Sarius: Do końca będę dzieckiem wojny (ROZMOWA)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Sarius
fot. archiwum artysty

„Znów przechodzę w tryb prywatny...” - to pierwsze słowa, które padają na najnowszym albumie wychowanka częstochowskich ulic i osiedli.

I choć człowiek odpowiedzialny za Antihype często powtarzał, że muzyka jest jego całym światem, to akurat w tej rozmowie tego nie widać, bo poświęcamy jej stosunkowo mało miejsca. Więcej tu o zmianach w jego życiu prywatnym, walce z demonami, o przebodźcowanych ludziach przeżywających swoje życie w smartfonie i o tym, że teraz wszystko jest masakrą i tragedią.

Rozmawiamy w wyjątkowym okresie twojego życia, bo za kilka tygodni zostaniesz ojcem. Jak się z tym czujesz? Pytam totalnie po ludzku.

W tej chwili nadal trwa u mnie wzmożony wystrzał adrenaliny, który nastąpił na początku tego roku, kiedy dowiedzieliśmy się, że zostanę ojcem. Obecnie zajmuje nas remont kuchni, tarasu, pokoju dziecka i... nie pamiętam, czego tam jeszcze. Dzieje się dużo. Przez dwa miesiące nie mieliśmy w domu lodówki (śmiech), a przez trzy chodziły po naszym domu ekipy remontowe, więc czasem nawet nie opłacało się myć podłogi, bo za chwilę wjeżdżały kartony albo sprzęt do cięcia płytek.

Jak te codzienne wyzwania połączyłeś ze swoją trasą koncertową?

Na pewno nie było to łatwe, bo w mojej głowie wiele myśli toczyło się równolegle. Powiem ci szczerze, że dużo koncertowałem, ale w ogóle nie myślałem o swojej wizji rapu. Ba, nie miałem nawet czasu na jego słuchanie. W trasie sięgaliśmy głównie po spokojną elektronikę, unikaliśmy słów w muzyce. W tej chwili w pierwszej kolejności zastanawiam się, jakim będę ojcem, a dopiero później jakim będę raperem-ojcem.

Szukasz w swoich dotychczasowych tekstach zdań, których się wstydzisz i których byś już nie powtórzył ze względu na swoje dziecko?

Nie popełniłem na swoich płytach wersu, za który mógłbym się dziś wstydzić. Pisałem jak buntownik, ale nie uważam tego za wstyd. Nie obawiam się tego, że moje dziecko za kilkanaście lat powie mi - Tato, a dlaczego tak powiedziałeś na płycie? A ja nie będę wiedział, co odpowiedzieć. Jestem pewny swojej dyskografii. Nie należę do tych artystów, którzy popełnili jakiś paszkwil.

Sarius
fot. archiwum artysty

Myślisz, że twoi słuchacze wyznają zasadę jakie życie, taki rap?. Pytając wprost - obawiasz się, że Sarius-ojciec stanie się dla swoich odbiorców kimś nudnym?

Myślę o tym, bo nie wiem, jakim teraz będę raperem. Obawiam się - w pozytywnym znaczeniu - że moja córeczka przejmie cały mój świat, a do tej pory całym moim światem była muzyka. Nie wiem, jak będę reagował na tworzenie muzyki, kiedy będę musiał się budzić co trzy godziny i karmić niemowlaka. Ostatnio siedziałem sobie w saunie i zastanawiałem się, czy w ogóle nie zrobić teraz albumu w stu procentach dla dzieci, by przelać swoje cukierkowe emocje. Może zrobię płytę bez przekleństw? A może zrobić sobie urlop od rapu? Naprawdę nie wiem, jak to wszystko będzie za chwilę wyglądać. Muszę dopytać, czy istnieje coś takiego jak urlop tacierzyński dla raperów (śmiech).

Czego jeszcze się obawiasz?

Najbardziej czuję lęk przed tym, jak zmienia się rozbieżność myślenia między mną a obecną młodzieżą. Boję się, że w pewnym momencie będę musiał wycofać się ze społeczeństwa, by nie zwariować, bo nie chcę gromadzić w swoim życiu emocji w stylu - złość. Coraz trudniej przechodzi mi się obojętnie obok... tak naprawdę... codziennych aspektów naszego życia, naszego myślenia.

Mówisz o czymś konkretnym?

