Trwa moda na krętaczy. Dlaczego lubimy filmy i seriale o manipulatorach?

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
oszust.jpg
fot. Netflix

Akturalnie najpopularniejsze treści Netfliksa i nowe zapowiedzi filmowe mogą świadczyć o tym, że historie z oszustami w roli głównej właśnie przeżywają renesans. Czy to źle o nas świadczy?

Gdzie się podziali prawdziwi oszuści – nawijali niemal 20 lat temu (!) Mes, Blef i Ciech. Kogo mieli na myśli? Pośród galerii postaci zajawianych w zwrotkach ich dawnego singla przewijały się różne osoby. Amanci, kombinatorzy-intelektualiści czy ulicznicy, którzy kończyli jako przedsiębiorcy z przestępstwami podatkowymi na koncie. Utwór Oszuści wyrażał bowiem pewnego rodzaju sentyment za krętaczami.

Skąd to uczucie? Czy w ten sposób została wyrażona tęsknota za dawnymi czasami? A może podziw wobec nielegalnie radzących sobie spryciarzy? W końcu ci, mimo wszystko, potrafili brać życie za rogi. I to mimo wszystko pobrzmiewa do dziś. A może nawet mocniej niż kiedykolwiek. Bo popkultura ostatnio karmi się historiami wszelkiej maści cwaniaków. I choć z jednej strony, pociągające za sobą moralną czystość wyrażenie cancel culture, wkroczyło do głównego nurtu dyskusji nawet w Polsce, to fascynacja złymi postaciami – i to postaciami realnymi, robiącymi karierę w sieci – zamieniła się w pewnego rodzaju trend. Widać to po liczbach. Od popularności podcastów kryminalnych, przez licznie sprzedawane egzemplarze książek o polskiej mafii, aż po filmy biorące na warsztat życiorysy gangsterów.

Już nieraz analizowaliśmy to na łamach newonce. Ale można powiedzieć, że szerokie zainteresowanie osobami żyjącymi na bakier z prawem zyskało nową odnogę. Po przyciągających przed ekrany postaciach seryjnych zabójców, gangsterów czy narkotykowych bossów z Ameryki Południowej na horyzoncie pojawił się kolejny rodzaj przestępcy budzący fascynację. To właśnie przywołany na wstępie oszust lub oszustka. Ten, kto choć raz w ostatnim miesiącu zajrzał na Netfliksa, łatwo zrozumie, skąd ten wniosek.

Sweet, Sweet Tulipan

Oczywiście, nie jest to nowe zjawisko. Dokładnie 35 lat temu (w lutym 1987 roku) na antenie Telewizji Polskiej po raz pierwszy wyemitowano serial Tulipan. Przedstawiał historię największego oszusta-uwodziciela PRL-u. I co najważniejsze – luźno nawiązywał do prawdziwych zdarzeń. Czyli do historii niejakiego Jerzego Kalibabki z Dziwnowa – rybaka, który po średnio udanych próbach zarabiania na życie jako drobny przestępca i cinkciarz w wieku 32 lat rozpoczął karierę podrywacza-złodzieja. Od 1978 roku, przez cztery kolejne lata – aż został schwytany – uwiódł i oszukał blisko 200 kobiet. W tym czasie, lawirując między różnymi ofiarami swoich wyłudzeń, prowadził wystawne życie – ubierał się w ekskluzywnych Peweksach, jeździł taksówkami. Pod koniec swojej działalności okradał kobiety na Podhalu – to tam, w restauracji w Szczawnicy, miejscowy milicjant rozpoznał go podczas śniadania i doprowadził do aresztowania.

