Mateusz Jędrzejewicz, znany również jako Menago Flex, słusznie dorobił się w polskim środowisku rapowym miana obrotnego i wyjątkowo skutecznego managera. Ze współtwórcą sukcesów Step Records i SBM Label, a obecnie chillwagonu, porozmawialiśmy o tym, jak koronawirus wpłynie nie tylko na jego najnowszy projekt, lecz także cały rynek hip-hopowy w Polsce.
Byłeś na początku tego roku, wraz z chillwagonem, w Azji. Dało się już wyczuć napięcie?
Fakt, szybko zetknęliśmy się z koronawirusem podczas wyjazdu do Tajlandii, bo już wtedy w chińskim Wuhan były pierwsze przypadki. Zastanawialiśmy się nad odwołaniem podróży, ale rozsądek wziął górę – byliśmy ostrożni i skorzystaliśmy ze wszystkich możliwych środków bezpieczeństwa, chociażby w postaci maseczek i żeli do dezynfekcji. Byliśmy też jednak świadkami segregacji ludzi na Phuket lub w Bangkoku. Musieliśmy wypełnić specjalne wizy, co jest formalnością, ale zajmuje sporo czasu. Zmuszono nas do wypełniania oświadczeń w otoczeniu ludzi, którzy byli już odsyłani na kwarantannę. Poczuliśmy się dziwnie, tym bardziej, że w pokoleniach moim czy Borixona przypadki nie były aż tak nagłaśniane przy świńskiej grypie czy SARS. Nie było też takiej paniki społecznej.
Co sądzisz o odwoływaniu wydarzeń masowych, czy szerzej – środkach bezpieczeństwa, które podjęto?
Jestem daleki od wchodzenia w buty osób o wykształceniu medycznym, więc ciężko mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to, czy są właściwe. Na pewno jednak skupiska ludzi zwiększają ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa – nie rozumiem za to zakazu nałożonego na imprezy masowe przy jednoczesnym nawoływaniu duchowieństwa do zwiększenia częstotliwości mszy. To nie atak na katolików, po prostu uważam, że powinniśmy być konsekwentni.
Masz już pierwsze wyliczenia dotyczące tego, ile stracicie na braku koncertów?
Nie ukrywam, że mocno siedzą mi w głowie. Agencja, którą tworzę, jest stosunkowo świeża na rynku, więc moje główne działania operacyjne skupiają się na wywalczeniu swojego miejsca, a co za tym idzie - zdobyciu środków, które pozwolą nam na funkcjonowanie, kiedy dzieje się coś złego. Ostatnie miesiące zaliczałem do dobrych, jeśli chodzi o nasze finanse, bo przez dwa miesiące 2020 podpisaliśmy więcej kontraktów sponsorskich niż przez cały 2019. Siłą rzeczy spodziewałem się przełomowego roku we współpracy z markami, tymczasem dochodzą do mnie informacje, że wielkie marki zainteresowane rapem tną swoje budżety, ponieważ prawdopodobnie uwaga konsumentów naturalnie skupi się na czymś innym niż kupno sportowych butów czy innych akcesoriów. Obawiam się, że moje szalenie optymistyczne prognozy co do działania z wielkimi brandami mogą zostać mocno zmodyfikowane.
Jak jeszcze może to wpłynąć na waszą działalność?
Wiadomo, że sporą częścią naszych odbiorców są młodzi ludzie, którzy jeszcze nie zarabiają. Myślę, że oni sami nie wpłyną negatywnie na kondycję rynku rapowego, ale ich rodzice na pewno skupią się na innych sprawach niż wydawanie pieniędzy na rozrywkę. Jestem w tym momencie w trakcie preorderu płyty Borixona i ReTo i nie chcę wyciągać żadnych dalekich wniosków, bo sprzedaż trwa od 10 dni. W okolicach premiery, czyli 20 kwietnia, będę w stanie określić, jak ten potencjalny kryzys przełożył się na wydawnictwo, ale już teraz widzę zagrożenie w postaci recesji na rynku fizyków, bo dotyczą ich też bardziej skomplikowane kwestie.
Jakie?
Wraz z Borixonem chcemy, żeby wszelkie wydawnictwa szły chillwagonowym torem, czyli były niestandardowe promocyjnie, także pod względem wydania fizycznego. Mieliśmy ekstra pomysły na wspomniany album, ale ich realizacja zahaczała o Chiny. Chodzi mi o produkcję gadżetów, które wzbogaciłyby płytę. Zderzyliśmy się ze ścianą – zamówienie komponentów było dla obu stron zbyt ryzykowne, bo już w styczniu sytuacja wisiała na włosku.
Z twoich słów wynika, że rzeczywiście wpływ koronawirusa stał się odczuwalny, a jeszcze nawet nie porozmawialiśmy o samych koncertach.
