Rapowe galacticos: Szczyl, Włodi czy Hałastra. Z 1988 rozmawiamy o „Rulecie”, część II

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
1988 Ruleta Tymek Kukon Wilku WDZ Hemp Gru Ras Berson Def Jam Syny
fot. Rafał Kolsut

Druga część przelotu przez kawałki z zatopionego w zbasowanym, nerwowym pulsie solowego materiału 1988. Pierwszą odsłonę znajdziecie tu.

Przegadaliśmy całą tracklistę Rulety, numer po numerze, feat po feacie, sampel po samplu, cut po cucie. Oto historia albumu opowiedziana słowami jej naczelnego krupiera, człowieka ukrywającego się pod numerycznym aliasem 1988.

10. Dutch (feat. Kukon)

Kukon to kolejna charyzmatyczna i ciekawa postać. Ogrody zajebiste – wiadomo. Jak wymienialiśmy się inspiracjami to okazało się, że mamy sporo wspólnych zajawek – choćby масло черного тмина i w ogóle dużo wschodnich rzeczy. I choć sporo osób twierdzi, że finalnie ten numer jest w jakiś dziwny sposób przystępny i wpadający w ucho, to my chcieliśmy zrobić coś naprawdę ciężkiego. Bit już na poziomie szkicu był bardzo ciemny i anty-bangerowy, taki spowolniony boom bap trochę w stylu DJ-a Muggsa. A refren, w którym Kukon powtarza w kółko kocham cię i nienawidzę, jak kokainę, nie dość, że brzmi jak jakiś follow-up… sam nie wiem do czego, to jeszcze zaaranżowałem go tak, żeby brzmiał jak jakaś pradawna mantra. Końcówka natomiast wyszła mi na ostatnią chwilę, na spontanie, bo z początku nie było planu, żeby on tak się ciągnął. No i chciałem go jeszcze bardziej skwasić, więc powrzucałem różne gitarowe sprzęgi, nawet jakiś operowy wokal – wszystko bardzo mroczne i odzwierciedlające ciemne strony kokainy i zbyt głębokiego uwikłania w te tematy. Takie trochę dźwiękowe kino noir.

11. Lejtmotyw (feat. scolop333ndra, hermeneia)

Pomysł pojawił się na ostatnią chwilę, bo wcześniej nagraliśmy numer z całą Tonfą, ale że Karol (aka Norman, połowa rzeczonego duetu) pod aliasem scolop333ndra odlatuje w trochę inne, bardziej romantyczne rejony, to stwierdziłem, że może się tu ciekawie wpisać w tę nieco bardziej magiczną połowę płyty. No i zajebiście to siadło po numerze z Kukonem – trochę podtrzymuję tę atmosferę, ale też muzycznie jest zupełnie inaczej, bo mocno poszliśmy w dubo-reggaetono-…szanty?!? Karol ma świetne wyczucie auto-tune’a – tak nieco Gaikowsko się nim posługuje. Umie też napisać tekst, który się do tego dobrze klei. Dodatkowo jego efektowany głos podbiłem na kontraście zupełnie czystym, wręcz operowym wokalem hermenei. O tym, że Karolina śpiewa wiedziałem wcześniej, ale jak wpadła do mnie do audycji w newonce.radio, to zdradziła, że działa nie tylko na płaszczyźnie didżejskiej, ale też kombinuje z produkcją i wokalem. Zaproponowałem jej, żeby zadebiutowała na Rulecie. Bo skoro ma taki zajebisty głos i potrafi się nim na różne sposoby posługiwać, to niech to będzie ten przysłowiowy pierwszy kot za płot – niech się przemoże, zyska pewności siebie i leci już dalej sama. Zaprosiłem ją do studia, nagraliśmy te ścieżki i super to zażarło, a dodatkowo wprowadziło więcej magii do tego numeru i pociągnęło ten operowy wątek, który pojawił się na końcu numeru z Kukonem.