Kalibabka w 1982 roku, już po tym, jak trafił w ręce milicji, udzielił nawet wywiadu telewizyjnego. I choć premiera serialu, który pojawił się pięć lat później, wzbudziła duże kontrowersje – próbę zdjęcia go z anteny podjął na przykład przedstawiciel PRON-u, czyli dawnego Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego – to tytuł okazał się wielkim hitem. Podobno w szczytowych momentach Tulipan przyciągał przed ekrany nawet 19 milionów widzów. A przecież seria była później powtarzana w telewizji. Stała się też na tyle głośna, że wyrazy takie jak kalibabka czy tulipan weszły do języka potocznego. Nawet dziś starsza część polskiego społeczeństwa lubi używać je jako synonimy uwodziciela.

Co najciekawsze – poza tym, że wcielający się w główną rolę Jerzy Monczka został szybko zaszufladkowany w swoim fachu jako amant i nigdy nie udało mu się zagrać innej większej roli – postać Tulipana spotykała się z pewnego rodzaju pozytywnym odbiorem. A warto dodać, że Kalibabka, poza tym, że miał na koncie kradzieże i pobicia, oskarżany był także o gwałty (do czego się nie przyznawał). O sympatii do postaci tego manipulanta wspominał nawet Artur Barciś w podcaście Kamila Bałuka Dawno temu w telewizji. Barciś bowiem wcielał się w serialu w postać Zbyszka, który pobierał nauki u szewca. Zbyszek był w fabule bratem jednej z ofiar Tulipana. W telewizyjnej adaptacji tej historii to właśnie on, uwaga spojler!, pomógł schwytać tego przestępcę. I to w dość brutalny sposób. Dosłownie przygwoździł uwodziciela nogą do podestu, kiedy ten mierzył buty. Jak przyznał aktor po latach – wiele kobiet, które zaczepiały go na ulicy, miały mu za złe to, że tak postąpił z tytułowym bohaterem tej produkcji. Widocznie ten miał taki urok, że był w stanie imponować im na odległość. A może przede wszystkim na odległość. Prawdziwy Kalibabka zresztą sam otrzymywał wiele listów od dziewczyn do więzienia. Choć niektóre cenzurowano, ze względu na to, że kobiety w nich grypsowały, to były i takie, które zawierały rzeczywiste wyznania miłosne.

Psychologiczne podłoże manipulacji

Jak takim manipulantom udaje się w prawdziwym życiu uwieść kogoś do tego stopnia, że ta osoba powierza im swoje pieniądze? Jak ludzie dają się zwieść i nabierają się na historie oszusta? Zapytałem o to Katarzynę Kucewicz, popularną psycholożkę, psychoterapeutkę i autorkę książek, która znana jest także z tego, że prowadzi m.in. terapie dla par. Według niej ma to związek przede wszystkim z tym, że uwodziciele nierzadko dobierają starannie partnerki lub partnerów. Krok po kroku przyglądają się, ile czasu potencjalna ofiara będzie w stanie grać w ich grę i wierzyć w to, co mówią – tłumaczy Kucewicz. Dodaje także, że niektórzy są w szczególności podatni na taki rodzaj manipulacji. Kiedy człowiek tęskni za wielkim uczuciem, łaknie komplementów, miłych słów i czułości, a jest pod wpływem ogromnej bliskości takiej osoby, może ulec – mówi psycholożka.

Zaznacza także, że ofiara bywa często w kryzysowym momencie życia – np. niedawno ktoś ją porzucił. Albo gdzieś usłyszała niewybredne komentarze na swój temat. Albo przekroczyła już określony wiek i ma z tego powodu nieciekawe myśli dotyczące przemijania czy dojrzałości. Summa summarum – wystarczy, że jest w gorszej formie emocjonalnej. Kiedy w takiej sytuacji pojawia się ktoś, kto zaczyna ją doceniać, chwalić, wyznawać jej uczucia – ofiara może ulec fascynacji. Bo fascynujemy się często nie samym człowiekiem, ale tym, w jaki sposób on nas uwodzi – wyjaśnia Kucewicz. Mechanizm uległości przedstawia także bardziej obrazowo – osoba we wspomnianym kryzysie emocjonalnym może wręcz poczuć się w tej sytuacji jak w komedii romantycznej. Czasami człowiek potrzebuje usłyszeć, że jest fajny, wartościowy. Myślę, że oszustwa opierają się na potrzebie – podkreśla psycholożka. Żyjemy w czasach, w których jest bardzo dużo hejtu czy krytyki. Mniej pochwał czy doceniania. Portale plotkarskie serwują nam wytykanie błędów innych, a nie docenianie rzeczy, jakie się robi – mówi Kucewicz. Jej zdaniem właśnie dlatego większość z nas jest dziś złakniona pochwał. A jeśli ktoś odczuwa ich brak bardziej, łatwo może zatracić się w komplementach przypadkowo napotkanej osoby.

