Kiedyś Dragon Ball, dziś Naruto. Opowieść o shinobi z Konohagakure rezonuje na różne sposoby z młodym pokoleniem raperów. Jak to się stało, że shurikeny trafiły ich prosto w serca?
Artykuł pierwotnie opublikowany w 2022 roku
Nindō, z japońskiego dosłownie droga ninja, to w uniwersum Naruto – zestaw zasad i moralnych przykazań, wedle których żyje dany shinobi. Dla tytułowego bohatera mottem tym jest nie uciekanie i nieodwoływanie swoich słów. Nindō klanu Uchiha zaleca z kolei swoim członkom i członkiniom mścić się na swoich znienawidzonych wrogach. Zbiór rzeczonych dewiz jest indywidualnym wyborem każdego ninja lub schedą otrzymaną razem z krwią danego rodu – po wybraniu go, obowiązek przestrzegania jest podstawą obranej drogi życiowej. Nindō to konsekwencja, wierność sobie i swoim ideałom. I tak właśnie nazwał swój debiutancki album reprezentant QueQuality, OsaKa – jeden z wielu raperów, którzy czują miętę do świata zbudowanego przez mangę Masashiego Kishimito.
Streszczenie fenomenu i fabuły serii na potrzeby tego tekstu wydaje się niemal niemożliwe. 72 tomy mangi i 720 odcinki anime, podzielone na część pierwszą i drugą znaną jako Shippuden, samą swoją liczbą zdradzają ogromny sukces. Do 2019 roku manga sprzedała się w liczbie 250 milionów kopii na całym świecie i przez lata zasłużyła na miano jednych z najpopularniejszych shōnenowych tytułów. Historia Naruto Uzamakiego – chłopaka zamieszkującego Ukrytą Wioskę Liścia (Konohagakure) i marzącego o zostaniu uznanym w swojej społeczności ninja – to klasyczna klisza o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu wbrew przeciwnościom. W początkowej fazie Naruto wpisywało się w wiele prawideł rządzących tytułami pojawiającymi się w Shōnen Jump. Wyróżniało się jednak głupkowatym, ale czujnym humorem, umiejętnością naszkicowania dużej liczby wyróżniających się postaci oraz konsekwentnym rozwojem w kwestii tonalnego i emocjonalnego gradientu. Od pewnego momentu Naruto stawało się coraz poważniejsze.
Stopniowo dodawane ciemniejsze tony i półcienie zaprowadziły cały tytuł, łącznie z gromadą głównych postaci, na naprawdę mroczne ścieżki – zarówno w swojej warstwie estetycznej, w drugiej części bliskie nawet horrorowi, jak i całościowej wymowie. Można powiedzieć, że seria dojrzewała razem ze swoimi fankami i fanami. Z dziecięcej beztroski pewnym krokiem stóp odzianych w glany z kolorowymi sznurówkami wkroczyła w fazę nastolatka, który interesuje się okultyzmem i alienuje od innych, pogrążając w zalewie melancholii oraz zdezorientowania.
Jak w zasadzie Naruto wdarł się do świata współczesnego rapu? Inspiracje kulturą wschodu mają w świecie hip-hopu długą i szlachetną historię. Wu-Tang Clan zbudował całą swoją imponującą mitologię w oparciu o fabuły starych filmów kung-fu. GZA i reszta załogi chętnie czerpali także motywy z dzieł poświęconym samurajom. Młodsze pokolenia nawijaczy przez lata korzystały z nawiązań do Dragon Ball, które rościło sobie prawo do bycia najpopularniejszym anime na świecie. Prosta opowieść o naiwnym protagoniście nie zrodziła jednak wiele więcej ponad linijki oparte na wychwalaniu własnej zajebistości i porównywanie się do Super Saiyanów. Od dobrych kilku lat to właśnie historia o ukrytych osadach zamieszkałych przez ninja są jednak najpewniej najczęściej namecheckowanym anime w rapgrze.
Ten trend został już opisany 4 lata temu na łamach serwisu Pitchfork. W tekście Sheldon Pearce łączy porozrzucane po internecie kropki, ale spłaszcza wspomniane odniesienia do nazwania serii następcą Dragon Ball. Nie przygląda się motywom fabularnym oraz poszczególnym postaciom, zamiast tego powołuje się na analizy poświęcone spojrzeniom Afroamerykanów i Japończyków na swoje odległe kultury. Sęk w tym, że w żaden sposób nie tłumaczy to powabu Naruto wśród raperów oraz całościowo pokolenia millenialsów i generacji Z.
