Jestem nikim bez Sheck Wesa, jestem nikim bez Dona Tolivera, jestem nikim bez SoFaygo, jestem nikim bez Chase'a B – mówił Travis na czerwcowym koncercie Summer Smash. Tymczasem aktualna działalność labelu Cactus Jack sugeruje co innego.
Dla tych, którzy już zapomnieli – Travis Scott dalej jest właścicielem labelu Cactus Jack Records. Swego czasu wiązał z tym projektem ogromne nadzieje. Miał być jak Jay-Z i RIck Rubin, nie jak raperzy, którzy na fali swojego sukcesu uznali, że są w stanie samodzielnie stworzyć platformę dla innych artystów, ale finalnie przygoda zakończyła się kompletną porażką.
Czy Travisowi przydarzył się ten drugi scenariusz? Chyba nie. Ale nie może też mówić o sukcesie projektu, który na rynku działa od 2017 roku.
Początek z grubej rury
Nie robię tego, aby mieć kontrolę finansową nad moją muzyką. Chcę przede wszystkim pomagać innym artystom, wprowadzać nowe nazwiska, zapewniać możliwości. Chcę zrobić dla nich to, co mi się przydarzyło, ale lepiej. To słowa Travisa, które wypowiedział na samym początku przygody z nowo założonym Cactus Jack Records. Pierwszym powiązanym z nim artystą okazał się Smokepurpp, swego czasu dosyć spory soundcloudowy raper, znany głównie z nudnych, powtarzalnych kawałków jak Nephew czy Audi. W którym miejscu kariery jest dziś Smokepurpp? Oczekiwania były z pewnością większe, zresztą on sam odszedł z Cactus Jacka w roku 2019.
Pierwszym projektem, który ukazał się pod szyldem Cactus Jack Records, był Huncho Jack, Jack Huncho – wspólny krążek Travisa Scotta i Quavo. Tutaj trzeba podkreślić ważną rzecz, która może być kluczowa do zrozumienia tematu – Cactus Jack to nigdy nie była samodzielna wytwórnia, a raczej podwykonawca współpracujący z większymi labelami. Dlatego album Scotta i Quavo tak naprawdę wydało Quality Control. Każdy artysta w wytwórni Travisa był też podpisany w innej lub nawet kilku innych labelach jednocześnie. Poza jednym, ale o nim później.
2018 był najważniejszym rokiem dla labelu. Na początku Travis podpisał Sheck Wesa, autora viralowego wtedy Mo Bamba. Sheck dołączył też do GOOD Music, ale nikt wtedy nie przypuszczał, że okaże się podręcznikowym przykładem one hit wondera i nie wypuści więcej przebojów. W sierpniu ukazało się kultowe już Astroworld, a do labelu dołącza Don Toliver, zyskując popularność swoim gościnnym występem na Can’t Say. W przyszłości ma okazać się kluczową postacią dla istnienia Cactus Jack Records.
JACKBOYS… i co dalej?
Na wzór Odd Future i A$AP Mob, Travis Scott też chciał zebrać swoich podopiecznych i stworzyć wspólny album. JACKBOYS wyszło pod koniec grudnia 2019 roku i trafiło na pierwsze miejsce Billboardu. Gościnki? Quavo, Young Thug, Pop Smoke i Offset. Problem tkwił w objętości – wydawnictwo liczyło siedem numerów, trwających łącznie 20 minut. Podobno projekt miał być trylogią i niedługo po premierze jedynki mieliśmy usłyszeć kolejne części. Tymczasem w tym roku mija pięć lat od premiery, a fani JACKBOYS mogą tak naprawdę słuchać tylko pięciu utworów (pierwszy track na JACKBOYS to remix Highest In The Room, a drugi – krótkie, instrumentalne intro).
Jak utrzymać przy życiu wytwórnię, której najważniejszy artysta wydaje album raz na pięć lat? W latach 2019–2023 i czasie posuchy ze strony Travisa, to Don Toliver był najbardziej płodnym artystą, wypuszczając w tym czasie trzy albumy (Heaven Or Hell – rok 2020, Life Of A Don – 2021, Love Sick – 2023). Sheck Wes przez cały rok 2020 wydał tylko dwa single, a w następnym roku pojawił się jedynie na jednej goścince u YSL. Oczywiste, że label Travisa, wydając zaledwie kilka piosenek rocznie, nie miał zbyt dużych perspektyw na rozwój.