Tulipan z Izraela

Czy takie były też ofiary nowego bohatera, jednego z najpopularniejszych w tym roku dokumentów Netfliksa? Niekoniecznie. Ale w tym przypadku techniki manipulacji były naprawdę wyszukane. Oszusta z Tindera – bo o tej postaci z produkcji pod tym samym tytułem mowa – moglibyśmy określić Tulipanem 2.0. Historia tego manipulanta wciąż cieszy się ogromną popularnością na platformie. Zresztą ledwie dwa dni po premierze dokument był już na szczytach list TOP 10 w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii. Dotarł także na pierwsze miejsce najpopularniejszych pozycji na polskojęzycznej wersji platformy.

Co tak zainteresowało odbiorców? W produkcji wystąpiły trzy kobiety, które stały się ofiarami tytułowego podrywacza. To one zdecydowały się ujawnić przed kamerami wszystkie niekonwencjonalne techniki scammera, którego miały nieprzyjemność spotkać. Ten tak naprawdę nazywa się Shimon Hayut, choć podaje się za Simona Levieva. Czyli syna izraelskiego potentata diamentowego Lwa Levieva. Pozując na wiecznie zapracowanego, podejmującego się ryzykownych działań, najpierw popisywał się przed swoimi ofiarami własnym statusem. Przykładowo – Norweżkę Cecilie Fjellhøy na samym początku znajomości zaprosił na przelot prywatnym odrzutowcem. Do tego prezentował się oszałamiająco. Na Instagramie pozował w eleganckich ciuchach, eksponując zegarki (jak się okazało, fejkowe). Następnie, pod pretekstem kłopotów i sytuacji bez wyjścia (przesyłając np. zdjęcie zakrwawionej głowy swojego ochroniarza), wymuszał od kobiet wsparcie finansowe na wysokie kwoty. Jakie były finały tych historii – łatwo się domyślić. Aktualnie ofiary prowadzą zbiórkę na GoFundMe.com, aby pokryć długi będące efektem wsparcia udzielonego niedoszłemu wybrankowi serca.

Jednak to, że Izraelczyk w kilka dni stał się osobowością rozpoznawalną w kulturze masowej, nie jest jedynym efektem ekranizacji jego przekrętów. Jak wiele osób zyskujących dziś błyskawiczny rozgłos – niezależnie od przyczyn tej popularności – oszust próbuje monetyzować sławę. Pomimo toczącego się procesu w jego sprawie – i faktu, że już wcześniej ukrywał się przed zarzutami oszustw, a przebywając w Finlandii, trafił nawet do więzienia – manipulant otworzył m.in. konto w Cameo. To serwis, w którym można zakupić pozdrowienia od różnego rodzaju celebrytów i influencerów. Leviev od czasu premiery dokumentu prowadzi także własną kampanię mającą na celu oczyszczenie się ze stawianych zarzutów. Choć jego konto na Instagramie jest nieaktywne – możemy tam znaleźć oświadczenie w zapisanych Stories, w którym Leviev dziękuje za wsparcie. Nie jest też tajemnicą, że podpisał kontrakt z menedżerką Giną Rodriguez z GiToni Productions. Jej firma znana jest z takich show jak Mama June: From Not to Hot. To produkcja telewizyjna z popularną i zarazem kontrowersyjną June Shannon, także mającą na koncie drobne przestępstwa, która wybiła się dzięki programowi Toddlers and Tiaras. Jej kilkuletnia córka ubiegała się w nim o… tytuł miss.

