W Hollywood można zajmować się wieloma bardziej glamour rzeczami niż prowadzenie niezależnej firmy dystrybucyjnej. Takie instytucje są ważne, ale nie zwracają na siebie uwagi. Kupują skończone filmy, przygotowują trailery i plakaty, wprowadzają produkcje do obrotu. Istnieją wyjątki jak Miramax, wspierający niezależne kino spod znaku Soderbergha i Tarantino w 90sach, ale generalnie z dystrybucją jest jak z instalacją wodociągową. Zwykle funkcjonuje niezauważalnie. Tak kontekst zaskakującego movementu nakreślił Zach Baron z GQ. A24 wywołało tąpnięcie w Fabryce snów i zmieniło zasady gry nie tylko w tej kwestii.
Daniel Katz, David Fenkel i John Hodges złamali po drodze wiele schematów, ale trudno zarzucać im donkiszoterię. Pierwszy działał przy finansowaniu filmów w Guggenheim Partners, drugi piastował wysokie stanowisko w przedsiębiorstwie filmowym Oscilloscope (fun fact: założonym przez Adama Yaucha z Beastie Boys), trzeci był szefem działu rozwoju i produkcji w Big Beach (m.in. Little Miss Sunshine).
- To prawdziwi pasjonaci, ale znają się na biznesie. Dostrzegli sposobność, żeby wytyczyć nowe szlaki w branży, a łatwiej to zrobić, budując coś od zera niż porywać się na zmianę zastanego porządku - oceniał anonimowy informator ze struktur na łamach Financial Times. Swoją drogą to klasyka, że o A24 wypowiadają się inni, a nie trójka głównych zainteresowanych. Oni unikają konfrontacji z mediami; wzięli nazwę od autostrady, łączącej Rzym z Teramo, gdze Katz wpadł na pomysł launchu; kasę na start załatwili z Guggenheim i pchnęli w ruch tę maszynę z siedzibą w Nowym Jorku.
Naprawdę lubię tych gości (Sofia Coppola)
Jesienią 2012 roku ruszyli na Toronto International Film Festival, żeby wyłowić kilka tytułów. Ostrzyli sobie zęby na The Place Beyond the Pines z Ryanem Goslingiem, ale tego marzenia nie udało się akurat zrealizować. Stanęło wówczas na A Glimpse Inside the Mind of Charles Swan III Romana Coppoli z udziałem Charliego Sheena, Jasona Schwartzmana, Billa Murraya i Patricii Arquette. Ale to nie ta produkcja stanowiła big bang dla A24.
Mniej więcej w tamtym czasie hollywoodzki enfant terrible od Kids i Gummo - Harmony Korine rozpoczął pracę nad przewrotną fabułą z gatunku beach noir, obsadzając w rolach głównych Jamesa Franco i gwiazdki Disneya. - To wygląda, jak teledysk Keshy zrobiony przez Terrence'a Malicka na MDMA - pisano o Spring Breakers w Slant Magazine. Niepokorny reżyser, Katz, Fenkel i Hodges wywołali szaleństwo na Sundance, rozgrzali do czerwoności serwery MTV, gdzie ekskluzywnie pojawił się trailer i wykręcili spektakularny sukces komercyjny.
Nigdy nie postrzegałem ich jako biznesmenów (Denis Villeneuve)
Charakterystyczna dla modelu działań ojców założycieli A24 była ułańska fantazja. Od początku dystansowali się od branżowego cynizmu, nie chcieli być postrzegani jako biurokraci, decyzje podejmowali z wrodzoną przekorą; często na czuja. To znajduje odbicie w propsach od Sofii Coppoli, Barry'ego Jenkinsa czy właśnie reżysera nowej Diuny.
Kiedy trzeba było zdobyć prawa do Spring Breakers, przygotowali dla producentki filmu kosz prezentowy z bongiem w postaci szklanego pistoletu, czym wzbudzili popłoch na lotnisku. Kiedy promowali Ex Machinę, ukradli z sieci fotkę Alicii Vikander i założyli jej androidowi konto na Tinderze. Ostatecznie zrobiła się z tego afera i trzeba było palić jana oraz zwolnić z pracy... wymyślonego stażystę. Nie zmienia to faktu, że futurystyczny obraz rozbił bank zarówno na poziomie komercyjnym, jak i artystycznym. Produkcja zwróciła się z ponad dwukrotną nawiązką, a tak wzniosłej rozprawy sci-fi o sztucznej inteligencji i prawdziwym człowieczeństwie nie było od czasów Blade Runnera. A24 miało zresztą w tamtym czasie złote żniwa. Ceremonia wręczenia Oscarów za 2015 rok przyniosła im trzy statuetki. Najlepszą aktorką okrzyknięto Brie Larson (Room); w kategorii Najlepszy film dokumentalny zwyciężyła Amy; Ex Machinę wyróżniono za Najlepsze efekty specjalne.
