Ci bardziej wyzłośliwiający się odbiorcy zarzucają niuansowi, że urządzamy tu kościół Kaza Bałagane i Belmondziaka. Zaprzeczać nie zamierzamy, oburzać się tym bardziej. Dlaczego o tym wspominam? Bo wiele wskazuje na to, że Hałastra jest na dobrej drodze, aby dołączyć do grona naszych bożków.
Czytasz artykuł premium. Spodziewaj się więcej takich treści w newonce.club – naszej nadchodzącej subskrypcji.
Były – nie zawsze trafne – porównania do PRO8L3M-u, które zresztą Kwiatek Haze i Książę Mazowiecki sprawnie odbijali. Ale jednocześnie czuli rodzaj wyróżnienia. Prezentujemy podobny nurt rapu. Okołouliczny, ale ambitny. Nie chciałbym jednoznacznie klasyfikować naszej stylówy. Opisujemy świat, jaki widzieliśmy – mówił mi Kwiatek podczas przeprowadzonego w lipcu wywiadu. I trudno się z tym nie zgodzić.
Były featuringi u Peji, wspomnianego Bedogie i ostatnio u UK soundowej ekipy Mordor Muzik. A co najważniejsze – dwa wyróżniające się jakością mikstejpy: Pierwsza sztuka oraz Sztuki arkana. Ubiegłoroczny materiał doceniliśmy zresztą w końcoworocznym podsumowaniu kwitując: chwalimy Hałastrę z odpowiednią dozą asekuracji i świadomością, że dopiero ujawnią przed nami pełną paletę możliwości. Ujawnili?
Minął rok, o duecie z Kotliny Warszawskiej dowiedziało się szersze grono słuchaczy, a co więcej, pod swoje skrzydła przygarnął ich Kaz Bałagane. Efektem wspólnych działań były nie tylko single W Materiale (z Cock.0z Mixtape) i Lojalność, bracie, ale też połączone dystrybucyjne siły E1 i Narkopopu. Czy pomocna dłoń starszego kolegi po fachu wyszła Hałastrze na plus? Zdecydowanie.
Pojawiające się od 26 listopada, czyli dnia premiery, pierwsze opinie na temat Sztuki drugiego obiegu są mieszane. Dziwią mnie jednak zarzuty o generyczność, muzyczną stagnację, brak słyszalnego rozwoju i świeżych pomysłów. Co zabawniejsze – są nawet głosy o zdecydowanym kroku wstecz. I faktycznie, przy okazji rankingu albumów za 2020 rok sam trochę narzekałem na liryczną powtarzalność, ale – tu biję się w pierś – z upływem czasu nie uważam tego za kluczowy czynnik wpływający na jakość in minus. Co więcej, na trzecim mikstejpie Hałastra dalej eksploruje podobne motywy i wcale nie oznacza to, że pod względem tekstów wieje nudą. Jestem z Polski jak Suchowlański; Ruchy przemyślane jak Garri Kasparow/By się saldo nie wahało jak statek Jurata czy Nawinę o pixach, opisze to pismak na tablecie/Składam litery by dać temu wyraz jak T9 to są przecież błyskotliwe, oryginalne porównania. Nie róbmy z osiedlowej hustlerki kwadratury koła. Może panowie mieli cytować Deleuza? Albo nawiązywać do twórczości Fassbindera? Bo jeśli ktoś spodziewał się po Kwiatku i Księciu tematycznej rewolucji albo złożonego, niemalże filmowego storytellingu na poziomie Sokoła, to zwyczajnie się przeliczył. Zupełnie jak w popularnym memie: ale to ty dzwonisz.
Ale zostawmy na moment lirykę. Hałastra stopniowo zaostrzała apetyty znakomitymi singlami. Zarówno dynamiczny Zwykły chłopak, drillowe Objawienie i ponure, bardziej klasyczne Wychodzę z mroku za jakiś czas będą aspirować do miana klasyków nowej fali ulicznego rapu. Dekadenckiego, ambitniejszego i stawiającego na nieskomplikowane, ale nie prostackie, rozkminy nad osiedlowym ekosystemem. Łatwo wpaść w kupę gówna, tak jak Czajka. Ciężko Kwiatkowi nie przytaknąć: Sztuka drugiego obiegu to momentami dość mizantropijna narracja rodem ze Ślepnąc od świateł. Tyle że pozbawiona realizmu magicznego i pretensjonalnych, egzystencjalnych motywów. Tu się dzieją poważne rzeczy.