Można się kłócić, czy tytułowy bohater jest najpopularniejszą wśród fandomu postacią serii. Wydaje się jednak, że to miano należy się antybohaterowi mangi oraz kamratowi i rywalowi Uzumakiego, czyli Sasuke. To chłodny, zdystansowany nastolatek, który musi mierzyć się z piętnem swojego rodowego nazwiska oraz tańczy walca z immanentnym złem. Młody Uchiha zainspirował Lil Uziego Verta, który nazwał jego imieniem jeden ze swoich tracków. Nie powinno być to dziwne, zważywszy na to, że autor XO Tour Lif3 jeździ różowym Audi R8 z wizerunkami anime-lolitek i jakiś czas temu wszczepił sobie w czoło warty 24 miliony dolarów różowy diament, który upodobnił go do bliżej nieokreślonego mangowego herosa. W ustach Uziego personalia jednego z bohaterów serii są jednak tylko zwykłym namecheckiem. Podobny poziom nawiązań w swojej twórczości zaprezentował też SahBabii – zadeklarowany fan Naruto i innych japońskich animacji.
Ale największym ambasadorem serii w trapowym świecie był XXXTentacion. Kontrowersyjny raper przemycił do swojego wizerunku nawet stylizacje podobne do tych, które można znaleźć na kartach komiksu autorstwa Kishimoto. Część jego viralowej sławy przypisuje się też AMV [Anime Music Video – przyp. red.] zmontowanych z kadrów jej animowanej wersji, które ozdobiła muzyka X-a. Ten w otwarty sposób zapatrzony był w mroczniejsze akcenty fabuły – w szczególności sagę rodu Uchiha. Internet pęka w szwach od fan artów przedstawiających Tentaciona jako shinobiego wystylizowanego na członka organizacji Akatsuki. X przejął w ten sposób motyw klątwy i naznaczenia, które w zmitologizowanej wersji jego żywota miały nad nad nim ciążyć.
Po drugiej stronie oceanu zajawka na przygody Uzumakiego wcale nie jest mniejsza. Udowadnia to chociażby Offica, jeden z bardziej obiecujących przedstawicieli UK Drillu, który nawiązywał do serii za sprawą Naruto Drillings czy Sharingan. W klipach towarzyszących tym singlom raper przywdziewa maskę Tobiego – jednego z członków wspomnianego już Akatsuki.
Fascynacja ta nie jest jedynie domeną anglosasów. Na polskiej rapscenie także mamy zapalonych fanboyów. Oczywistym przykładem jest tu Szpaku, którego mixtape BORuto został ochrzczony imieniem syna Naruto – młody Uzumaki doczekał się nawet własnej serii. Twórca Różowej Pantery lubi sobie pogrywać z figurą wybrańca i spadkobiercy. Tutaj nawiązał do stajni prowadzonej przez Palucha oraz właśnie ukochanej serii. Odniesienia do anime nie kończą się na tytułowym bangerze. Na wyprodukowanym przez 2K wydawnictwie znajdziemy je też chociażby w Rick and Morty, gdzie Szpaku nawija o sharinganie – darze i przekleństwie Uchihów.
No i tu wracamy do wymienionego na początku tekstu OsaKi. Na Nindo zamieścił numer Amaterasu, który wprost odnosi się w nazwie do pochodzącej z mangi techniki kreaującej czarny, niemożliwy do zgaszenia płomień. MC porównuje do niego uczucie, które zobaczył w oczach drugiej osoby. Samo Nindo można z kolei nazwać concept albumem – OsaKa zawarł na nim 8 utworów, które symbolizują 8 wewnętrznych bram. To kolejny koncept z Naruto – tym razem jest to flagowa technika Rocka Lee i Guya.
Czy z fascynacji poszczególnych artystów można wyciągać całościowe wnioski? Oczywiste założenie jest po prostu takie, że Naruto stało się na tyle popularne, że zafascynowało także gości, którzy kładą rymy. Protagonista noszący w sobie dziewięcioogoniastego lisa rezonuje z częścią z nich. W plastycznym ujęciu flirtu ze złem, walką z klątwą i przeznaczeniem symbolizowanym przez losy Uchihów jest już coś dużo bardziej poetyckiego i dużo bardziej inspirującego – w oczywisty sposób zgrywającego się z romantyzującym życie z piętnem emo-trapem. Niektórzy najwyraźniej po prostu widzą świat oczami naznaczonymi sharingem.
Komentarze 0