Zmarnowane szanse
Nieoszlifowanym diamentem, który trafił pod skrzydła Travisa, był SoFaygo. Dołączył do Cactus Jack Records w lutym 2021 roku, na fali swojego viralowego Knock Knock. Mało kto pamięta dziś, że był wtedy znacznie większy od swojego konkurenta w undergroundzie – Yeata. Faygo w momencie swojej największej popularności zapowiedział album, problem w tym, że wypuścił go… półtora roku później, w listopadzie 2022 roku. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że w przypadku raperów zyskujących popularność jedną piosenką na TikToku, półtora roku przerwy to wieczność, która nierzadko kończy karierę. Czy było tak w tym przypadku? Sami oceńcie - płyta autora hitu, który na Spotify przebijał 200 milionów odtworzeń, sprzedała się w liczbie około 5 tysięcy egzemplarzy, nie trafiając w ogóle na listę Billboard Hot 200. Powodem był nie tylko sam hype, który przespał raper, ale też fakt, że jako jedyny z podopiecznych La Flame'a nie podpisał umowy z żadnym innym labelem. Sprawiło to, że wydaniem albumu zajął się tylko i wyłącznie Cactus Jack Records. Cała ta sytuacja była dowodem, że label Travisa w żaden sposób nie radzi sobie jako byt samodzielny, musi korzystać z uslug większych wydawnictw.
Innym raperem niegdyś podpisanym u Travisa, a o którym nic już nie słychać, jest Luxury Tax. Ale tu chodzi o co innego. Raper po wydaniu kilku piosenek, w tym jednej goścince na JACKBOYS, stwierdził, że muzyka jest dla niego zbyt stresująca i postanowił zmienić obszar działania. Dzisiaj zajmuje się sprzedażą ubrań w Los Angeles, z Travisem współpracuje już wyłącznie kreatywnie.
Sheck Wes, podobnie jak SoFaygo, całkowicie przespał swój moment. Po Mo Bamba i całkiem niezłym albumie Mudboy przepadł jak kamień w wodę. Nikt nie oczekiwał, że będzie nagrywał płytę za płytą, ani nawet, że wyda kolejny hit na miarę Mo Bamba - ale wypuszczenie przez kolejne lata jedynie kilku tracków to trochę self-sabotage kariery.
Cactus Jack Records w tym momencie liczy sobie pięciu członków, Travisa Scotta, Don Tolivera, Sheck Wesa, SoFaygo i Chase'a B, z czego część nie wydaje praktycznie nic. Jak na kogoś chcącego, tu cytat: pomagać innym artystom, wprowadzać nowe nazwiska, zapewniać możliwości, Travis robi niewiele.
Label dwóch artystów. Co dalej?
Temat JACKBOYS 2 powraca raz na jakiś czas, ostatnio na Summer Smash, na którym Travis mówił, że jest nikim bez kolegów z Cactus Jack. Oczywiście jest to overstatement, mający na celu przekonać fanów, że label ma się dobrze. Ciekawe, bo sam Travis w przeszłości kilkukrotnie wbijał szpilke SoFaygo. Dlaczego? Bo tamten nieudolnie prowadził swoją karierę.
Być może La Flame faktycznie chce przywrócić do życia swój projekt, dla którego przecież nie wszystko stracone. Don Toliver od 2018 roku stał się już integralną częścią mainstreamu, robi liczby nie gorsze niż sam Travis. To na współpracy tych dwóch artystów oprze się zapewne potencjalna przyszłość Cactus Jack Records. Niedawno Toliver zdradził dla magazynu GQ, że trwają prace nad ich wspólnym projektem.
Ta dwójka jest w stanie unieść na sobie cały label, biorąc pod uwagę, jak ogromną postacią na scenie jest Travis Scott oraz fakt, że Don Toliver nawet w pojedynkę radzi sobie bardzo dobrze (patrz. HARDSTONE PSYCHO i Love Sick). Wszystko zależy od tego, czy Travis w końcu na dobre zajmie się swoją wytwórnią, a jego słowa o JACKBOYS 2 nie okażą się jedynie próbą przypomnienia ludziom o istnieniu takiej inicjatywy.
Na ten moment nie da się ocenić całego projektu pozytywnie. Cactus Jack Records oficjalnie działa już od 7 lat. Przez ten czas pod szyldem wytwórni ukazało się zaledwie 12 projektów (z czego aż 8 tylko od Travisa i Don Tolivera). Ciężko znaleźć nawet pozornie pozytywne aspekty, bo na przykład wypromowanie Dona to przecież zasługa tylko i wyłącznie Travisa. Bez wytwórni Cactus Jack, Toliver poradziłby sobie bardzo dobrze, mając kontrakty jeszcze z trzema innymi wielkimi labelami.
Travis Scott nie ma raperów na wyłączność, w sumie to w ogóle nie ma raperów, więc nie ma też ani nowych brzmień, ani możliwości na rozwój labelu. Dopóki to się nie zmieni, ten projekt będzie tylko jedną z bardzo wielu nieudanych prób stworzenia przez raperów swojej wytwórni, co znamy i z polskiego podwórka.
Zobacz także:
„Utopia” Travisa Scotta: najlepszy album Kanyego Westa od dekady (DWUGŁOS)
Travis Scott zrobi album z innym artystą? „To byłoby coś pięknego”!
Travis Scott w filmie twórcy „Spring Breakers”! Mamy recenzję prosto z festiwalu w Wenecji