Nie brakowało w ciągu ostatnich miesięcy narzekania na kondycję rodzimej sceny rapowej; zwłaszcza tej mainstreamowej. Ale przy wyborze highlightów brak symptomów zadyszki. Eksportowy towar, klasycy i newcomerzy, pożegnania i powroty – to jest hip-hop (i shoegaze'owy rodzynek)!
Podsumowania muzyczne rozpoczęliśmy od utworów zagranicznych, ale bliższa koszula ciału, więc pora na rodzime tracki. W zestawieniu sprzed roku na najniższym stopniu podium znalazła się Bedoesiara, drugie miejsce zajął Lot Przez Miasto z producenckiego albumu 1988, a triumfował Otsochodzi z KFC. Pod siódemką był jeszcze Midas, więc to już naprawdę historia zamierzchła. A jak przedstawia się historia najnowsza?
HAŁASTRA – „Kotlina Fellaz” feat. Otsochodzi
Są na tyle osobni i w swojej ekspresji charakterystyczni, że się gubię i zastanawiam, kto tu gra te pierwsze skrzypce – tak kilka miesięcy temu Filip Kalinowski pisał o Taco, Rosalie., czy właśnie Otso w kontekście ich featów na KOMBINATORYCE. Ale w przypadku Kotlina Fellaz w tym szaleństwie jest metoda. Jest we flow i stylistyce reprezentanta Tarchomina pewna dynamika, przyrodzona twórczości Hałastry; rapowi ulicznemu, osadzonemu w konketnym kontekście, ale ciągle wyglądającemu naprzód, unikającemu klasycznego, ławkowego sznytu i nadmiernej nostalgizacji. No i przebojowemu, bo przecież ten refren to jest regularny earworm. Żelazny punkt całego wydawnictwa, jeden z najciekawszych rapowych singli roku. Tutaj zgadza się absolutnie wszystko. Jacek Sobczyński
Włodi – „Napisy końcowe”
Pisanie w 2023 roku o tym, że u Włodiego najważniejsza jest życiowa mądrość, to trochę truizm. Ale co zrobić w przypadku numeru, który jest i hołdem w kierunku najważniejszej osoby w życiu, i szybkim storytellingiem z lotniskowej odprawy, i delikatnym, ale stanowczym memento mori – przemyconym tak nienachalnie, jak wątek jarania, który oczywiście też musiał się tu pojawić. Zresztą, mierzenie się z ostatecznością pojawia się na HHUltras niejednokrotnie – sprawdźcie i wyłapcie. Zwłaszcza, że po czasie to chyba niestety dość underrated album. Aha, beat Ńemego forteca, ale jak ktoś słuchał, to wie. Jacek Sobczyński
Pezet – „Stary Pezet (klasyczny)”
I see what you did there... Pezet znalazł prosty sposób na to, żeby wirtuozersko grać na strunach nostalgii. Przerobiliśmy to choćby wtedy, gdy spoglądał w przeszłość z Auerem naśladującym Noona w Intro (Niki); przerabiamy to teraz, gdy spogląda w przeszłość, sięgając po produkcję Waca z przełomu 1998 i 1999 roku. Nawet, jeżeli jest w tym populizm, zostaje usprawiedliwiony stylem i charakternością boostowanymi za sprawą swobody w korespondencji z beatem. Czego nie można powiedzieć o tej drodze przez mękę w Tokyo. Żadne kiedyś to było, ale nikt jak stary Pezet. Marek Fall
kuban – „na okrągło”
Sześcioletnia przerwa sprawiła, że oczekiwania wobec nowej płyty Kubana były ogromne. I możemy się spierać, czy spokój. je spełnił czy nie, ale trudno czepiać się doboru samych singli. Na wyróżnienie zasługuje zarówno mocniejszy magister sztuki, jak i sentymentalne pamiętam siebie czy same zmartwienia; nie da się też przejść obojętnie obok klipu do jak nie wrócę po północy. Ostatecznie do topki weszło na okrągło, czyli swego rodzaju spowiedź Kubana, który opowiada, co się z nim działo podczas długiej nieobecności na scenie. Szczerość połączona z hipnotyzującym głosem i gitarowym beatem (parafrazującym Wicked Game Chrisa Isaaka) zapewnia unikalny klimat, podbijany jeszcze przez świetny teledysk. Za takim Kubanem tęskniliśmy. Jj Święcicki
Hubert. – „cotton candy”
Hubertowi. nie da się nie kibicować. Na krajowej scenie brakowało wholesome typa wyrwanego z psychodelicznego tripu, który z taką łatwością i lekkością przebije się do majorsa jako totalny everyman. Słuchając jego kawałków trudno nie złapać tęsknoty za wszystkimi wakacyjnymi akcjami. I o ile wizuale to przede wszystkim rozkmina dwudziestoparolatka, który szuka sobie miejsca na świecie, cotton candy jest soundtrackiem do ostatniej imprezy z ziomami na plaży. Cały czas nostalgiczny, ale z potencjałem na odświeżenie radiowych list przebojów. A – przede wszystkim – taki, który zapisze się w pamięci daleko od kategorii szybko przemijających guilty pleasures. Bo to co robi jest timeless. Karina Lachmirowicz
