Trudno będzie o lepszą pozycję w menu. My już gotujemy się na kolejny sezon.
Jeśli należycie do nieszczęśników z gastro w CV, chylimy czoła przed poświęceniem. Restauracje to piekielnie stresujące miejsca pracy, gdzie błędy kosztują drogo, presja jest ogromna, a stabilność – złudna. Zachodnia kultura dobrobytu odpowiada jeszcze za nadbudówkę w postaci szefów kuchni z ogromnym ego; często z parciem na szkło. Fine dining stało się hobby dla wielu, a – wciąż rozwijający się – segment programów kulinarnych otworzył ten świat dla jeszcze szerszej publiczności. Nic dziwnego, że charyzmatycy z drygiem do gotowania dołączyli do nowoczesnego panteonu autorytetów lub wrogów publicznych. Od Anthony’ego Bourdaina przez Guya Fieriego po Gordona Ramseya. W nowoczesnej restauracji – jak w soczewce – skupia się wiele intrygujących aspektów naszej rzeczywistości; ekonomicznej, społecznej, politycznej. Jest to więc znakomita sceneria dla filmu lub serialu. Wysokooktanowe otoczenie sprzyja dramaturgii.
Jest wiele produkcji, których akcja kręci się wokół szamy, aczkolwiek dopiero od niedawna lokale gastronomiczne stały się tematem samym w sobie, a nie tylko otoczeniem; najczęściej sitcomowym, jak choćby w Bob’s Burgers – jednym z najlepszych seriali animowanych ever. W kapitalnym Boiling Point jesteśmy w samym środku kuchennego i życiowego kryzysu, a frenetyczne tempo doskonale oddaje – obfitujące w napęcia – życie szefa kuchni. Najlepsi z chefów stają się niemal gwiazdami rocka; pupilkami mediów, ale także symbolami pewnego lifestyle'u, którego w żadnym stopniu nie można nazwać zdrowym. To często toksyczne jednostki, które w pogoni za perfekcją na talerzu, zostawiają za sobą spaloną ziemię i złamane życiorysy. Można odnieść wrażenie, że niektórzy po prostu nie potrafią inaczej. Albo, że tak to musi wyglądać, żeby restauracja weszła na najwyższy poziom znaczony gwiazdkami Michelina i przychylnymi recenzjami w prestiżowych periodykach.
Z podstawowej czynności życiowej zrobiliśmy rytuał i biznes, a śmiertelników, którzy pichcą, wynieśliśmy pod niebiosa. Oczywiście, o ile spełniają restrykcyjne wymogi, dyktowane przez – dość paskudny – huragan wzniecany przez influencerów i burżuazyjną krytykę kulinarną. Stawka jest wysoka, bo jeśli uda się go przetrwać, fine dining umożliwia dostęp do arystokracji, fruktów i wpływów.
Serial The Bear, który w Polsce można oglądać na Disney+, jest interesującym głosem w gastronomicznej debacie. Do zagadnienia podchodzi z pasją i przenikliwością, ale nie boi się krytykować najgorszych praktyk branży. Młody i piekielnie utalentowany Carmy (zuch na schwał Jeremy Allen White) dziedziczy rodzinny lokal z kanapkami. Wcześniej pracował w najlepszej restauracji na świecie z psychopatycznym mobberem na czele (mała, ale doskonała rola Joela McHale’a) i fikuśnymi daniami na talerzach. Przeskok ze stratosfery nowojorskich salonów do chicagowskich, robotniczych realiów jest szokujący. Zespół nie zna kuchennego decorum, miejsce jest zasyfione, a do tego pogrążone w podejrzanych długach. To spadek po bracie, który na zewnątrz epatował pozytywną energią, ale w sobie nosił ołowianę kulę depresji i uzależnienia, która doprowdziła go do samobójstwa. Do Carmy’ego zgłasza się Sydney (brawurowa Ayo Edebiri), która – podobnie jak on – sparzyła się na fine diningu. Chce zbudować coś, co będzie działać mniej destrukcyjnie niż modne restauracje i pracować w otoczeniu, które nie skraca życia stresem. Młody szef kuchni chce odmienić los restauracji, ale demony przeszłości i toksyczne nawyki nieustannie powracają.
