Jak utrzymać status jednej z najbardziej kontrowersyjnych gwiazd 2021 roku? Zapytajcie go.
Powiedzieć, że Lil Nas X w ostatnich dniach zrobił zamieszanie w sieci, to nie powiedzieć nic. Wszystko zaczęło się od kontrowersyjnego klipu do Montero (Call Me By Your Name), w którym piosenkarz (wyraźnie zainspirowany teledyskiem do Cellophane FKA twigs i oskarżony o plagiat przez jego reżysera, Andrew Thomasa Huanga) zjeżdża na rurze do piekła, wykonuje lap dance na kolanach Szatana, a na koniec skręca mu kark i przejmuje kontrolę nad podziemnym światem. Numer zatytułowany jego imieniem spotkał się z szeroką krytyką, a X’owi zarzucono promocję satanizmu.
Co autor miał na myśli? W wiadomości, napisanej do młodszego siebie, Lil Nas X wyjaśnił, że teledysk był skierowany do społeczności LGBT i dotyczy życia w zgodzie ze swoją naturą: Wiem, że obiecaliśmy, że nigdy nie będziemy „homoseksualistami tego typu”, wiem, że obiecaliśmy umrzeć z tajemnicą, ale to po prostu otworzy drzwi do istnienia wielu innych queerowych osób.
Wraz z opublikowaniem klipu, Lil Nas X ogłosił premierę Satan Shoes, czyli customu modelu Nike Air Max 97. Na sneakersach pojawił się pentagram, a system został wypełniony 66 cm3 czerwonego atramentu i… jedną kroplą ludzkiej krwi - 666 par rozeszło się w mniej niż minutę. My też możemy się rozejść? A skąd. Oprócz burzy w sieci, ostatnie poczynania Lil Nas X’a spotkały się z krytyką konserwatywnych polityków, w tym chociażby byłej gubernatorki Dakoty Południowej, Kristi Noem, która ostrzegała rodziców przed satanistycznymi treściami.
Głos w sprawie kontrowersyjnych sneakersów zabrali nawet przedstawiciele Nike, początkowo odcinając się od projektu marki MSCHF, a następnie pozywając brand za wypuszczenie nieautoryzowanego modelu. Sędzia przychylił się do wniosku sneakersowego giganta i nakazał MSCHF wstrzymanie sprzedaży Satan Shoes. Samemu Lil Nas X’owi nie grożą żadne konsekwencje - będzie musiał jedynie zrezygnować z wylosowania użytkownika, który miał zgarnąć ostatnią, sześćset sześćdziesiątą szóstą parę.
Muzyk przyznał, że wszystko poszło zgodnie z jego planem. Czuję, że w muzyce doszliśmy do momentu, w którym wszystko jest fajne, a nic już nie jest tak naprawdę nowatorskie i nie rozpoczyna dyskusji - przyznał w wywiadzie dla tygodnika Time. Najwyraźniej X chciał więc rozkręcić wokół siebie aferę i przypomnieć wszystkim, że będąc dobrym przykładem internetowego produktu, potrafi skutecznie wykorzystać social media do potrzymania swojej popularności. Zarówno przed, jak i po premierze piosenkarz rozpędzał hypetrain, publikując memy o najnowszym singlu, odpowiadając na krytykę, by w końcu zamieścić film, który miał być przeprosinami, a w rzeczywistości okazał się kolejnym nagraniem zawierającym fragmenty teledysku. Tym samym znowu udało mu się zwrócić na siebie uwagę i powtórzyć komercyjny sukces.
Już na początku drogi twórczej, Lil Nas X był niezwykle aktywny w sieci, nawiązywał znajomości i zdobywał coraz więcej followersów - głównie ze względu na publikowane przez niego memy. W końcu postanowił jednak zająć się muzyką, a w zdobyciu rozgłosu miało mu pomóc kilkadziesiąt tysięcy zgromadzonych obserwatorów. Niestety, na początku nie zażarło. Wówczas X postanowił promować swoje kawałki za pomocą memów, a decyzja ta ukształtowała jego brzmienie: krótkie, chwytliwe i humorystyczne numery. Efekt: viralowe Old Town Road, które opanowało media społecznościowe i biło rekordy Billboardu. Kiedy cały świat zastanawiał się, czy Lil Nas X będzie przełomowym twórcą muzyki country, ten nie zatrzymywał się, tworząc remiksy swojego hitu i nabijając kolejne miliony wyświetleń. Teraz odtwarza skuteczny przepis.
Kilka miesięcy przed premierą Old Town Road, zadłużony dwudziestolatek zrezygnował ze studiów i spał na kanapie u siostry. Teraz jest kolejną internetową sensacją, która po głośnym coming oucie postanowiła jeszcze bardziej przełamywać bariery branży muzycznej… Z różnym skutkiem, ale trzeba przyznać, że to gwiazda, która nie da o sobie zapomnieć.
Uwaga: żaden człowiek nie ucierpiał przy tworzeniu tego artykułu.