Czy Simon Leviev pójdzie podobną ścieżką kariery? Już teraz wiadomo, że Netflix podjął wstępne rozmowy na temat przekształcenia jego historii w film fabularny. Zatem działalność Simona stała się nie tylko kolejną fascynującą popkulturowo opowieścią, ale i kolejnym przykładem, jak w cyniczny sposób można dziś robić karierę. Nawet na złej sławie.

(Nie)sławna Anna

Wie o tym doskonale także Anna Sorokin. To kolejna oszustka, która jeszcze do niedawna mogła być znana głównie młodym osobistościom nowojorskiej elity finansowej. Dziś jest na ustach całego świata – w czym także w pewnym sensie pomógł jej Netflix. Ale po raz pierwszy jej historię opisała w magazynie New York Jessica Pressler, amerykańska dziennikarka. To właśnie jej materiał zainspirował powstanie serialu Kim jest Anna?. Przygoda z kinem i TV nie była zresztą dla Pressler nowością – już w 2019 roku powstał film Ślicznotki, także na podstawie jej artykułu. Co ciekawe, choć autorka ma na koncie nominację do National Magazine Award i jest ceniona – sama dopuściła się niegdyś dziennikarskiego oszustwa. W 2014 roku opublikowała artykuł ze zmyśloną historią o licealiście, który rzekomo zarobił 72 mln dolarów na obrocie akcjami. Brzmi jak incepcja manipulacji? Być może to właśnie te osobiste przygody Pressler sprawiły, że zainteresowała się historią Sorokin. I wyszło jej to na dobre.

Kim więc była rzeczona Anna? Rosjanka zasłynęła tym, że pod zmyślonym nazwiskiem Delvey wkupiła się bez pieniędzy w towarzystwo dziedziczek i dziedziców ogromnych fortun. Jadała w najdroższych restauracjach i spała w znanych hotelach – wszystko na koszt bogatych ludzi lub ich luksusowych biznesów. Sama pochodziła z rodziny, która wyemigrowała do Niemiec z rosyjskiego robotniczego miasta Domodiedowo. Jej ojciec, kierowca ciężarówek, otworzył tam mały biznes. Sorokin, po tym jak opuściła Niemcy, studiowała w Londynie na słynnym Central Saint Martins i pomieszkiwała w Paryżu. Następnie ruszyła na podbój USA. Podczas nawiązywania kontaktów z zamożnymi ludźmi przedstawiała się – w zależności od poznanej osoby – jako niemiecka dziedziczka fortuny, raz firmy zajmującej się technologią, innym razem ropą naftową czy panelami słonecznymi. Potrafiła mieszkać kilka dni w luksusowym hotelu w Soho na Manhattanie, popijąc Dom Pérignon, po czym opuszczała to miejsce, nie płacąc ani centa za pobyt. Bywała na tych samych wystawnych kolacjach co Macaulay Culkin i Martin Shkreli. Często stawiała na proste przekręty – deponowała czek na 100 tys. dolarów w jednym banku, a nim kasjerzy orientowali się, że nie ma on pokrycia, wypłacała już 70 tys. dolarów w innej placówce. Planowała wielkie inwestycje, a nawet założenie fundacji swojego imienia. Do wszystkiego miała dojść za sprawą ściem, co zostało udaremnione.

Sorokin trafiła do aresztu w 2017 roku – na wolność wyszła po czterech latach, ale wkrótce została ponownie uwięziona przez ICE, czyli amerykański Urząd Celno-Imigracyjny. Netflix zapłacił jej za ekranizację 320 tys. dolarów, których de facto nie mogła odebrać z racji swojej sytuacji prawnej. Pieniądze zostały przeznaczone na spłaty kosztów procesowych i długów. Nie zbiło to jej z pantałyku – wręcz dodało wiatru w żagle. Obecnie jest aktywna na Instagramie i Twitterze – ostatnio nawet opublikowała wideo z Times Square ze zwiastunem Kim jest Anna? wyświetlanym na jednym z billboardów. Jeden z komentujących zaproponował: Uruchom biznes wspólnie z Simonem Levievem i jesteś ustawiona. No właśnie.

