Właśnie otrzymaliśmy pierwsze pięć odcinków finałowego sezonu Domu z papieru. Historia napadu na bank dobiega końca. Nareszcie?
Przypomnijmy, że w czwartej części plan Profesora został wystawiony na wiele prób, a ten ostatecznie został schwytany przez Alicię Sierrę. Grupa zamknięta w Banku Hiszpanii musiała z kolei odpychać zarówno ataki z zewnątrz, jak i wewnątrz budynku, kiedy udało się uwolnić jednemu z zakładników.
W piątym sezonie znowu od pierwszych minut widz trafia na kolejną sytuację z pozoru bez wyjścia dla grupy Profesora. Znowu jednak okazuje się, że pomimo braku kontaktu z dowódcą, całą armią gotową za chwilę wejść do banku i zakładnikami, którzy coraz śmielej próbują uciec złodziejom, udaje im się poradzić bez większych problemów. Wszystko to już widzieliśmy.
I oczywiście, Dom z papieru zawsze był serialem, który należy traktować z przymrużeniem oka, gdzie trzeba dać ponieść się zaskakującym zwrotom akcji bez zastanowienia, czy mają jakikolwiek sens. Ale po czterech sezonach i ponad roku oczekiwania na kolejny, te same rozwiązania nie robią już żadnego wrażenia. Po obejrzeniu pierwszych pięciu odcinków finałowego sezonu trudno właściwie powiedzieć o nim coś, co nie było już powiedziane o poprzednich. Kolejny raz bohaterowie omawiają plan napadu w łóżku, ekscytując się każdym kolejnym absurdalnym pomysłem, biorą długie kąpiele chwilę przed krwawą jatką, w przerwach od strzelanin odbierają porody i czule się żegnają, by za chwilę znowu się połączyć. Nie brakuje tu tekstów: my, złodzieje jesteśmy idealnymi wyzwolicielami czy my, odrzuceni przez społeczeństwo, najwięksi przegrani w historii - tak, cały czas mowa o grupie rabusiów, która chce wynieść złoto z banku. Dorzućmy do tego jedną z najdziwniejszych scen ze wszystkich pięciu sezonów, czyli bójkę w imię zasad, podczas której Bogota zadaje ciosy za to, że jeden z zakładników jest rasistą, homofobem i faszystą, a nie za to, że zabi jedną z głównych bohaterek. W piątej części te patetyczne przemowy i kolejne próby romantyzowania napadu są szyte grubymi nićmi.
Oprócz problemów z ciągłością akcji i retrospekcjami, które niewiele wnoszą do fabuły, trudno mówić o jakiejkolwiek zmianie jeżeli chodzi o bohaterów. Pomimo tego, że przeprowadzają największy skok na bank w historii, nadal dają się ponieść emocjom i tracą kontrolę. Do tego okazuje się, że dużo większym zagrożeniem jest najbardziej niepozorny zakładnik, a nie wojsko czy schwytanie Profesora.
Ponarzekaliśmy, to teraz poszukajmy jakichś dobrych stron. Pomimo tego, że twórcy cały czas stosują na widzach te same sztuczki, trzeba przyznać, że hit Netfliksa nadal zatrzymuje przed telewizorem na długie godziny i wywołuje silne emocje. Nawet kiedy bohaterowie przyzwyczaili nas do tego, że są w stanie wyjść cało z każdej opresji, nieprzerwanie towarzyszy nam ten sam niepokój o to, że cały plan może za chwilę legnąć w gruzach.
Ciekawym odświeżeniem formuły może okazać się zestaw nowych antagonistów, czyli oddział specjalny, który ma zmierzyć się ze złodziejami. A do tego niewiadoma pozostaje rola wprowadzonego w piątej serii syna Berlina, która być może uratuje grupę. Ale to by było na tyle jeżeli chodzi o miłe zaskoczenia… albo światełka w tunelu.
Nie wiemy, dokąd zmierzają twórcy Domu z papieru i w jak bardzo superbohaterskie tony mają zamiar uderzać. Ci nie spieszą się z odpowiedziami, bo ostatnie odcinki hitu Netfliksa trafią na platformę dopiero na początku grudnia. Wiemy jednak na pewno, że historia wielkiego skoku na bank z pewnością byłaby dużo lepsza, gdyby zakończyła się dawno temu.