Trade Center. U wielu taka trauma przewartościowałaby resztę życia, MacFarlane nie miał żadnych oporów, by już niedługo później wyszydzić atak na Nowy Jork w swoim serialu. Może właśnie w tej bezkompromisowości tkwi wywrotowa siła Family Guya. Napisalibyśmy, że jego autor drwiłby nawet z niepełnosprawnych dzieci, gdyby nie fakt, że... zrobił to już wiele razy.
Są w redakcji ludzie, dla których historia Griffinów to jedna z najlepszych rzeczy w historii telewizji. Na pewno to serial, który przełamał masę barier i przesunął poprzeczkę obyczajowości o ładnych parę metrów, dzięki niemu multum gwiazd obraziło się na śmierć i życie, a dziesiątki milionów Amerykanów dostrzegły w przygłupawym Peterze choćby drobną cząstkę samych siebie. Zaczęło się w 1999 (pomyślcie tylko, jakim szokiem dla świata był wówczas ten żart) i trwa do dziś. Wciąż trzyma poziom. Nadal zaskakuje. Może z czasem za dużo jest tych specjalnych odcinków (te ze Star Wars wcale nie były tak dobre, jak powszechnie się uważa), natomiast jeden śmiech Petera, jedno giggity i jedno jęczenie Clevelanda na klopie, a my już jesteśmy kupieni. Jacek Sobczyński
Zadzwoń do Saula
Kto by się spodziewał, że spin-off jednego z seriali wszech czasów - Breaking Bad - okaże się produkcją niemal tak samo dobrą, jak jego protoplasta. Postać Saula Goodmana - śliskiego kanciarza, który nieudolnie stara się wykonywać adwokacki zawód - aż się prosiła o rozwinięcie historii w autonomicznej serii. Nie dość, że (anty)bohater doczekał się własnego prequela, który na chwilę obecną dobił on do piątego sezonu, to AMC już zapowiedziało, że w planach jest jeszcze szósty, ostatni akcent.
O ile przygody Waltera White’a nie należały do najzabawniejszych, a w Heisenbergu znacznie więcej było śmiertelnej powagi, aniżeli skłonności do śmieszkowania, tak Better Call Saul idealnie wyważył te składniki. Bo taki jest główny bohater - nieporadna ciamajda, któremu życie nieustannie rzuca kłody pod nogi, ale dzięki cwaniactwu regularnie udaje mu się wykaraskać z tarapatów. Cynizm i bezwzględność Saula Goodmana powodują, że często osiągał względny sukces. Nic jednak nie trwa wiecznie. Tak czy inaczej, BCS jest świetnie napisaną historią, której warto poświęcić kilkanaście godzin wolnego czasu.
PS: W Better Call Saul noszono foliowe czapeczki, zanim to było modne. Lech Podhalicz
The Crown
Kilka dni temu na jednej z popularnych fejsowych grupek ktoś wrzucił pytanie - które celebryckie związki trwają najdłużej? No i ludzie przerzucali się: Tom Hanks i Rita Wilson, Kurt Russell i Goldie Hawn, aż tu ktoś zamknął temat, wklejając królową Elżbietę II i księcia Filipa. 74 lata małżeństwa. Bang!
Pewnie i o samym związku monarchów można byłoby zrobić dobry serial, ale życie Elżbiety II to zarazem blisko sto ostatnich lat Wielkiej Brytanii w pigułce. Od ducha XIX-wiecznej Anglii po Windsorów jako bohaterów tabloidów - zmieniał się odbiór rodziny królewskiej wraz z tym, jak zmieniały się obyczaje i generalnie rzeczywistość. Wydaje się, że uchwycenie tego to największy plus The Crown. Serialu - wzorca z Sevres dla momumentalnych, wieloodcinkowych produkcji o tym, jak dzieje jednego rodu miały wpływ na setki tysięcy innych. Serialu kompletnego, niesamowicie równego, bez patosu, za to z epickim oddechem. God Save The Queen - wydzierał się ironicznie Johnny Rotten z Sex Pistols. No i niech bóg ją chroni, bo chcielibyśmy jeszcze kilka sezonów. Jacek Sobczyński
BoJack Horseman
BoJack Horseman jest takim pomostem pomiędzy Family Guyem a Simpsonami - bywa ostry, ale nie hardkorowy, a równocześnie mocno wykrzywia współczesną rzeczywistość. Dialogi są rewelacyjne, one-linery ostre jak życie Waszki G, każdy kolejny odcinek stanowi osobną całość, łącząc się przy tym z innymi. I jak tu nie szanować serialu, w którym jedna z bohaterek umawia się z mężczyzną w długim prochowcu, który w rzeczywistości jest trójką chłopców, stojących sobie na ramionach? - pytaliśmy na newonce, gdy zastanawialiśmy się nad społecznym fenomenem tego serialu. Tymczasem jak w lustrze odbijają się tam fetysze współczesnej popkultury: kult gwiazd przy jednoczesnym podkładaniu nogi tym celebrytom, którzy stracili życiowy balans oraz rehabilitacja postaci przegrywa, idola ery masowego piwniczniactwa. Coś jeszcze? Tak, to zajebiście śmieszny i jednocześnie zajebiście smutny serial. Pod rozwagę dla tych, którzy dostrzegli w sobie co nieco z BoJacka. Czyli... wszystkich? Niestety nie mogę, jestem koniem. Jacek Sobczyński