12. Lufcik (feat. Barto Katt)

Ten bit czekał na swój moment jakieś cztery lata – to najstarsza produkcja na Rulecie. I jedna z moich ulubionych, jakie kiedykolwiek zrobiłem. Wracałem do tego raz na jakiś czas i mówiłem, że trzeba z tym wreszcie zrobić coś zajebistego. A że Barto potrafi świetnie odnaleźć się w takim nieco bajkowym wajbie, który ma ten bit, to puściłem go kiedyś, jak siedzieliśmy w Def Jamie, a on, że kurwa, stary. Zamknął się w drugim pokoju, napisał tekst i już kolejnego dnia mieliśmy gotowy numer, w którym jest sporo jego patentów realizacyjnych na wokal, bo Bartek ma ogromną świadomość tego, jak może wykorzystać swój głos i jak go później obrobić. Tam jest mnóstwo smaczków jak te dialogi z pogłosami w refrenie. Całość ma paranoiczny klimat; taki Philip K. Dick, którego – swoją drogą – bardzo lubię. Niby futurystyczne science fiction, ale bardzo komiksowe, niesztampowe – nie kolejna naiwna gadka o jakiejś dystopijnej przyszłości, tylko właściwie relacja z nieco inaczej widzianej teraźniejszości.

13. Bajkał (feat. Margaret, Kacha)

To był pierwszy singiel, ale ze względu na to, ile czasu minęło od jego publikacji, to trochę mi się przejadł i ciut go tutaj odświeżyłem. Dostał drugie życie i moim zdaniem dużo lepiej bangla. Proces produkcji tego krążka miał nastąpić dużo szybciej, ale trochę słabo to zaprogramowałem; wielu czynników nie wziąłem pod uwagę i nawet trochę żałuję, że to nie jest wersja, która pierwsza idzie do ludzi, ale od czegoś przecież musiało się to zacząć. Kilkanaście miesięcy temu, to był niespodziewany strzał i sporo krytyki zgarnąłem za to na klatę – ludzie nawet pisali, że Syny rozpadły się przez to, że nagrywałem z Margaret, co jest totalną – kurwa – bzdurą. Ten numer nie ma za grosz wydźwięku komercyjnego – ja tu nadal jestem sobą, tylko wcześniej mało kto mnie słyszał w takich trapowo-soulowych klimatach dziwnego R’n’B.

Na początku miał to być numer tylko z Kachą, ale wtedy wpadłem na pomysł nagrania czegoś z Margaret, z którą jeszcze wtedy się nie znaliśmy. Jak do niej uderzyłem, to okazało się, że ona szukała pomysłu na siebie i chciała robić różne dziwne rzeczy, co słychać w tym co nagrywa sama i w różnych kooperacjach. To była mega zajebista współpraca – bite dwa miechy wspólnej rozkminy nad kawałkiem, wysyłania sobie mood boardów i ciągłego odbijania piłeczki. Pracę skończyliśmy w styczniu, klip miał premierę w ten śmieszny blue monday i wszystko jakoś symbolicznie się zgrało, bo to nie jest żaden banger, tylko smutny numer o zjeździe i depresji, trochę o jaraniu, a trochę o stanach euforycznych, które finalnie zmieniają się w coś negatywnego. Dziewczynom zależało na tym, żeby walnąć taki statement, że nie są laskami od refrenów i że same mają coś do powiedzenia, co dziś może już wydawać się oczywiste, ale rok temu, jak jeszcze nie było na scenie Young Leosi czy Oliwki Brazil, to było dużo mocniejsze. I to właśnie Kacha z Maggie zaczynały poniekąd ten temat.

