Zakończenie hiszpańskiego kryminału, nadawanego od czterech lat, to koniec pewnego etapu w historii Netfliksa. Jak przebiegło to pożegnanie?
Pierwsza część ostatniego sezonu La casa de papel trafiła na Netfliksa na początku września. Po czterech sezonach i ponad roku oczekiwania na kolejny, te same rozwiązania nie robią już żadnego wrażenia. Po obejrzeniu pierwszych pięciu odcinków finałowego sezonu trudno właściwie powiedzieć o nim coś, co nie było już powiedziane o poprzednich. Kolejny raz bohaterowie omawiają plan napadu w łóżku, ekscytując się każdym kolejnym absurdalnym pomysłem, biorą długie kąpiele chwilę przed krwawą jatką, w przerwach od strzelanin odbierają porody i czule się żegnają, by za chwilę znowu się połączyć - pisaliśmy w recenzji pierwszych pięciu odcinków finałowej części. Trzy miesiące później doczekaliśmy się zamknięcia historii o napadzie na bank.
Trzeba przyznać, że po nie najlepszym trzecim i czwartym sezonie, do kolejnych odsłon hitowej produkcji podchodziłam niezbyt chętnie i bez większych oczekiwań. Bo przecież po niekończących się wersjach znakomitego planu Profesora, amunicji i nadludzkiej wytrzymałości głównych bohaterów nie można spodziewać się niczego innego niż happy endu. Twórcy tym razem jednak niejednokrotnie zaskoczyli.
Ci, którzy oglądali poprzednie odcinki wiedzą, że grupa złodziei właściwie od samego początku znajduje się w beznadziejnej sytuacji. I to właśnie jest największy problem Domu z papieru - próba dokonania niemożliwego w atmosferze absurdalnej powagi, superbohaterskich popisów i tanich romansów. Jednak wiele wad tej produkcji jest także powodem jej popularności. Fenomen tego serialu bierze się z wysokobudżetowego połączenia kina akcji z telenowelą. Liczne zwroty akcji i wątki miłosne sprawiają, że widzowie przymykają oko na niedociągnięcia fabularne. W końcu jest to niezwykle wciągająca produkcja, od której trudno się oderwać nawet wtedy, kiedy zaczynamy dokładniej analizować przerysowane rozwiązania wymyślone przez twórców. Jednak kiedy pierwszy i drugi sezon był mało wymagającą rozrywką, w sam raz na jednorazowy binge-watching, kolejne części sprawiały, że z lekkiego Domu z papieru zrobił się męczący gniot. Finałowe odcinki miały zmienić to wrażenie.
I to bez wątpienia dużo lepsza odsłona serialu od poprzedniej. Pomimo jedynie trzymiesięcznej przerwy, twórcy zadbali o odświeżenie formuły. W końcu na chwilę opuszczamy niemal doszczętnie zniszczony Bank Hiszpanii. Akcja przenosi się do innych miejsc i nie traci tempa na niepotrzebnych scenach-zapychaczach. Tu już nie ma czasu na podniosłe przemówienia, łzawe pożegnania i nagłe wybuchy emocji. Wielowątkowa opowieść czeka na zamknięcie, którego ostatecznie się doczeka. Oczywiście w ostatnich minutach i po wielu zwrotach akcji. A i te nie wypadały najgorzej - także w sytuacjach z pozoru bez wyjścia. Okazuje się, że nawet bez najbardziej charyzmatycznych postaci z poprzednich sezonów i w jedynie pięciu odcinkach da się poprowadzić tę historię tak, żeby nie opowiadać jej po łebkach, ale i nie ograniczać się do przewidywalnych rozwiązań. Nawet retrospekcje nie sprawiają wrażenia naciąganych fillerów, tylko dają wskazówki do dalszych etapów planu albo wprowadzają w nastrój ostatecznego pożegnania z bohaterami, których losy śledziliśmy od kilku lat.
W końcu otrzymujemy poruszające, ale nieprzerysowane zakończenie historii, które przywraca emocje towarzyszące oglądaniu pierwszych odcinków i przypomina nam o tym, dlaczego serial ten obejrzały miliony widzów na całym świecie.