LOWPASS zapisze się w historii czy w slangu dla lamusów? Miły ATZ i Marceli Bober debiutują w jednym zespole (DWUGŁOS)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Lowpass.jpg
materiały promocyjne Def Jam Recordings Poland

Miroff, HZG, ATZ - rap białych nygusów. Do tego Bober, co kopci jak dwusów. Taki jest koncept na LOWPASS; kolektyw, wpisujący się w modę na supergrupy, dostrzegalną u nas ostatnio. O ile OIO to kreskówkowe trapy, oni urządzają slam na brytyjskim block party.

LOWPASS nawet na papierze wydawał się intrygującym przecięciem. Bo Atezeciok to ancymon, który twardo stąpa po ziemi i wyspecjalizował się w rapowaniu dla rapowania, natomiast Marceli chodzi z głową w chmurach i podporządkował swoje nagrania poezji w oparach dymu. A jednak ten projekt się wydarzył, Miroff znalazł sample, Wuja jebnął basy i właśnie wspólnie debiutują.

1
Marek Fall

Ponad piętnaście lat temu Fisz połączył siły z Enveem, żeby na niskoosadzonych beatach uprawiać swoje spoken wordy. Mało kto pamięta już o Fru!, ale LOWPASS jest zdolny do wywołania takiego flashbacku, chociaż to dalekie echo. Jak można było dowiedzieć się pod koniec ubiegłego roku przy okazji premiery Jesteś bydłem - kwartet początkowo zafunkcjonował jako trio, które przygotowało na kolanie kilka utworów; następnie do składu dołączył basista Wuja HZG i beatowe loopy zaczęły zamieniać się w angażujące, muzyczne kompozycje. Bo te doły są tutaj równie ważne jak na południu Londynu. Albo jak w siedzibie Brainfeeder.

W warstwie brzmieniowej LOWPASS są bardziej stamtąd niż stąd. Romansują z downtempo, które kojarzy się z brzmieniami Ninja Tune pod białą sofę i czerwone wino; nie stronią od drum'n'bassów (Cierpliwość), zdarza im się potupać do house'u (Patrz jak tańczę). Szczególne wrażenie robi poziom przekminy aranżacji utworów, w których warstwa rytmiczna została pieczołowicie obudowana ambientowymi plamami dźwięków; nie brakuje też fajnych twistów jak w 0:35 Idę z prawdą, gdy wchodzi partia gitary jak u Darkside.

Miły ATZ ma niewiarygodną zdolność mimikry. Odnajduje się w tym równie sprawnie, jak na 2-stepach atutowego albo jak wtedy, gdy Nikaragua Guacamole robi beaty rodem z ery Materiału Producenckiego Quiza. Poza zróżnicowanym wachlarzem technicznym - kluczowy w przypadku tej premiery jest jego urok chłopaka z sąsiedztwa; ta podwórkowa dezynwoltura. Bo ktoś musi równoważyć poetycki spleen Bobera, który może i jest z miejsca, gdzie nic nie mówiono, nic nie widziano, ale Paulo Coelho włącza mu się regularnie, czym zresztą zdarza mu się zarazić Atezecioka. A skoro ziemia jest rajem szatana, a Marceli przechadza się po niej nago w złotych szatach - całe szczęście, że pojawia się tu Peja z wiwisekcją patologii. Nawet jeżeli ściga się z rytmem jak Helik ze Sterlingiem.

LOWPASS buduje nastrój odosobnienia i introwersji, co w przyszłości może być odbierane jako emblemat czasów pandemii. Nie ma tu potencjału na powszechny klasyk i pewnie stąd limitowany nakład, dostępny tylko w preorderze, ale gdyby takie wydawnictwo ujrzało światło dzienne przed dekadą - uchodziłoby obecnie w wąskich kręgach za Świętego Graala. Tymczasem może zaraz stać się białym krukiem, bo - jak ustaliliśmy w Def Jam - dostępne są ostatnie sztuki...

2
Lech Podhalicz

LOWPASS to płyta, która bankowo spodoba się nierapowym słuchaczom, na co dzień rzadko obcującym z polskim hip-hopem. Niezależnie od tego czy świadomie, czy nie. Dlaczego? Nieoczywisty dobór beatów, którym zwykle daleko do tych tradycyjnych - zarówno oldschoolowych, jak i trapowych - szablonów, odrysowywanych od kalki przez większość sceny. Wysoki poziom muzykalności i - co najważniejsze - kompozycje z krwi i kości, a nie jakieś tam przynudnawe loopy, stanowiące tylko tło dla nawijki. Tak zaaranżowane podkłady w polskim rapie to rzadkość.