The Bear to rewelacja. Jest kapitalnie zagrany, efektownie nakręcony i zmontowany (odcinek siódmy przynosi najbardziej intensywne dwadzieścia minut w telewizji tej jesieni); sprawnie wyreżyserowany przez Christophera Storera, który wcześniej objawił się głównie jako producent telewizyjnych speciali Bo Burnhama czy Hasana Minhaja, i Joannę Calo, producentkę BoJack Horsemana.
Restauracyjne uniwersum stanowi żyzny grunt dla interpersonalnych tarć, budujących historii o samorozwoju czy – trzymających w napięciu – thrillerów, gdy najczarniejsze scenariusze materializują się z upiorną regularnością. The Bear jest przy tym po prostu o gastro i każdy, kto lubi szamę czy interesuję się kuchnią od zaplecza – nie poczuje niedosytu. Nie zabrakło też rozważań o istocie gotowania i jego funkcji. I wnioski, do których dochodzą Carmy i Sydney, są bardziej niż pozytywne. Nie chodzi o wyścig o arbitralny prestiż, a o dawanie radości innym.
Ale to tylko jedna strona medalu. Drugą są psychologiczne przeprawy postaci i przepracowywanie straty. Mikey, brat Carma i najlepszy przyjaciel największego szkodnika w lokalu, głośnego Richiego (wybornie irytujący Ebon Moss-Bachrach) – zostawił po sobie nie tylko długi i tajemnice. Trauma przybiera różne odcienie i każdy próbuje sobie z nią radzić na różne sposoby. Młody szef kuchni zaczyna chodzić na spotkania grupy wsparcia dla uzależnionych, Richie nadużywa leków, trzecia z rodzeństwa – Natalie znowu daje się wciągnąć w mroczne biznesy tragicznie zmarłego brata. Spadek w postaci restauracji nosi w ten sposób znamiona klątwy, która przyciąga zło i karmi nim otoczenie. Po najróżniejszych perturbacjach Carmy zdaje sobie sprawę, że pożegnanie brata to proces, który wymaga zakończenia. Restauracja zawiesza działalność, szykuje się remont i zmiana szyldu.
The Bear cierpi na lekki nadmiar. Bardzo dużo się dzieje, wątki pojawiają się i znikają – czasami bez odpowiedniego rozbudowania; choćby ten gangsterski, który wydawał się, wybaczcie, niedopieczony. Ale to tylko drobne konsekwencje ambicji, dające się wybaczyć przy szalonym tempie i napięciu, którym buzują sceny.
Oskarżenie rzucone wobec świata fine diningu zostaje zbalansowane ogromną miłością do jedzenia. Prestiż to nic przy satysfakcji, jaką przynosi dzielenie się jedzeniem z innymi. Owszem – Sydney czy Marcus prowadzą swoje alchemiczne eksperymenty w izolacji, ale dopiero kiedy ich dania trafią do gości, mogą cieszyć się efektami swojej pracy. Innym budującym aspektem The Bear jest to, że nie gloryfikuje toksycznych praktyk rodem z Hell's Kitchen. Sam Carmy dostrzega, że odbierają one całą radość z gotowania. Nawet w zapyziałym lokalu z kanapkami można serwować wyborne potrawy, a – przy odrobinie chęci i dyscypliny – każdy ma papiery na szefa kuchni.
The Bear wróci z drugim sezonem w przyszłym roku i będziemy bardzo rozczarowani, jeśli postawi na pogoń za gwiazdkami Michelina. Sam Christopher Storer uspokajał, że serial ma nadal skupiać się na eksplorowaniu możliwości prowadzenia uroczego miejsca w dochodowy sposób. Smacznego!
Komentarze 0