14. Plecak (feat. Tymek)

Z Tymkiem zrobiliśmy z pięć numerów i pewnie jeszcze coś zrobimy, bo mamy fajny wajb, a on jest mega pracowity. Choć to była dość nietypowa kooperacja – podobnie jak z Margaret, tylko to on odezwał się do mnie. Odpowiedziałem coś w stylu stary, ale mi zupełnie nie po drodze z twoją muzą. Wtedy znałem tylko Język ciała i wszystkie te ruskie hity, co robią setki milionów wyświetleń i nie miałem pojęcia, jaki to jest kreatywny i otwarty koleżka. Tymek namówił mnie, żebyśmy spotkali się w studio i szybko złapaliśmy kontakt. Puszczaliśmy sobie czego słuchamy, a on się jara naprawdę zajebistą muzą. Słucha Arci, Yvesa Tumora, Deana Blunta, Gaiki; pokazał mi pełno fajnych, wykręconych rzeczy. W ogóle jego postać jest zajebista, bo ma w sobie coś z takiego małego geniusza – jest nieokrzesany, wszędzie go pełno i jego sposób pracy jest bardzo impulsywny. Wtedy stwierdziłem, że ten ziomek ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego i chce zrobić coś wyjątkowego. A do tego jest jeszcze dobrym ziomalem – naprawdę dobrym człowiekiem. Bardzo mi zaimponował i choć nie wszystkie jego kawałki są w moim guście, to… co z tego?!? Jak się idzie tak szeroko, to nie sposób, żeby wszystkim wszystko się podobało. Trzeba próbować, a jak ktoś chce trochę odlecieć, to ja zawsze mogę mu w tym pomóc. No i zrobiliśmy te kilka numerów – coś na Seven Phoenix, Frisbee na Popularne. Miał być duet z jednym raperem, ale raper się nie wywiązał, więc rozwinąłem ten kawałek produkcyjnie – niby ma to bangerowy potencjał, ale później jest taki instrumentalny lot, że prędko się weryfikuje singlowość tego utworu. I też ten auto-tune, na którym Tymek jedzie, jest bardziej mój niż jego. On go nie chciał, ale jak go raz założyłem, to już nie potrafiłem zdjąć. Pojawiła się na nim jakaś taka dziwna, arabska melodia i bez niej to już nie było TO. Niby taki perfidny zabieg, ale właśnie tak ma być; zajebiście to działa.

15. Metronom (feat. Mokebe)

Kamil ma tak samo problematyczną ksywkę jak ja. Wymyśliłem sobie 88, a tu okazało się, że to nie rok mojego urodzenia tylko naziolskie pozdrowienie. Pierdolić jak się to niektórym kojarzy, jeszcze odzyskamy te wszystkie słowa i cyferki. A na nagrywkę Mokebe wpadłem przez Kachę, która podesłała mi jego numer na SBM Starter i mega mi siadło.

Ziomek nawija nieco melancholijnie, ale ma ciekawą barwę głosu i dobre są te jego przekminy – trochę małolackie, ale fajnie to gra i też fajne bity sobie pod to wszystko dobiera – jeden brzmiał jak jakiś Burial.

On brzmiał inaczej niż inni biorący udział w tej akcji, więc dałem mu cynę, czy by nie chciał wjechać do mnie na płytę. Spotkaliśmy się i okazało się, że to zajebisty ziomeczek; starszy niż mi się wydawało. Myślę, że jeszcze namiesza, bo nie wiem jak innym, ale mi na pewno brakuje takich gości. Trochę sadboy, ale z wyczuciem – w tym numerze taka agresja z niego bije i widać, że potrafi się chłopak wkurwić. Praca w studio była bardzo skrupulatna – dobrze wiedział, co musi poprawić, w jaki sposób co zaintonować i jakich efektów użyć w konkretnych miejscach. Bardzo świadomy ziomek, który dodatkowo ma jeszcze fajne inspiracje. A, że Mobb Deep i Wu-Tangi, które tu wymienia, też mi są bardzo bliskie to podbiłem te jego name droppingi jakimiś produkcyjnymi motywami i jest tu na początku kuchenka gazowa z Shook Ones, a później ten sam motyw z Davida Axelroda, który wykorzystał Havoc; taki beatmakerski follow-up.

16. Szum TV (feat. Nath)

Nath jest z tego samego undergroundu co LTE czy Osa – z tych smutnych chłopaków i dziewczyn – i podobnie jak oni ma swoją niszę, która jest w sumie całkiem spora. Czemu trudno się dziwić, bo jest zajebista i od niedawna już podpisana. Ma taki wręcz ASMR-owy, spokojny, wokalny sznyt i śpiewa tak cicho, że się trochę cykałem jak nagrywaliśmy czy tego szumu nie będzie aż za dużo, ale chyba jest git. To ma swój bardzo subtelny wydźwięk, z którym starałem się jak najlepiej zgrać, bo akurat w tym wypadku wszystko zrobiliśmy siedząc w studio. Nagraliśmy dwa numery – jeden poszedł do mnie na płytę, a drugi do niej. To jeszcze nie koniec, bo jakiś czas temu grałem z nią na Soundrive'ie i coś tam jeszcze kombinujemy. Ten numer wyszedł super i też bardzo pasuje akurat w tym konkretnym miejscu; zwłaszcza przed kolejnym…

