Wakacje mają to do siebie, że za szybko mijają. Ale w tym roku były szczególnie specyficzne.
Po pierwsze: w kwestii pogodowej skończyły się zdecydowanie za wcześnie. Po drugie: były dość unikatowym czasem, rozpiętym pomiędzy kolejnymi falami pandemii koronawirusa. Przez chwilę mogliśmy się poczuć, jakby ten wirus faktycznie był w odwrocie. Albo nie istniał.
Powód? Liczne imprezy plenerowe, letnie festiwale, przeróżne wypady; my sami kończymy wakacje niuansowym campem. Na evencie zagrają m.in. Kaz Bałagane, OIO czy Young Leosia. I nie, to nie jest żadna reklama, bo przecież newonce.camp wyprzedał się do ostatniego biletu. Wspólny mianownik jest jasny: wszyscy ci artyści są odpowiedzialni za tegoroczne letnie hity. Czego słuchaliśmy w te wakacje najczęściej? Co dominowało na youtube'owej Karcie Na Czasie, radiowych listach przebojów czy w tiktokowych challenge’ach? Spieszymy z odpowiedzią, szukając wakacyjnych hitów z półki zarezerwowanej przez krajowy rap.
Królestwo Leokadii i tereny przyległe
Największe hiciory minionych wakacji? Bez dwóch zdań Kiss cam (podryw roku) Maty oraz Jungle girl Young Leosi. Pierwszy numer leciał prawie na każdej plenerowej imprezie czy domówce. Wsiadasz w Uber czy Bolt - słyszysz młodego Matczaka. Nie inaczej było z letniakiem Leosi i Żabsona, chociaż tu dominacja odbyła się na internetowym polu. I niezależnie od muzycznych preferencji, oba single stanowią przykład tego, jak robić lekkie, taneczne i chwytliwe przeboje. A liczby mówią same za siebie. Prawie 10 mln odtworzeń Jungle girl na YouTube i ponad 4 razy więcej wyświetleń Kiss cam. Dorzućmy sukces na TikToku i memiczną viralowość, które zdecydowanie pomogły w sukcesie obu numerów.
W torbie gelato torebka/Pójdzie z dymem jeszcze jedna. Zaczęliśmy od Leokadii, ale płynnie przejdźmy do supergrupy OIO. Ich Worki w tłum to nie tylko koncertowy klasyk i festiwalowy hymn. Garage’owy banger na bicie od atutowego to tour de force Igiego, Otso i Okiego. Nieskomplikowane i użytkowe miłosne wyznanie do marihuany. Spełnia swoją funkcję z nadwyżką. Kto łapie, ten jara i nie trzeba już nic dodawać.
Letnich uniesień nie byłoby bez Bursztynowego Flexu. Połączone siły Undadasea i Świętego Bassu przyniosły znakomity efekt. Poza tym, że cały mikstejp Phunk'illa i Atezecioka to doskonała zabawa. W przypadku trójmiejskiego spotkania cegiełkę dołożył również Miroff. W ostatecznym rozrachunku jest to track na bifory, na właściwą część biby, jak i na zmęczony after. A czym byłoby lato bez Undy i przedłużonych afterów (i aperoli). Księżycowy trippin pośród fal? Będziemy tęsknić.
Podobnie jak za emocjami towarzyszącymi szaleńczym bangerom Kizownika. Może i nie jesteśmy wybitnymi szalikowcami członka chillwagonu, ale doceniamy nosa do przebojów. Zarówno nabuzowany Król balu, płynący Disney, jak i kompletnie odpalone Pogo to absolutne wakacyjne hity. Duża w tym zasługa beatmakerów - APmg i BaHsicka - jak i chwytliwych linijek. A refren uu ajajaj (ajajaj), jedni kończą drudzy zaczynają bal będzie wykrzykiwany aż do kolejnych wakacji.