Zastanawiam się, w którym miejscu – pomijając hustlerską konwencję – trzeci materiał Hałastry jest generyczny, nudny i powtarzalny. Wystarczy przecież wziąć na tapet dopracowane w każdym detalu i wyprodukowane z dbałością o aranżacyjne szczegóły utwory. Najlepszy w mojej opinii track na płycie – Angielska pogoda ze śpiewającym Louisem Villainem – to jest najwyższa hiphopowa półka. Powtarzane w refrenie linijki: Ciemne chmury nad miastem/ludzie czekają aż skapnie są niemiłosiernym earwormem, od którego uwolnić się równie ciężko, jak Lewandowskiemu od klątwy Ballon d'Or. A sam numer to wykraczający poza – w tym przypadku ograniczającą artystycznie – łatkę polskiego rapu. Sem0r GOAT, wersy Księcia (przeliczam kwit, chyba jest git/kitram, znikam, błysnęli gdzieś Kią) i Kwiatka (angielska pogoda, przekmina typowo polska) są narracyjnie przemyślane i zarapowane bez potknięć. To zresztą domena całego materiału – jakiekolwiek argumenty o braku skilli czy warsztatowych słabościach można włożyć między bajki pokroju Pizzagate.
Kontynnując bitowy wątek: tym razem duet postawił na różnorodność. I opłaciło się. Wspomniany Sem0r stawiający na melodyjność i głębię; Dr AP samplujący bliskowschodnie akcenty i podkreślający całość tłustym bassline’em; albo kyonearth, który w Eksploratorze uskutecznia hipnozę w trybie banger. Znakomicie buja LOAA w Zwykłym chłopaku, a z popularnym, drillowym motywem udanie eksperymentują Louis Villain (Lojalność, bracie) i SHDØW (Objawienie). Siostrzane są podkłady Młodego i Olehead, którzy – kolejno w Rundzie i Lotach na bani – dostarczają masywny, powolny i melancholijny oldskul najwyższej próby. Z kolei Wychodzę z mroku od Mixedbytrzy to połączenie osiedlowej penery z krystaliczną produkcją znaną również z drugiego numeru na trackliście. Niezależnie od wajbu, w zasadzie każdy bit wykracza poza oklepaną rapową stylistykę.
W bardziej klasycznych fragmentach Hałastra uderza w mroczne uliczne wyziewy znane ze wcześniejszych mikstejpów. Z kolei satysfakcjonujące featuringi zapewniają Małolat i Koneser. Pierwszy wypada zaskakująco ciekawie; drugi po raz kolejny udowadnia, że jest artystą osobnym i wyróżniającym się na tle rapowego undergroundu kotłującego się pomiędzy Odrą a Bugiem. W temacie osobliwości – do takich z pewnością trzeba zaliczyć zwrotę Rastka Kronikarza w Kotlina pakt. Przypominają się złote czasy puszczania z telefonów ulicznego rapu na gimnazjalnych korytarzach. Muzyka miejska, moja głowa chora/sto procent serca zawsze w utworach/rap mnie wychował, determinacja/jebać te kurwy, znowu płonie Jamajka. Nic dodać, nic ująć.
Minusy? Narracyjne wstawki, które co prawda są umiejętnie zmiksowane z całością, ale niekoniecznie stanowią wartość dodaną. Co jeszcze? Trzy bonusowe kawałki. A dokładniej decyzja, żeby nie wrzucać ich na oficjalną tracklistę Sztuki drugiego obiegu. Zarówno Nie mogę przestać, który brzmi jak bezpośredni follow-up do Zwykłego chłopaka, jak i Sztuka życia, to pełnokrwista, soczysta hustlerka podana w futurystycznym opakowaniu. Numery nie tyle nie odbiegające poziomem od właściwej zawartości, co przerastające kilka z tych, które przeszły ostateczną selekcję.
Osobną przestrzeń wypada poświęcić numerowi Czasem… Najodważniejszemu, najbardziej eksperymentalnemu i zaskakującemu elementowi całej układanki. Wystarczy powiedzieć, że Kwiatek Haze sięga tu po regularny śpiew, a Miroff wznosi się na wyżyny beatmakerskiej wyobraźni. Producent ekipy Lowpass dostarczył rozlewający się niczym sound z Toronto, przyjemnie bassowy, i najciekawszy, obok Sem0ra, podkład na płycie.
Jedyna słuszna postawa – nonkonformistyczna. Sztuka drugiego obiegu to przesiąknięta realizmem i zdroworozsądkową rezygnacją opowieść o polskiej szarości i braku perspektyw na lepsze jutro. I w związku z tym – o konieczności zajmowania się nielegalną, pół legalną czy ćwierć legalną działalnością gospodarczą, na co władza nic nie poradzi. Trzecie wydawnictwo Hałastry to bowiem rap o sile jednostki, o indywidualnościach, ślepej pogoni za hajsem i sukcesem, ale też o dystopijnej teraźniejszości czy o ludziach zaślepionych zero-jedynkowym medialnym przekazem. Wszystko z odpowiednio dawkowaną przewózką, bo przecież bragga stanowi nieodłączny element podwórkowej historiografii. Celnie puentuje tę dekadencką, uliczną tyradę Książę Mazowiecki: tonę w tym jak Kendrick/wszyscy leją wódę, lecą w sztos/chciałbym gdzieś stąd uciec, mam już dość.