Dlaczego jaramy się historiami oszustów?

Oszuści Simon i Anna niewątpliwie zdominowali światową popkulturę w lutym 2022. Czy istnieje wytłumaczenie, dlaczego tego typu postaci tak fascynują ludzi? Obserwując takich bohaterów jesteśmy, jako widzowie, w innej pozycji – tłumaczy to zjawisko Katarzyna Kucewicz. Odnosi się przede wszystkim do tego, że posiadamy inną perspektywę niż ofiary czy ich otoczenie. Takie postaci są dla nas czytelne. Mamy wgląd w ich manipulacje, stosowane techniki. Myślę, że ludzi fascynują takie osoby, dlatego że są przede wszystkim ciekawe i charyzmatyczne – mówi psycholożka. Dodaje przy tym, że każda ekranizacja buduje pewien rodzaj napięcia, który ma na celu immersję – wciągniecie nas w daną historię.

Chcemy się temu przyglądać, ale z bezpiecznej pozycji fotela w mieszkaniu. Gdy nie konfrontujemy się, tylko obserwujemy, jest łatwiej – wyjaśnia Kucewicz. Kiedy na przykład w serialu „House of Cards” widzieliśmy sylwetkę Putina, przyglądaliśmy się mu z zaciekawieniem, a niektórzy może nawet i z podziwem – jak potrafi być przebiegły oraz skuteczny w kontakcie z prezydentem USA. Ale gdy dziś patrzymy na jego działania, w większości czujemy trwogę, odrazę, bo ta historia bezpośrednio nas dotyczy – powołuje się na przykład z aktualnych wydarzeń specjalistka. Według niej istotny jest przede wszystkim dystans. Bo jeśli coś nas nie dotyczy bezpośrednio – tak jak nie dotyczy nas na co dzień Charles Manson, Wampir z Zagłębia czy właśnie Simon Leviev – to patrzymy na taką osobę jak na postać z książki. Fascynują nas ich cechy takie jak przywództwo, spryt, intelekt – mówi Kucewicz. Czy to oznacza, że coś jest z nami nie tak? Nie, chyba, że postrzegamy taką osobę jako człowieka sukcesu. Jeśli wydaje nam się, że powinna iść po więcej lub jeśli zaczynamy się z nią identyfikować – to już może być niepokojące – odpowiada na koniec psycholożka.

Czy aktualnie panuje moda na oszustów? Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało – tak. Bo popularność wspomnianych produkcji sprawi, że tematyka będzie dalej eksploatowana. Widać to już w zapowiedziach. Jedną z nich jest ta od reżysera Chrisa Smitha, znanego zresztą z hitowych dokumentów o oszustach. To on stworzył m.in. Fyre o największym festiwalu, który nigdy się nie odbył, a jako producent wykonawczy odpowiedzialny był także za Króla Tygrysów. Twórca właśnie zapowiedział premierę miniserialu o przekrętach Sarmy Melngailis. To restauratorka z Nowego Jorku, która prowadziła dobrze prosperujące wegańskie lokale, ale wpadła w tarapaty po oskarżeniach o mobbing i liczne oszustwa. Zważywszy na wcześniejsze sukcesy Smitha – warto na tę produkcję czekać. Tym bardziej, że jak już wcześniej sobie wyjaśniliśmy – nie ma w tym nic złego. Bo dopóki artyści potrafią dobrze o oszustach opowiadać, nie jest oszustwem promowanie tych dzieł jako czegoś wartościowego. To naturalne, że chcemy je odkrywać. A kariera samych oszustów w social mediach – to już temat na zupełnie inny artykuł.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0