Yung Adisz – „WWA NA KXKSIE” feat. schafter & gottastral
Za Yung Adiszem przełomowy rok, w którym wydarzyła się przeprowadzka do Polski i premiera Kopenhagi. Do tego zestawienia wchodzi jednak singiel, który wyszedł po albumie i najprawdopodobniej nie znajdzie się na żadnym większym projekcie. WWA NA KOKSIE to dowód na to, że Adisz nie musi ograniczać się do ćpuńsko-hustlerskiej stylów i nawet dobrze, jeśli czasami od niej odejdzie. To także przykład niebanalnego letniaka; zrealizowanego w opozycji do wakacyjnej hegemonii afrotrapów (zbyt długiej). W rozmowie z nami Adisz przyznał, że męczy go już temat narkotyków i chce robić coś nowego. Kontynuacja klimatu z WWA NA KOKSIE nie byłaby takim złym rozwiązaniem. Jj Święcicki
Coals – „dzwony”
Dream pop jest wpisany w kod genetyczny Coalsów i towarzyszył im zawsze. Nawet, gdy częściej ostatnio przeglądali się w hip-hopie i w TikToku. Kierowani, charakterystyczną dla siebie, operacyjną czujnością – Kacha z Lucassim wracają jednak do korzeni przywołując hasła typu Cocteau Twins (i Crystal Castles) albo shoegaze. I dokonują tego w najodpowiedniejszym momencie, gdy eteryczne brzmienia przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to nie jest przykurzony relikt zalegający w pawlaczu popkultury. Sprawdźcie ten tekst. Przyszło więc co do czego i ta dwójka nagrała ulotny niezalowy szlagier, w którym echem urokliwie odbija się wspomnienie polskich ninetiesów. Coals mieli już u nas płytę roku (za Docusoap), dzwony mogą zapowiadać powtórkę. Marek Fall
Quebonafide & Omega Sapien – „Sniffing Gas”
Wraz z zamknięciem trasy Psycho Relations zakończyła się w ubiegłym roku historia Quebonafide as we know it. Ale na przestrzeni ostatnich miesięcy trwało jeszcze coś na kształt ostatków. Oficjalną drogą wychodziły featuringi – Na jedną kartę u Malika, same zmartwienia u Kubana, Głupie pomysły u Gedza, a drogą półoficjalną – Quebo sam zleakował swoja archiwa, z których Lil Konon z ekipą, mając błogosławieństwo Kuby, ułożył mixtape Dla Fanów Galaktyki. Imo – najlepszy materiał w dorobku rapera. Highlightem tego fanowskiego wydawnictwa było Sniffing Gas. Utwór, do którego – ponownie po fanowsku; za zgodą autora – Łatwogang stworzył teledysk. Oddolna determinacja pozwoliła w ten sposób uchwycić Quebonafide w absolutnym peaku, wrzucającego na luz, a jednak wciąż dystansującego trzy czwarte sceny. Fajny jest ten numer w chuj – jak szybko i słusznie zawyrokował Multi, punchline ściele się gęsto po freestyle'owemu (Mały fiut, wielkie serce!), beat to jest wielki świat, raperzy mają ze sobą ewidentną chemię. Jakby to zostało w szufladzie, byłaby strata, jakby Max Brod spalił rękopisy Franza Kafki. Marek Fall
club2020 – „Malibu Barbie”
Po czasie trudno uwierzyć, że ten utwór wywołał aż takie kontrowersje. Bo choć zestawienie Young Leosi z Grubym Mielzkym trzeba określić niecodziennym, to do Malibu Barbie naprawdę trudno się przyczepić. Zwłaszcza że wspomniany duet uzupełniają jeszcze m.in. Oki w rewelacyjnej formie czy wracający po przerwie Taco Hemingway. Mielon spędził dużo czasu na tłumaczenie się z tego kawałka, opowiadał o tym w rozmowie z Markiem Fallem, ale było warto. Absolutne show na Open’erze, status hymnu wakacji i miejsce na playliście Spotify Best of Global Hip-Hop 2023 – ten rok należał do club2020. Jj Święcicki
OKI – „JEREMY SOCHAN”
Po viralowych snippetach z TikToka często można spodziewać się powtarzalności, przyciągnięcia uwagi na kilkanaście sekund i rozczarowującego produktu finalnego. Jednak Oki kolejny raz udowadnia, że hype był uzasadniony. Jeden z najpopularniejszych raperów i gwiazda koszykówki stworzyli superelektryzujący duet na scenie krajowej, choć biorąc po uwagę zagraniczne reakcje – może i worldwide? Rap uwielbia przenikać się ze światem sportu, a tutaj rap lokalny przenika się ze sportem globalnym plus kiedy do różnorodnego flow Młodego Jeżyka dodamy świeży beat od wiernego fana rapera since day 1 i klimatyczny klip nakręcony w San Antonio, mamy gigantyczny hit. Oraz dowód na to, że Oki to nadal MVP. Karina Lachmirowicz
Komentarze 0