Przejarana ekipa łatwo dzieli się na dwa. Dwóch raperów - Miły ATZ i Marceli Bober oraz dwóch muzyków - eksperymentalny beatmaker Miroff oraz perfekcyjnie technicznie basista Paweł Stachowiak. Dla hip-hopowych słuchaczy to mogą być nazwiska zupełnie anonimowe, ponieważ chodzi o postaci zakorzenione w undergroundzie. Z tym, że od pewnego czasu coraz śmielej coraz odważniej wykraczają poza muzykę niezależną. Debiut LOWPASS nie brzmiałby tak soczyście, tak różnorodnie i ciekawie, gdyby nie szerokie horyzonty Miroffa i HZG.

Pierwszy z nich bawił się beatową formą od dobrych kilku lat. Jeśli wpadliście na jego SoundClouda lub Bandcampa, to z pewnością zwróciliście uwagę na estetykę, którą preferuje. Echa Ghostly International i Brainfeedera; artystów takich, jak Shigeto, Shlohmo czy Teebs; wychillowane lo-fi; nacisk na perkusyjne elementy i głęboki, mellow vibe. Z kolei Stachowiak to etatowy basista w jazzowych bandach: od Siema Ziemia po te spod znaku Astigmatic Records, EABS i Błoto. Talentem dzielił się też regularnie z Pauliną Przybysz, Sonarem, Hatti Vatti czy Vito Bambino.

Mogymy potańczyć? Mogymy zarzucić kwasa? Mogymy odpłynąć na chmurce? Na debiucie LOWPASS wszystko mogymy, bo jest to album od ziomali dla ziomali. O zwykłym życiu, o codziennych wyzwaniach, nie o klapkach Gucciego, prywatnych samolotach i kolumbijskim katarze. Atezeciok i Bober to swoiste yin-yang, Neymar i Mbappé, majonez i ketchup. Leniwe flow Bobera doskonale uzupełnia wyrazistą nawijkę autora Czarnego Swingu. Bo to ATZ wiedzie tu prym, a jego - mniej popularny - ziomal stara się dotrzymywać mu kroku.

LOWPASS wypełniony jest analogowym brzmieniem, zakorzenionym w latach dziewięćdziesiatych i dwutysięcznych. Znalazło się tu miejsce dla g-funku. Jest psychodeliczny lot z Los Angeles, z którego byliby dumni Mndsgn i Ras G. Są brytyjskie dobra narodowe, jungle, d'n'b i breakbeat, a całość doprawiona basem polskiego Thundercata. Szukacie w rapie groove’u? Znajdziecie go aż nadto. Od tej astralnej wojażerki różni się penerski Pato Styl, w którym solidną gościnkę zalicza Peja. Najlepsze beaty na albumie? Cierpliwości, gdzie Miroff serwuje grooviasty breakbeat, wchodzący momentami w mroczny, brytolski jungle; melodyjny Jeden raz, którego nie powstydziłby się Flying Lotus oraz zamykający całość Raj dla poetów, gdzie dominują połamane 2-stepowe rytmy. W kwestii featuringów - Paulina Przybysz po raz kolejny udowadnia, że czuje się w rapie jak Hansi Flick na ławce Bayernu, a znakomity powrót do trueschoolowych klimatów notuje Otsochodzi. Ten kierunek wydaje się dla niego najsensowniejszym wyborem. Jak już wyjdzie płyta OIO, proponuję solówkę w klimacie Slamu.

Konkluzja? Muzycznie, aranżacyjnie i konceptualnie LOWPASS to solidny krążek, chociaż bez większych fajerwerków i z niedoborem linijek, które mogłyby na stałe wejść do mowy potocznej. Do warstwy beatowej oraz instrumentalnej nie ma się jak przyczepić, wszystko jest zagrane top notch, natomiast - niewielki, ale wciąż - problem pojawia się w monotematycznych i średnio porywających tekstach, które ocierają się o quasi-poetyckie truizmy. O ile Wuja HZG i Miły ATZ mają wyrobioną markę na scenie, tak dla Miroffa jest to kolejny - po płycie z Hodakiem - tour de force i dowód na to, że jest niezwykle wszechstronnym i osobnym producentem, jakich w Polsce zwyczajnie potrzebujemy.

LOWPASS to ciekawszy, bardziej intrygujący muzycznie, miejscami poważniejszy suplement do trójmiejskiej bandy Undadasea. Mniej o jaraniu, domówkach, afterach i bujaniu się po osiedlu, więcej raportu ze szczerej, low-key życiówy, któa mieni się w odcieniach szarości, ale jest regularnie podbijana cannabisem i substancjami psychodelicznymi. Bo przecież inaczej trudno wytrzymać w tym smutnym jak piz*a kraju.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz