Czekając na Efekt i IQ, zaczęliśmy szukać luk w cyfrowym kanonie. Pierwsza część objęła w większości albumy, które zostały wydane oficjalnie. Tym razem dominują nielegale.
Swoją drogą, choć nasze zestawienie najważniejszych płyt w historii polskiego rapu nie mogło obejść się bez Najebawszy czy W strefie jarania i w strefie rymowania, trzeba będzie pewnie pokusić się o udokumentowanie drugiego obiegu w postaci przekrojowego rankingu? Zanim to jednak nastąpi, poniższy teaser.
PRO8L3M – „Art Brut”
Czyszczenie sampli w przypadku tego materiału stworzonego w oparciu o polskie szlagiery lat 70. i 80. przypominałoby pewnie sprzątanie Neapolu w szczycie kryzysu śmieciowego, ale wypier*olony drop na Spotify z ewentualnymi archiwaliami przy okazji dziesięciolecia? Gra byłaby warta zachodu. Chociaż z drugiej strony – Art Brut jest dostępne na kanale youtubowym 2020, a też ma swój urok to, że ten klasyk funkcjonuje w obszarze doświadczeń koncertowych i białych kruków na półkach u kolekcjonerów...
Afront – „Już takich nie robią”
Janek i Kas to byli polscy Jurassic 5, chociaż nigdy nie udało im się osiągnąć przyzwoitego pułapu popularności. Cóż – niedocenienie zawsze wpisane było w ich działalność. Jeżeli więc w niepamięć popadł środowiskowy klasyk Coraz gorzej, to co dopiero mówić o Już takich nie robią? Przypomnijmy: Afront wydał dwie płyty w Asfalcie i obie dostępne są w streamingu, ale tak naprawdę to ich wydawnictwa numer dwa i trzy; na początku lat dwutysięcznych zrobili debiut na beatach Ostrego i White House'ów, który ujrzał światło dzienne dopiero w 2007 roku jako darmowy download. Obecnie nie jest on dostępny w reprezentacyjnej formie. Może to pomysł na piętnastolecie Coraz gorzej, które wydarzy się za miesiąc?
Napszykłat – „NP”
To akurat żaden klasyk, ale intrygujące wykopalisko? Jak najbardziej! Chodzi o zespół Piernikowskiego sprzed Synów, który w drugiej połowie pierwszej dekady nowego wieku robił u nas awangardowy hip-hop spod znaku Anticon czy Dälek. Napszykłat redefiniowali psychorap, zatapiając surrealizm rodem z Przeglądu Piosenki Aktorskiej w przebogatych aranżacjach. Zdarzyło im się grać na Open'erze, ale jednak trochę trafili w próżnię. Ale skoro końca dobiegł synoski sen, może to nie najgorszy czas na taką reminiscencję.
Smarki Smark – „Najebawszy EP” / Dinal – „WSJiWSR”
Oto w samym środku mrocznej epoki polskiego hip-hopu pojawił się gość, łączący w sobie najlepsze cechy Tedego i Pezeta, który nagrał bezczelny, a równocześnie skrajnie emocjonalny album o tym momencie, kiedy przestajesz być gówniarzem, a zaczynasz stawać się dorosłym facetem. W ocenie Najebawszy EP swoje robi sentyment i wspomnienia, ale to bez wątpienia jest pokoleniowy album – pisałem o Najebawszy, umieszczając ten minialbum na dziesiątym miejscu zestawienia 50 najważniejszych płyt w historii polskiego rapu. Dinal znalazł się wówczas pod koniec trzeciej dziesiątki. Pewnie za nisko, bo przecież w złotej erze podziemia to z nimi było jak z Beatlesami i Stonesami... Na reedycje w wersjach fizycznych wraz z wrzutką na stream czekamy jak na Brudne na Wigilię. I pewnie skończy się podobnie.
Eripe & Quebonafide – „Płyta roku”
Jak z Art Brut wspólny album Eripe i Quebo jest dostępny na YouTube, ale przecież przypomnienie Płyty roku z pompą wywołałoby podobne zamieszanie jak wtedy, gdy Eklektyka wychodziła na zielonym winylu. Pierwszy samodzielny mixtape Kuby od lat znajduje się w bibliotece Spotify i Tidal, więc czemu nie miałoby być tak z innym nielegalem, który także ukazał się w 2013 roku. Tylko kilka miesięcy później. Zwłaszcza, że chodzi o niezapomniane wydawnictwo, gdzie zrymowana została metylofenylopropylamina!