Nie bój się zmiany na lepsze: recenzja „Stranger Things 4” (BEZ SPOILERÓW)

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
Stranger Things
Courtesy of Netflix

Ostatnio gorzej działo się w Hawkins i nie chodzi tylko o to, że Rosjanie w podziemiach galerii handlowej zaczęli kombinować nad otwarciem bramy między światami. O ile pierwszy sezon to – otoczony kultem – przebój o niemożliwym do przecenienia impakcie popkulturowym (m.in. na poziomie renesansu ejtisów), o tyle każdy kolejny przynosił raczej ochłodzenie emocji. I gdy wydawało się, że bracia Duffer doszli do ściany, udało im się ponownie wzbudzić ekscytację Stranger Things, obierając kierunek na teen horror.

W kolejnej odsłonie serialu pojawia się więc i szalony morderca, i nawiedzony dom, a tłem wydarzeń jest satanic panic, czyli zbiorowe szaleństwo Amerykanów na punkcie satanistycznej ośmiornicy, do której należeć mieli choćby gracze Dungeons & Dragons... Więcej o tym zjawisku pisaliśmy przy okazji materiału na temat reportażu Szatan w naszym domu i serialu Synowie Sama.

Stranger Things
Courtesy of Netflix

Po Bitwie o Starcourt z poprzedniego sezonu, która w świadomości lokalnej społeczności funkcjonuje jako pożar, całe miasteczko liże rany. Zaczyna funkcjonować przekonanie, że ten skrawek ziemi w stanie Indiana jest przeklęty. Co w sumie, biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia, nie jest dalekie od prawdy.

Marzec, 1986 roku. Grupa przyjaciół została rozbita. Rodzina Byersów wraz z Jedenastką (Millie Bobby Brown), która utraciła moce, przeniosła się do Lenora Hills w Kalifornii. Ex-superbohaterka nie potrafi odnaleźć się w licealnej rzeczywistości. Jest prześladowana przez rówieśników i – tak jak Will (Noah Schnapp) – z utęsknieniem wyczekuje ferii wiosennych i odwiedzin Mike'a (Finn Wolfhard). Zjarus – Jonathan (Charlie Heaton) i redaktorka lokalnej gazety – Nancy (Natalia Dyer) też nie mogliby się doczekać wolnego, ale nie wychodzi im związek na odległość, więc nie spotkają się tej wiosny. Mike (Finn Wolfhard) i Dustin (Gaten Matarazzo) pozostali nerdami – grają w gry fabularne jako członkowie Klubu Ognia Piekielnego pod skrzydłami Eddiego Munsona (Joseph Quinn), który wygląda jak młody Eddie Van Halen. Z kolei Lucas (Caleb McLaughlin) stara się poprawić coolness factor jako zawodnik szkolnej drużyny koszykówki. Znacznie oddalił się od Max (Sadie Sink), która przeżywa traumę po śmierci Billy'ego w Stratcourt. Steve (Joe Keery) i Robin (Maya Hawke) pracują razem w wypożyczalni kaset video. On ma problem z tym, że randkuje na potęgę, ale nic konkretnego z tego nie wynika, a ona, że nie wie, jak zagadać do dziewczyny, która jej się podoba...

Brzmi jak najzwyklejszy serial młodzieżowy? Nic z tych rzeczy. Już w pierwszych sekwencjach otwierającego epizodu następuje powrót do września 1979 roku i Narodowego Laboratorium w Hawkins, gdzie dzieciaki siłą telekinezy napędzają resoraki i bączki, a wkrótce ma tam miejsce masakra. Na końcu dochodzi natomiast do zabójstwa, a że jest mu bliżej raczej do uniwersum Egzorcysty niż CSI – jedyny świadek ucieka przerażony z miejsca zdarzenia, stając się głównym podejrzanym. Tymczasem Joyce (Winona Ryder) otrzymuje tajemniczą paczkę z Rosji i zwraca się o pomoc do Murraya (Brett Gelman)...

Czwarty sezon Stranger Things rozgrywa się więc na kilku równoległych płaszczyznach. Ekipa z Hawkins – wśród paniki, podsycanej przez koszykarzy żądnych samosądu – stara się na miejscu rozwiązać zagadkę kolejnych zabójstw. Odkrywa przy tym czarną kartę z historii miasteczka; trafia do – wspomnianego – nawiedzonego domu, a ostatecznie także na Drugą Stronę. Przeciwstawne siły rządowe wpadają na trop Jedenastki, która musi zmierzyć się ze swoją przeszłością. Rusza jej na pomoc ekipa z Kalifornii. No i jest akcja na Kamczatce, co zostało już zasygnalizowane w post-credits scene ostatniego odcinka trójki.

Stranger Things
Courtesy of Netflix

Znowu doskwiera ten rosyjski plot, który miał pewnie stanowić nawiązanie do zimnowojennego science fiction, ale jest szyty zbyt grubymi nićmi, zaburzając dynamikę serialu. I nie mija tęsknota za kameralnością pierwszej odsłony serialu, bo Dufferowie ponownie snują tu bombastyczną opowieść. Ożywczym zabiegiem okazuje się jednak wprowadzenie elementów jak z American Horror Story; upiornych retrospekcji, szpitala psychiatrycznego, demonicznego antagonisty.

Poza tym – piorunujący jest finał, gdy połączone zostają wszystkie wątki. Nawet, jeżeli następuje to w sposób odrobinę naciągany – tak ekscytującego odcinka jak zamknięcie pierwszej części czwartego sezonu nie było od czasu pierwszego hype'u na Stranger Things w 2016 roku. Tylko jak po tym doczekać do lipca na premierę dwóch epizodów, stanowiących drugą część?!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.