Na rapowej scenie przykłady fascynacji okultyzmem bądź elementy satanicznej estetyki można bez problemu znaleźć obecnie u Lil Uzi Verta czy Trippie Redda. Wcześniej chętnie sięgał po nie Tyler, the Creator, a gdyby cofnąć się dalej w przeszłość - m.in. Gravediggaz i Three 6 Mafia. I to już nawet specjalnie nie szokuje - diabeł po prostu od zawsze towarzyszył artystom.
Parę lat temu gromy posypały się na Trippie Redda, który sympatyczną, pop-rapową pioseneczkę (w tekście m.in. odniesienia do postaci Charlesa Mansona) okrasił obrazkiem przedstawiającym satanistyczny rytuał. A przecież niedawno co wrażliwszymi widzami wstrząsnął wyginający się na kolanach rogatego Lil Nas X - chodzi o teledysk do Montero (Call Me By Your Name). I słynne satanistyczne sneakersy z kroplą ludzkiej krwi.
Ale czym się tu ekscytować? Już na przełomie XVIII i XIX wieku Niccolò Paganini był oskarżany o to, że wirtuozerską grę na skrzypcach zawdzięcza konszachtom z diabłem. Inni twierdzili co prawda, że niebywałe umiejętności wynikały z kwestii anatomicznych, ale koniec końców Włochowi odmówiono ponoć ostatniego namaszczenia i katolickiego pochówku. Być może nie doszłoby do tego, gdyby sam nie podsycał plotek i nie trollował publiczności, udając np. że jest opętany.
Papierowy satanizm współczesnych raperów nie jest więc nowym zjawiskiem.