W żadnym wypadku nie chcę dołączyć do grona osób siejących panikę. Opowiedziałem ci o realnych sytuacjach, jakie miały miejsce w związku z wydarzeniami w Wuhan. Od tamtej podróży do Azji mieliśmy z tyłu głowy myśl, że coś takiego może się wydarzyć także w Polsce. Nie jesteśmy prorokami, ale prowadziliśmy między sobą rozmowy, jakie ta ewentualna pandemia może mieć dla nas konsekwencje. Jako że nie znamy prognoz dotyczących opanowania wirusa, byłem zmuszony zawiesić pewne decyzje dotyczące kilku jesiennych tras. W obliczu spadku wpływów z eventów czy działań sponsorskich w tym półroczu ciężko mi podjąć ryzyko planowania dużych rzeczy w drugim - i to bez znajomości żadnych prognoz związanych z rozwojem sytuacji. Jeśli mam wyłożyć kilkaset tysięcy złotych na trasę, co do której nie wiem, czy się odbędzie, do tego w momencie potencjalnego zaburzenia płynności finansowej, wolę się nad tym poważnie zastanowić. To, co mnie krzepi, to fakt, że jeśli zostaniemy poddani masowej kwarantannie i będziemy siedzieć w domach, prawdopodobnie słuchacze będą streamować więcej muzyki. To oczywiście palcem po wodzie pisane, ale staram się znaleźć cokolwiek, co pozwoli mi patrzeć w perspektywie dalszej niż dwa tygodnie czy miesiąc.
Powstaje pytanie – czy artyści nie powinni teraz wypuszczać więcej muzyki? Konkurencja w cyfrze będzie bardzo zażarta, a nie wiadomo, jak długo nie będzie grania na żywo.
Jak sam wiesz, mamy sześciu raperów, którzy poświęcili 2019 na działania pod szyldem kolektywu, więc naturalnie teraz musimy postawić na ich solowe rzeczy. Niezależnie od wszystkiego wzmożona aktywność rynkowa i tak miałaby miejsce. Trzeba się jednak zastanowić, jak przetrwać potencjalnie trudny czas. Z perspektywy przedsiębiorcy – jeśli mam pod sobą tak rozpoznawalną markę jak chillwagon, to muszę zapewnić tworzącym ją artystom warunki lepsze niż inni. Dlatego też muszę działać na konkurencyjnych marżach, czerpiąc jednocześnie wpływy z różnych segmentów rynku. Gdy dowiaduję się, że może nie być potencjalnych wpływów z koncertów czy umów sponsorskich, to rzeczywiście moja kieszeń może to odczuć.
Podobnie jak sami artyści.
Oni odczują ją jeszcze bardziej. Stawka agencyjna jest ledwie kroplą przy tym, co zarabia twórca. Mówimy o zdarzeniu losowym, a większość umów koncertowych jest zawarta w ten sposób, że artysta nie może wtedy oczekiwać od klubu całości stawki. Zazwyczaj zostanie zaliczka, ale nie zawsze, bo zakaz rządowy może wymóc konieczność jej zwrotu.
Ktoś powie: no tak, ale koncerty są przenoszone na jesień. I pewnie tylko nieliczni skontrują: z dwóch dużych tras w roku robi się jedna, a to już daje po kieszeni.
Wydając płytę w kwietniu czy maju wiem, że zaraz po premierze będą plenery, juwenalia i miejskie imprezy, a na jesieni kluby. Tyle, że już nie mogę myśleć po tych ostatnich, bo nie będę miał możliwości, by się w nich znaleźć - właśnie przez te przełożone koncerty. A przecież to ogromne narzędzie promocyjne – odcięcie wpływa negatywnie na kontakt z raperem, na budowanie z nim więzi. Sociale tego nie zastąpią. Rozmawialiśmy o bardzo małych koncertach, ale to... nieopłacalne.
Dlaczego?
Produkcja wydarzeń rapowych w Polsce poszła w ostatnich kilkunastu miesiącach mocno do przodu, wzrósł poziom oprawy. W małych lokalach często nie da się zrealizować wizji artystycznej, a duzi gracze nie będą mieli raczej zamiaru robić undergroundu. Dodatkowo, jak ten wspomniany duży gracz ma pojechać w trasę, schodząc ze stawki pięciokrotnie, to raczej tego nie zrobi – bo to w końcu ta sama praca i w takim wypadku może ten czas spożytkować inaczej.
Wygląda na to, że chyba nadchodzi moment, w którym nieodzowne będzie mówienie nawet tym dużym: pora zacząć oszczędzać.
W tym momencie debiutanci zdobywają rynek szturmem – w ciągu roku możesz od zera stać się gościem, który wbija w 2. czy 3. próg podatkowy. Raperzy charakteryzują się jednak tym, że ich żywotność w prime-time jest krótka, a z każdym rokiem staje się jeszcze krótsza. Teraz słuchacz jest wybredny, no i atakowany wieloma bodźcami naraz. Nie chodzi o to, by pomóc raperowi wejść na poziom zarobków 200 000 czy 300 000 złotych rocznie, tylko sprawić, by się na nim utrzymał. Bardzo łatwo wypaść z obiegu, choćby przez nieanalizowanie nastrojów w branży. Staram się doradzać młodszym graczom w kwestii kanalizowania wpływów czy niewydawania wszystkiego, co mają. Zresztą jeden artysta z chillwagonu dostał ostatnio wzorową radę od Borygo: jeśli zarabiasz więcej niż 3000 złotych miesięcznie, to połowę tego, co powyżej tej sumy, odkładaj. Jest to wzorowa rada wypływająca z większości biznesowych książek. Myślę jednak, że zdroworozsądkowe podejście jest ważne w codziennym życiu, a nie tylko w sytuacjach, które określa się mianem kryzysowych.