Pewne zjawiska powoli przestaję rozumieć. Mam na myśli np. pewnego rodzaju spłycenie w myśleniu, załatwianie poważnych tematów w jednym zdaniu. Zauważ, że teraz wszystko jest masakrą i tragedią. Wszystko jest hiperbolizowane do granic możliwości, żeby tylko uzyskać ułamek sekundy atencji innego człowieka. Wszyscy jesteśmy przebodźcowani. Nie wiem, dokąd to wszystko zmierza. I powiem ci, że mam wrażenie, że o dziwo mało ludzi widzi i myśli podobnie. Wszyscy chyba dają się w to wciągnąć i przeżywają swoje życie w smartfonie. Ale to też nie jest tak, że ja mam się za lepszego od innych, bo totalnie tak nie jest. Nie chcę nikomu mówić jak ma żyć. Jestem tylko raperem, który nie posiada wyższego wykształcenia (śmiech). Ale może w końcu je zdobędę, bo ostatnio myślałem o tym, że może w końcu warto skończyć studia - ale to tak przy okazji.

No dobrze, ale twoją teorię o spłyceniu opierasz tylko na tym, co dzieje się w cyberprzestrzeni. W realu też widzisz rzeczy, które cię przerażają?

W tym roku w - jak to nazwałeś - realu to ja głównie widzę panią na ryneczku, od której kupuję świeżą włoszczyznę. No i widzisz - już w twoim pytaniu widać przejaw tej zmiany w myśleniu, o której mówię.

To znaczy?

Nie deprecjonowałbym pojęcia w internecie. Nie stosowałbym już podziału na życie w internecie i życie w realu, ponieważ internet odgrywa dziś ogromną rolę w codziennym życiu ludzi, a czasami wręcz dominuje w nim i wypiera życie realne. Dzisiaj niejeden małolat odczułby większą krzywdę w sieci, gdy na przykład usunęlibyśmy mu jakieś konto niż gdyby złamał sobie rękę na rowerze. Ale chciałbym jeszcze wrócić do twojego wcześniejszego pytania.

Śmiało.

Staram się dziś pełnić rodzaj pewnego filtra dla samego siebie i nie dochodzą do mnie pewne treści, nie tracę czasu na niektóre informacje. W mojej rzeczywistości skupiam się na pozytywach. Trudno bym ich nie widział, kiedy mogę grać trasę koncertową i co weekend spotykać się z życzliwymi osobami. Więc spokojnie - nie grozi mi życie dziwaka, który zamknął się w lesie i rzuca toporami (śmiech). Nie jestem zgorzkniałym typem, którego zawiodło życie. Nie chcę zamykać się na świat, ale coraz częściej schodzę z drogi ludziom, którzy - moim zdaniem - podążają w złym kierunku.

Życie cię nie zawiodło, ale słuchając twoich tekstów, mam wrażenie, że często zawodziłeś sam siebie. Mam rację?

Nie jestem idealny, ale staram się wypracowywać coraz lepszą wersję siebie. Kiedyś wypominałem sobie błędy, zagubienia i złe decyzje, ale z każdym dniem coraz bardziej wierzę, że taka jest właśnie droga samorozwoju. Błędy, które popełniłem wydawały mi się tak duże, że przez dłuższy czas nie mogłem ich przeboleć. Jednak zrozumiałem, że każde z tych wydarzeń jest elementem mojego życia. Chodziłem bardzo ciemną ścieżką, ale w ostatniej chwili udało mi się z niej zejść.

Co to znaczy, że zszedłeś z niej w ostatniej chwili?

No wiesz, sporą część swojego życia poświęciłem na sprawy bardziej mroczne. Nie pielęgnowałem w sobie wyrozumiałości, bo towarzyszył mi gniew, pretensje do świata i wewnętrzny ból. Wieloletnie skupianie się na takiej energii usztywniało moje komórki, które pracowały w zły sposób. Efektem życia w takim stresie i napięciu jest na przykład nowotwór. Jak mówi teoria Tolkiena - zło nie ma daru tworzenia, tylko dzielenia. Zło jest czarną dziurą.

Myślisz, że już w pełni odwróciłeś się od złych emocji?

Odbyłem osiem wyjazdów, na których przez siedem dni nic nie jadłem. Robiłem sobie takie wyjazdy co pół roku. Kiedyś odbyłem dwa w ciągu miesiąca. To były chwile, kiedy bardzo zjednałem się ze swoim organizmem i się go nauczyłem. Połączyłem swoje ciało z duszą. Ciało jest naszą świątynią i skorupą, o którą musimy dbać. Tak jak nie możemy zapominać o higienie ciała, tak nie możemy też zapominać o higienie umysłu. Jakiekolwiek zaburzenie na linii ciało - dusza powoduje, jak to powiedział Jim Carrey, schizofrenię czy depresję. Depresja to nasze wewnętrzne ja, które daje do zrozumienia, że jest zmęczone życiem w tym sztucznym świecie, które sobie sami wytwarzamy. Chcę podkreślić, że wspomagam się teraz słowami Carreya, pod którymi się podpisuję. Podkreślam to, bo nie chcę, by zrobili ze mnie szamana albo lekarza. Nie daję porad.