Mają jaja (Harmony Korine)
Warren Beatty z Faye Dunaway na oczach milionów widzów otwierają kopertą i ogłaszają: And the Academy Award for Best Picture... La La Land. Chwilę później rozpoczyna się amba fatima. Faktycznym triumfatorem okazuje się Moonlight. - Eskapistyczna, radosna ucieczka w białą bajkę o Hollywoodzie ustąpiła miejsca bardzo surowej, introwertycznej opowieści o czarnej Ameryce, która w żadnym momencie nie jest bajką, która jest właściwie anty-bajką - komentował Tomasz Raczek. Jacek Sobczyński odnotowywał z kolei w naszym zestawieniu 50 filmów, które najmocniej wpłynęły na kształt współczesnej popkultury: Adaptując sztukę Tarella Alvina McCraneya o dorastającym dzieciaku, który musi mierzyć się nie tylko ze wszechobecnym socjalnym hardkorem, ale też własną seksualnością, Jenkins odważnie zamachnął się na klisze, często eksploatowane w fabułach z getta; zrobił LGBTQ movie, jakiego wcześniej nie było i poruszającą historię z gatunku coming-of-age, stanowiącą rewers tej samej monety, co Boyhood.
I jak tu nie powtarzać banału o dotyku Midasa, skoro już pierwszy film współprodukowany przez A24 zgarnął najbardziej prestiżowy laur w tym przemyśle? Katz, Fenkel i Hodges poszerzyli zakres działalności, ale to w żaden sposób nie zwolniło tempa rewolucji. - W ciągu czterech lat firma przeszła drogę od kilkuosobowego składu i zabałaganionego pokoju na Manhattanie do prestiżowej wytwórni, gdzie Robert Pattinson i Scarlett Johansson robią najdziwniejsze filmy w karierze, a Jonathan Glazer i Denis Villeneuve kręcą głęboko osobiste historie, nietknięte przez bezduszną machinę korporacyjną - podsumował Baron.
Lista zasług A24 dla kinematografii nie ma końca, a wszechstronność nowojorskiej ekipy zapaleńców jest porażająca. Właśnie oni są przecież w dużej mierze odpowiedzialni za wzburzenie nowej fali horroru (The Witch, Hereditary, Midsommar); wspierali najważniejszych współczesnych wizjonerów filmu (Yorgos Lanthimos, Gaspar Noé, Ari Aster, bracia), spektakularnie lawirując przy tym między sztuką wysoką a popem; równie doskonale radzili sobie z pracą nad poruszającym coming-of-age movie (Mid90s), co - ostatnio - dekonstruując z wizualnym rozmachem jedną z legend arturiańskich (Green Knight). A jakby komuś było mało, to niedawno nawiązali współpracę z Travisem Scottem.
Na żadnym etapie nie wyzbyli się jednak anarchistycznego romantyzmu. Przywołajmy w tym miejscu anegdotę, wyciągniętą przez Kacpra Peresadę z Papaya.Rocks: Firma prowadzona jest jako kolektyw, w którym nikt nie posiada formalnego tytułu, a młodzi pracownicy niższego szczebla są zachęcani, aby przeciwstawiać się szefom, jeśli tylko z czymś się nie zgadzają. Podobno właśnie w ten sposób A24 zdecydowało się na wzięcie pod swoje skrzydła The Florida Project, gdy jedna z pracownic przez kilka godzin nagabywała szefów, aby zaryzykować z, jak się później okazało, świetnym filmem Seana Bakera.
O statusie A24 - nawet bardziej niż 3 miliardy dolarów na stole od Apple - świadczy to, że na tytuły z tej kultowej stajni chodzi się właściwie w ciemno. Jak na C'Mon, C'Mon, który swoją polską premierę ma w najbliższy piątek (tu recenzja). Albo Tragedię Makbeta, obecną od piątku na Apple TV. Albo szereg premier, które wytwórnia wpuści do światowych kin w 2022 roku. Oni naprawdę są na ten moment najważniejszą marką w świecie kina niszowego.