Dwieście lat z przodu niż wszystkie Polaki
Może są to mniej oczywiste bangery, jak te od Kizo czy Leosi. Może i nie są tak zasięgowe i nie powodują efektu kuli śnieżnej. W swojej kategorii stanowią jednak esencję tego dziwacznego okresu. Blueface Kaza Bałagane i Młodego Drona stał się instant klasykiem. Wypuszczony na samym początku lata numer stanowił nieodłączny element wakacyjnych wojaży. Psychodeliki czy wolisz jak cię nosi? To pytanie zadawano sobie ze strzelecką regularnością Haalanda. Zresztą z Cock.0z Mixtape dałoby się wskazać co najmniej kilka szlagierów. Imprezowy Ananas, nostalgiczny Dorex czy Opalony Cham noszą znamiona wczasowej beztroski.
Belmondawg wydał wreszcie H.A.U. EP. I nawet jeśli większość materiału jest bardzo osobista i autorefleksyjna, to są tam numery, które dla wielu stanowiły wakacyjny soundtrack. Followup z zaskakującym cameo Dizkreta? Albo psychodeliczny lot w Poppyn Universe. A festiwalowe wakacje nie byłyby pełne, gdyby nie znakomite koncerty Belmondziaka. Się nie żegnamy i widzimy podczas jesiennej części trasy.
A kto nie katował Patolove Zdechłego Osy, ten nie ma serca. Patusiarskie wyznanie miłości to przecież idealny materiał na wakacyjny romans. Penerski, brudny i niepoprawny. Orzeźwiasz mnie mała jak twój alkoholowy oddech. Czy ktoś napisał w tym roku coś bardziej uroczego? Są jeszcze imprezowy Tymek i wyczilowany, tęskniący za oldskulem Szczyl. W przypadku tego pierwszego w zasadzie cała płyta Popularne stanowi soundtrack do nocnych wypadów. W tę stylówę wpisują się Pa’lante z powtarzanym jak mantra refrenem i bardziej wyluzowane Pleasure. Natomiast polski King Krule dostarczył m.in. nostalgiczne collabo z Pezetem (Fenomenalny), jak i lajtowego Hiphopkrytę z armią swoich klonów. Oba na maksa wakacyjne, ale podane w zupełnie innym wajbie.
Last but not least, Sebastian Enrique Alvarez. Jeśli mówimy o palmach, upalnym słońcu i chodzeniu w klapkach Gucciego - nie mogliśmy go pominąć. W zasadzie większość albumu King Sento to hit na hicie. A już La Línea, Różowy Pył czy Algeciras to esencja siódmego i ósmego miesiąca w kalendarzu. Niedaleko od latynoskich rytmów Sentino leży Mr. Polska. I chociaż na Make Money & Crash nie ma takiego evergreena jak Marzenia, to nie brakuje letniaków. Przykładem agresywne Trabajo czy nieprzyzwoicie melodyjna Temperatura. A na deser Gelato od Margaret i Tymka, czyli kolejny dowód na całkiem udane przeszczepianie reaggaetonowych klimatów na polskie podwórko.
Jak zatem zdefiniować rapowy przebój wakacji sezonu 2021? Z jednej strony pop-rapowy szturm na mainstreamowe rozgłośnie. Z drugiej nieśmiałe przebijanie się UK soundu do szerszego odbiorcy. O tym, że Young Leosia wykracza poza sztywne rapowe ramy, nie trzeba mówić. I że w pewnym stopniu, dzięki imprezowym bangerom, może zagarnąć do hip-hopowej bańki zupełnie nową publikę. Na przeciwległym biegunie mamy Kaza Bałagane, Sentino czy Zdechłego Osę. Raperów zupełnie od siebie różnych, ale mających wspólny mianownik: robią swoje bez względu na trendy. I potrafią nagrać stuprocentowe hiciory.
Zaczynamy myśleć o wakacjach AD 2022? Patrząc na różnorodność polskiej sceny rapowej, ale i coraz większą zdolność wielu wykonawców do tworzenia przesiąkniętych słońcem bangerów - może być ciekawie.