Pozwolisz, że będę kontynuował temat. Chcesz mi powiedzieć, że pożegnałeś się już z wszystkimi demonami?

Nie mogę tak powiedzieć. Posłużę się myślą, która towarzyszyła mi, kiedy powstawał utwór Dziecko wojny. Oczywiście teraz, kiedy mamy wojnę za ścianą i w Palestynie, ma ona inny wydźwięk. Każdy z nas wstając rano walczy ze swoimi demonami i toczy bitwę o lepszą wersję samego siebie. Przynajmniej tak powinno to wyglądać. Trzeba toczyć codzienny bój o to, by zasnąć kimś lepszym. Oczywiście nie wszystkim się udało, bo już dawno skapitulowali albo przeszli na stronę wroga. Ja do końca będę walczył o lepszą wersję samego siebie. Do końca będę dzieckiem wojny.

To pogadajmy jeszcze o tej wojnie z samym sobą, bo na krążku Ostatnie takie emocje piszesz dużo o alkoholu.

Bardziej o mrocznym świecie backstage'y i trudnych powrotach do domu. Alkohol oczywiście jest obecny w branży rozrywkowej, ale nigdy nie był dla mnie takim problemem, bym poświęcił mu całą płytę czy numer. Każdy raper, który aktywnie koncertuje, nawinął w swoim życiu wers w stylu - jestem już zmęczony chlaniem wódy po koncercie i zapachem dymu papierosowego. Tylko wiesz, ja nie chcę narzekać na branżę. Byłbym hipokrytą, gdybym to teraz robił, bo nie mam z nią żadnego kontaktu.

Co drugi raper mi tak mówi.

(Śmiech). Mówię prawdę, bo po koncertach, kiedy mam tylko chwilę, wychodzę do ludzi, a później od razu jadę do domu. Bywa i tak, że nie mogę poświęcić swoim odbiorcom kilku chwil, bo pędzę na chatę. Tak, jak ci powiedziałem wcześniej - w tym roku nawet nie słucham rapu.

Sarius
fot. archiwum artysty

O.S.T.R. często mówił, że nie ma nic wspólnego z branżą. Myślisz, że nasiąkłeś tym od niego?

Nie, nie. To mój naturalny wybór spowodowany przesileniem koncertowym. Jestem w trasie od siedmiu lat, więc byłbym ślepcem, gdybym dalej czerpał przyjemność i był ciekawy tych wszystkich rozmów z raperami. Nawet dzisiaj byłbym w stanie ci powiedzieć, czego one będą dotyczyć (śmiech).

Widziałeś już w tym rapowym świecie wszystko?

Pewnie nie, ale widziałem już wystarczająco dużo. Więcej ode mnie widział Taco Hemingway, bo to on na przykład zagrał na Stadionie Narodowym.

Ty masz ambicje, by wypełnić stadion?

Chyba nie... Aż tak daleko nie wybiegam, ale kiedy grałem jakiś czas temu na Torwarze na jubileuszu Wojtka Sokoła, to stałem tak sobie z boku i myślałem, że fajnie byłoby kiedyś zorganizować podobny koncert. Ale nie wiem, czy ja odcisnąłem się na tyle na naszej scenie, że mógłbym wyprzedać Torwar. Nie widzę też konkretnych potrzeb, bym miał nagle rzucić wszystko i realizować taki pomysł. Na pewno muszę wydać jeszcze kilka albumów, by dojść do takiego poziomu. Może za 5 lat będzie dobry czas na takie wydarzenia? Kto wie.

Na koniec chciałbym nawiązać do ostatniego nagrania z twojej tegorocznej płyty - To nie dla chłopców, a mężczyzn. W którym momencie poczułeś, że stałeś się mężczyzną?

Nie poczułem tego w konkretnym momencie. Nie powiem ci, kiedy przekroczyłem tę linię i z małolata stałem się facetem. Kiedyś bardzo mnie jarało bycie takim rock and rollowym małolatem, a teraz jarają mnie postacie, które wzbudzają większy szacunek i powagę. Odpowiem tak - kilka lat temu nagrałem kawałek Facet, w którym mówię, co robi facet. Wydaje mi się, że odhaczyłem sporą część z listy, którą przedstawiłem w tamtym utworze.

Co to za postacie?

Mam na myśli np. tego ziomka, który gra główną rolę w serialu Peaky Blinders (śmiech).

Zobacz także:

Rok politycznego i społecznego przebudzenia. Raperzy znów mówią o najważniejszych rzeczach (FELIETON)

Szykuje się duży beef na naszej scenie? Sarius zaczepia Żabsona w nowym kawałku

Sarius z impetem wszedł w rok 2024 – płyta, książka, film i… ojcostwo

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz