Czy polski rap zabił disco polo?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Kizo MIG
fot. materiały promocyjne

Najlepsze przeboje disco polo to dziś najlepsze rapowane hity? To skomplikowane.

Rap to nowe disco polo. Odkrywcze? Raczej nie. Discopolowiec to w końcu czołowa inwektywa przewijająca się w komentarzach mediów społecznościowych. Za każdym razem, gdy w dowolnym miejscu związanym z rapem pojawia się wykonawca lub wykonawczyni, którzy mogą być za takowego uznani, discopolowiec ściele się gęsto.

O podobieństwie muzyki twórców kojarzonych z rapem do disco polo pisano już artykuły. Tworzono filmy czy wątki na Reddicie. Wypominanie zbieżności polskiego disco z hip-hopem to także pewien rodzaj iteracji. A może nawet revivalu z początku millenium? W końcu wałkując ten temat, wracamy tak naprawdę do dawnej dyskusji o hip-hopolo. Wracamy do sporu o pseudonurt, który splatał biesiadne wpływy z rytmiczną nawijką pod beat.

Coś jednak musi być na rzeczy. Skoro ludzie słyszą we współczesnym rapie muzykę discopolową, wypadałoby spojrzeć głębiej. Bo jeśli faktycznie jakaś część rapu pełni w muzyce tożsamą funkcję, co niegdyś tzw. muzyka chodnikowa, musi pomiędzy nimi zachodzić jakaś relacja. Albo reakcja. Choćby dlatego, że wspólnie rywalizują o spory kawałek rynkowego tortu.

No właśnie. Chwila refleksji wystarczy, by nas olśniło. Rap jest wciąż silny, a ten drugi gatunek? Gdzie on właściwie się podział? Gdzie są – wyłączając Big Klamoty Sandry S tagowane jako Russian dance – wielkie discopolowe hity ostatnich lat?

Gdzie są hity disco polo

Odpowiedź na to pytanie potwierdza wszystkie przeczucia. Zdaje się, że polski rap – w tym oczywiście bardzo szerokim rozumieniu – nie tylko upodobnił się do muzyki Zenka Martyniuka. On ją w rzeczywistości zepchnął na boczny tor. Dowody?

Połowa raperów robi lepsze disco polo niż discopolowcy – mówił niedawno u Żurnalisty Marcin Miller z zespołu Boys. – Jak Kizo zobaczyłem z MIG-iem – dwa dni i 500 tys. oglądalności – no to to jest wow. Dodawał przy tym, że taki wynik dziś bardzo trudno osiągnąć, robiąc disco polo.

Ona słucha tylko rapu – śpiewał z kolei półtora roku temu Marcin Rąpała z zespołu Rompey. I choć ta discopolowa grupa radzi sobie na YouTube naprawdę dobrze, snute przez podmiot liryczny obawy wpisują się w aktualne trendy. Potencjalni odbiorcy disco polo kierują uwagę na inne gatunki. Albo na inne na inne nazwy gatunków, którymi ometkowana jest przebojowa muzyka.

Zmiany następowały stopniowo. Kiedy w 2018 roku CBOS opublikował raport dotyczący najpopularniejszych gatunków, disco polo miało się świetnie. Aż 63 proc. rodaków deklarowało wówczas, że słucha tej muzyki. Do tego Polo TV rok wcześniej dzierżyło miano najpopularniejszej stacji muzycznej. A Ona tańczy dla mnie zespołu Weekend – jaskółka powrotu disco polo do mainstreamu – było najpopularniejszym polskim klipem dekady na YouTube. Jednocześnie Telewizja Polska, wraz z dojściem PiS-u do władzy, wprowadziła disco polo na antenę publicznych mediów. Pod wodzą Jacka Kurskiego, ówczesnego prezesa TVP, muzyka, którą kochają miliony Polaków, a według stereotypu gardzą elity, miała dzięki temu odzyskać godność.

Z czasem jednak zjawisko lansowania tej muzyki ludycznej, znanej przecież ze swojej chałupniczości i paradoksalnej niezależności, nabierało coraz bardziej skostniałej formy. Głównie przez eksploatowanie figury Zenka Martyniuka, który, niczym zasłużony mistrz estrady, dostawał w TVP swoje recitale. Tymczasem gatunkowi zaczęło brakować świeżej krwi. Żywił się on głównie mocą przebojów przebrzmiałej nowej discopolowej fali z lat 2011-2016. Rap? On obok na nowo rósł w siłę. Jak zwykle dzięki oddolnym inicjatywom.

Rap zyskuje na sile

Chwilę później disco polo zaczęło tracić wysoką pozycję w preferencjach Polaków. To było widać w danych. Według raportu Engaging with Music 2021, przygotowanego przez Międzynarodową Federację Przemysłu Fonograficznego (IFPI), muzyka ta znalazła się wtedy dopiero na 9. miejscu ulubionych gatunków muzycznych rodaków. Preferowało ją 29 proc. słuchaczy. Więcej było zwolenników muzyki określanej metką hip-hop/rap (34 proc.) czy pop (66 proc.). A dotyczące młodzieży dane przygotowane w tym samym roku przez Narodowe Centrum Kultury jeszcze dobitniej obrazowały zmianę. Wśród młodych disco polo jako ulubiony gatunek wskazało tylko 4 proc. badanych. Z kolei rap/hip-hop znalazł się na 2. miejscu popularności z wynikiem 22 proc.