17. Utkaj morde (feat. Tonfa, Zdechły Osa)

Od początku wiedziałem, że chcę mieć na płycie wspólny numer Tonfy i Osy, więc złapaliśmy się w Warszawie z Normanem i Kieratem – chłopaki nagrali swoje zwroty. Bit z początku był bardzo phonkowy, ale doszedłem do wniosku, że muszę go uprościć i wywaliłem te wszystkie cowbelle, po czym wysłałem Osie dwa pliki – w jednym sam instrumental, a w drugim prevkę ze zwrotkami chłopaków. Po chwili dostaję głosówkę na messangerze, że zajebiste i że już zaraz będę miał jego ślady. Po jakimś kwadransie dostaję plik, a w nim… 15 sekund nawijki. Dzwonię do niego i mówię: kurwa, ziomek, chłopaki się naprodukowali, a ty tylko ćwierć minuty dograłeś?!?, na co on, że przecież tyle tam bitu po nich zostało, bo się dograł po prostu do tej prevki. Ale przecież ja ci też sam bit wysłałem… A, no dobra, to jeszcze jakiś refrenik do tego dogram, no i wyszedł z tego w końcu bardziej hook, niż refren, bo się nie powtarza, ale dogrzałem go jeszcze amen breakiem i robi dobrą robotę. Z początku miałem zagwozdkę jak te 15 sekund dostałem – trochę taki lep na ryj, że ta nagrywka taka szybka i czy to jest chujowe, czy genialne. Przesłuchałem to, nie wiem ile razy, i w końcu doszedłem do wniosku, że genialne – ziomek jest naprawdę dobry i też dlatego właśnie jest dobry, że jest szybki i działa pod wpływem impulsu. I jeszcze to, że nawija tam, że tego typa co przed nim leciał to z reala nie zna, a teraz już się znają, bo klipa razem nakręciliśmy i koncerty graliśmy, a ten dalej leci to tak samo, to jest zajebisty paradoks. Lubię Osę za to, że wszystko musi być tu i teraz i… spierdalajcie. To jest 100% Osa. No i super nam ten numer zażarł – graliśmy go już w różnych miejscach i to jest bangerek, a dodatkowo pierwszy z nowych singli.

18. Przypływ (feat. asthma, Szczyl, DJ Zeten)

Ten numer był ostatnim ze starych singli i został ostatnim numerem na płycie. Cały, właściwie od bitu aż po zwrotki, powstał w dobie protestów. Chłopaki przyjechali do Warszawy, a tu pandemia, Strajk Kobiet i tysiące ludzi na ulicach. Wtedy mieszkałem chwilę w Warszawie i właściwie wszędzie słyszałem syreny – jechałem gdzieś przez miasto i co chwilę mijałem kolejne radiowozy, szedłem na spacer w jakieś zaciszne miejsce, a tam radiowóz; wszędzie jakiś kogut błyszczy i coś wyje; nawet mieliśmy z koleżkami takie powiedzonko sytuacyjne, że bóg syren to Ziobro.

Fajnie temat numeru się narzucił, a jednocześnie nabrał kształtu podczas wspólnej przekminki. Siedzieliśmy w studio, bit już był wybrany, a my zastanawialiśmy się jak to ugryźć. Z jednej strony jest to numer politycznie zaangażowany, ale z drugiej bardzo metaforycznie jest to wszystko rozkminione w kontekście przypływu, powodzi, Atlantydy i Posejdona. I tu wracamy do pierwszego numeru – płytę otwiera utwór mówiący o miłości z perspektywy syreny, a w ostatnim utworze ona wyje, co też się zgadza, bo przecież w mitologii w ten właśnie sposób syreny wabiły marynarzy, których statki rozbijały się później na skałach. Są więc tu i stare podania, i współczesna historia, i też jakieś wewnętrzne przekminki chłopaków. I choć całość ma mało oczywisty, nieco chaotyczny sznyt, to bardzo pasuje mi do tego czasu, w jakim to nagraliśmy. Mam ogromny sentyment do tego numeru. Może też przez to, że jest tu mocny follow-up do mojej EP-ki Ring the Alarm – w refrenie nawet sam się z niej wysamplowałem – ten przesterowany basik jest ten sam, tyle samo BPM-ów mają oba numery i można by je fajnie zmashupować, co może kiedyś robię.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0