Droga w mrok: „Synowie Sama” to coś więcej niż serial killer (RECENZJA)

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
Syn Sama
Robert R. McElroy/Getty Images

Słowa Nietzschego o tym, że kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie zostały przeru**ane do tego stopnia, że nie wypada powtarzać ich kolejny raz. W kontekście premierowego true crime ze stajni Netfliksa to jednak właściwie konieczność. The Sons Of Sam przynosi subtelne, ale ożywcze odejście od generycznej formuły dokumentów o seryjnych mordercach.

W opowieściach o zbrodni i obsesji powraca postać dziennikarza, który poświęca życie dla rozwiązania kryminalnej zagadki. Widzieliśmy to choćby u Davida Finchera, gdzie Jake Gyllenhaal wcielał się w Roberta Graysmitha na tropie Zodiaka. Dla Maury'ego Terry'ego początkiem drogi w mrok były zabójstwa dokonane na nowojorskich ulicach w 1976 i 1977 roku. To autor książki The Ultimate Evil: An Investigation Into a Dangerous Satanic Cult jest prawdziwym bohaterem serialu dokumentalnego Synowie Sama: Droga w mrok.

Mordercze lato powraca w kulturze popularnej. Ponad dwadzieścia lat temu Spike Lee dokumentował ten złowrogi czas, gdy Nowy Jork został zalany przez falę upałów, blackout sparaliżował metropolię, a na Bronksie, Queens czy Staten Island młodzi ludzie zaczęli ginąć od pocisków kal. 44. Kiedy we wrześniu '77 The New York Post opublikował list mordercy, miasto całkowicie pogrążyło się w chaosie.

Dalszy ciąg tej historii jest powszechnie znany. Szczęście uśmiechnęło się do policjantów, którzy wpadli na trop Davida Berkowitza poprzez mandat za złe parkowanie. Podczas aresztowania ten pucułowaty pracownik poczty miał powitać stróżów prawa słowami: I'm Sam. Przyznał się do wszystkiego, paraliżując przy tym opinię publiczną opowieścią o czarnym labradorze sąsiada, który zmusił go do popełnienia straszliwych czynów.

Opinia publiczna uwierzyła w tę narrację. Podobnie jak największe media i policjanci, wypinający piersi po ordery. Sceptykiem pozostawał Maury Terry, który zafascynował się sprawą jeszcze w czasach, gdy pracował jako redaktor zakładowej gazetki IBM-u. Niepokoiły go niezgodne portrety pamięciowe, listy Berkowitza wydawały mu się pełne ukrytych przesłań. Uważał, że za zbrodniami stoi satanistyczny kult. Poszukiwanie dowodów stało się jego paranoją. Nie był w stanie zatrzymać jej nawet niebywały sukces książki, którą napisał.

Tym właśnie różni się The Sons Of Sam od podobnych tytułów z oferty Netfliksa, że snop światła nie zostaje skierowany bezpośrednio na potwora. Berkowitza jest tu relatywnie niewiele. Zamiast tego miniseria rozwijana jest w taki sposób, że obejmuje właściwie trzy opowieści. O polowaniu na Syna Sama, o podążaniu śladem sekty, o - pogłębiającej się - manii Terry'ego. Reżyser snuje przy tym rozważania na temat roli mediów, dekonstruuje zjawisko satanic panic czy zapędza się w powielanie miejskich legend spod znaku filmów snuff...

Pod adresem tej produkcji można więc formułować wiele zarzutów. Przesyt gadających głów, niepotrzebne przeciąganie tematu w ostatniej odsłonie czy efekciarska estetyka staroszkolnych programów kryminalnych, co jest bolączką zawsze wtedy, gdy materiały źródłowe pochodzą z lat dziewięćdziesiątych. Ale niepodważalnym atutem pozostaje napięcie, towarzyszące tej podróży w górę rzeki Kongo, gdzie zamiast Marlowa mamy Terry'ego. I wciąż z tyłu głowy rezonują słowa z listu, który otrzymał od Berkowitza: Maury, społeczeństwo nigdy panu nie uwierzy. Bez względu na to, jak silne przedstawi pan dowody.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.