Nie mamy dostępu do podobnego raportu z ostatniego roku, dlatego by prześwietlić podobne statystyki, trzeba sięgnąć po dane serwisów streamingowych. Te, w dość szczegółowej formie, dostarcza Spotify. I w zeszłym roku serwis wskazywał, że najczęściej słuchanym gatunkiem muzycznym w kraju jest polski hip-hop. Do tego playlista Rap Generacja znalazła się na czele najczęściej streamowanych list muzycznych w sierpniu 2023.

Mamy więc twarde dowody na to, że disco polo zniknęło w ostatnim czasie z radaru zainteresowania. Zwłaszcza najmłodszych. Tylko jak to wygląda w praktyce?

Patrząc na statystyki, mogłoby się wydawać, że to m.in. rap na tyle zaraził ludzi, że zepchnął disco polo w niszę. Że prawdopodobnie znów odesłał ten gatunek do czyśćca muzyki przypałowej. Ale z przytoczonych na wstępie obserwacji wynika coś więcej. To, że być może gusta Polaków wcale tak bardzo się nie zmieniły. Tylko to discopolowcy przywdziali maskę hip-hopowców.

Można się pławić w takiej tezie. Jest ona jednak dość płytka. I niedzisiejsza. Bo czy w ogóle powinniśmy oceniać zjawisko zaanektowania przez formę rapowaną muzyki rozrywkowej negatywnie? I niczym elitarysta lub gatekeeper zdzierać z artystów maskę gestem Freda ze Scooby Doo, żeby zakrzyknąć: discopolowiec?

Koniec z podziałami!

To, co powinno wybrzmieć w pierwszej kolejności, to fakt, że twarde podziały muzyczne już nie istnieją. Zanika też kategoria guilty pleasure. Muzyka po rewolucji internetowej jest konsumowana szerokim strumieniem. Bez wyraźnych konturów gatunkowych. Bez podziału na to, co niskie i wysokie. W czasach gdy na TikToku drillowcy ze Stanów tańczą do discopolowych kawałków, a polscy producenci rapowi miksują trap z popowymi przebojami, ciężko dziś omawiać ten temat tak, jak komentowało się hip-hopolo w 2003 roku.

Oczywiście, wyczucie tego, co we współczesnym mainstreamie miałoby pełnić rolę przysłowiowej muzyki dla ludu, nie jest trudne. Kwestią są niuanse – generyczność podkładów, durowość melodii, tematyka tekstów. Bez problemu można wyróżnić rap targetowany pod słuchaczy Radia Eska. Warto jednak docenić, że zmieniły się środki. Oczywiście także disco polo na pewnych etapach zaczęło inkorporować nowe elementy. Na przykład saksofon w Ona tańczy dla mnie czy dubstepowe przejście w kawałku Kakao grupy EXTAZY. Ale teraz możemy mówić raczej o osobliwych popowych hybrydach niż o disco polo z nadbudową. Czy to tych czerpiących z house’u, czy z afrotrapu, czy z przemielonego przez słowiańską emocjonalność latino (tak, to o tym nieznośnym, ale popularnym Skolimie).

Wydaje się, że wspomniana przez Millera współpraca Kizo z zespołem MIG jest najlepszym komentarzem do całego zjawiska. To właśnie znany niegdyś hardcorowego rapu gdańszczanin, po raz kolejny ucierając nosa hejterom, wyciągnął rękę do autorów najbardziej memicznego utworu i teledysku w historii disco polo. Co zresztą odróżnia go od typów pokroju Dawid, Artysta czy rapujących influencerów. Tyle że dla słuchaczy niewgłębiających się w szczegóły między tym wszystkim nie widać różnicy. O podobny metakomentarz pokusił się zresztą Tede, nagrywając z tego samego powodu kawałek właśnie z Millerem. Ważne jest jednak co innego. Fakt, że w całym tym kipiącym tyglu, trafić można na coś ciekawego, a na pewno wciągającego. Bo na przeszkodzie dla krzyżowania się różnych artystów częściej dziś stają prywatne animozje niż podziały stylistyczne.

I mowa tu nie tylko o Mielzkym u boku Young Leosi, ale o takich ciekawostkach jak Malik Montana u boku Majki Jeżowskiej na imprezie Polsat Hit Festiwal. No właśnie. To symptomatyczne, że w tym roku tę imprezę przejęli wykonawcy, którzy mają na koncie featuringi z… Kazem Bałagane.

Zobacz także:

Wielka historia UMC Records, czyli jak zaczynali Ascetoholix, Mezo i reszta

Złote lata hip-hopolo: kochani i nienawidzeni

Jak UMC Records, kuźnia hip-hopolo, zamieniła się w My Music, giganta branży

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0