„Krime Story”: najpopularniejszy film na Netfliksie to gangsterskie „The Room” (RECENZJA)

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
Krime story

Ekranizacja książki, którą napisał Kali, ale średnio pali mu się, żeby podpisać się pod samym filmem. Z reżyserem Michałem Węgrzynem, który wcześniej zrobił Proceder. I współpracą scenariuszową Rafała Wosia umoczonego w Gierku. Co mogło pójść nie tak?!

Jedną z największych bolączek naszego filmowego mainstreamu wydaje się fakt, że nikt nie był w stanie przejąć pałeczki po Władysławie Pasikowskim, jeśli chodzi o przyzwoite sensacje. Po pierwszym Pitbullu obstawiano, że następcą reżysera Psów ma szansę zostać Patryk Vega, ale okazało się, że tamta produkcja była czymś na kształt zasłony dymnej; sytuacją typu moment before disaster. Wkrótce zaczął więc hurtowo kręcić gnioty, oswajając widownię z bylejakością i tandetą.

Niejako na kontrze do niego – przynajmniej we własnym mniemaniu – za kamerą stanął Maciej Kawulski, który po komercyjnym sukcesie Jak pokochałam gangstera poczuł się na tyle pewnie, że zaczął chodzić po mediach i recenzować rodzime kino z pozycji autorytetu (WTF). A przecież on i Vega są jak dwaj Spider-Mani z popularnego obrazka. Tyle tylko, że Kawulskiemu zdarzyło się pewnie oglądać więcej Nicolasa Windinga Refna.

Wcielając się w rolę adwokata diabła, można jednak stawać w obronie Jak pokochałam gangstera jako próby stworzenia gangsterskiej epopei w podobie Irlandczyka. Wyszła z tego na koniec autorska przeróbka mema Mamy Scorsese w domu, ale po Krime Story. Love Story nie sposób nie patrzeć na nią łaskawszym okiem. Bo – całkiem serio – Michał Węgrzyn zgłasza tu akces, żeby zająć miejsce Vegi jako Pawła Jumpera naszej kinematografii, a Global Studio – po Procederze i Gierku – śmiało można okrzyknąć już polskim A24.

W imaginarium twórców Krime Story. Love Story miało stanowić prawdopodobnie odpowiedź na Miasto gniewu. Tak wynikałoby przynajmniej ze wskazówki umieszczonej w materiale promocyjnym, gdzie odniesienie do filmu Paula Haggisa sąsiaduje z Szekspirem, co jest – swoją drogą – największym nadużyciem w naszym życiu publicznym od czasu afery Amber Gold. Ale do rzeczy. Krime (Cezary Łukaszewicz) i Wajcha (Michał Koterski), którzy na co dzień zajmują się drobnym rozbojem i waleniem kokainy zmieszanej z pyłem z jarzeniówek – dostają od Palacza (Cezary Żak) propozycję nie do odrzucenia. Pewien biznesmen bawiący się w politykę będzie przekazywał innemu wysoką łapówkę. Z naszych informacji wynika, że w walizce będzie około pięciu milionów złotych. Walizka będzie przykuta do nadgarstka. Odjedziecie skradzionym samochodem. To chyba żaden spoiler, że napad nie pójdzie zgodnie z planem?

Bohaterką drugiej historii jest Kamila (Wiktoria Gąsiewska), która powinna przygotowywać się do matury, ale jej zainteresowania to raczej dyskoteki, chłopaki i ogólnie takie takie. Do tego dochodzi jeszcze policyjny plot z Szybkim (Piotr Witkowski) w roli głównej, a nie bez znaczenia pozostaje to, że w mieście grasuje seryjny morderca kobiet. Wątki ostatecznie zbiegną się na jednej z dzikich plaż i to już jest absolutny teatr absurdu.

Krime Story. Love Story posiada właśnie taki rys nieudolności, że o ile z Jak pokochałam gangstera można na upartego dyskutować jako dziełem filmowym – w przypadku najpopularniejszej obecnie pełnometrażowej produkcji na Netfliksie nie pozostaje nic innego jak facepalm z bezsilności. Tutaj Koterski bez mrugnięcia okiem rzuca kwestie w rodzaju Nie cyndol jak stary parapet; Gąsiewska z koleżankami w początkowej fazie zostaje sprowadzona do kabaretowego stereotypu (Idziemy w regały!), żeby przejść przemianę, która na poziomie wiarygodności jest wręcz obraźliwa; podobnie jak śledztwo, które równie dobrze mogłoby być prowadzone przez policjantów z 13. posterunku; Witkowski strzela przez okno do uciekającego antagonisty (typowe działanie operacyjne), ale trafia kogoś innego, co przypomina scenę postrzelenia prawdziwego Kilera przez Jerzego Stuhra; zresztą – Żak wraca w tym filmie do żywych tak wiele razy, że jego postać powinna nazywać się Łazarz...

Narracja poprowadzona została więc bez ładu i składu – aż do tytułowego Love Story, gdzie już naprawdę wjeżdżają Pamiętniki z wakacji; postaci zrobione są z papieru; fabuła jest pełna dziur, niekonsewkencji i bzdurek; na poziomie wizualnym – widać, że twórcy oglądali Refna i może Ślepnąc od świateł, ale do niczego im się te doświadczenia nie przydały. Jeżeli można ich za coś docenić – to za spryt, bo chyba w takich kategoriach należałoby rozpatrywać asekuranckie próby podpięcia tej produkcji pod kategorię komedii gangsterskiej; na podstawie kilku nieudolnych one-linerów na krzyż (Koterski rzucający: Pomożecie?!), mających pokazać, że ekipa patrzy z dystansem na to, co się tutaj wyrabia.

Niby ch*j, ale szkoda, że nagle ocknęliśmy się w miejscu, gdzie dresiarska wrażliwość stała się jednym z dominujących prądów w kulturze popularnej. Podobnie jak subtelność rodem z telewizyjnych paradokumentów w naszym kinie sensacyjnym. Bez kitu – taka Furioza urasta nagle do rangi gatunkowego arcydzieła...

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.