Każdy wie, gdzie zaczynają raperzy. Od grania w szemranych dyskotekach, gdzie mała scena jest między kiblem a stołem do bilarda - opowiada nam raper w przededniu historycznego występu na Stadionie Śląskim.
Miuosh, Jimek, Smolik oraz Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w czerwcu wystąpią na jedynym, wyjątkowym koncercie na Stadionie Śląskim. Postanowiliśmy zadzwonić do Miuosha, aby opowiedział nam trochę o tym, co tam się będzie działo.
9 czerwca Stadion Śląski zmieni się w prawdziwą filharmonię. Spodziewałeś się, że dacie radę wypełnić tak okazały obiekt?
Nie, kompletnie nie. Na początku pomysł na tę imprezę był zupełnie inny, bo zamierzaliśmy zagrać biletowany, plenerowy koncert w Katowicach w Stacji Kultury. Jednak po konsultacjach doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy większego miejsca, bo zainteresowanie przerośnie możliwości tego obiektu - a wejdzie tam 10 tysięcy osób. Zaproponowano nam zrobienie koncertu na Stadionie Śląskim, gdzie musi przyjść minimum 40 tysięcy osób, aby ta przestrzeń została należycie wypełniona. Wydawało mi się, że może być problem z taką frekwencją, ale ostatecznie zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania. W najbliższych tygodniach wyklaruje się ostateczna liczba sprzedanych biletów, ale już jesteśmy bardzo zadowoleni z rezultatu.
Rozmawiamy na trzy tygodnie przed koncertem. Jakie nastroje panują w twoim obozie? Nerwy, pełna mobilizacja?
Jeśli chodzi o muzyczną część, to nigdy się nie przejmuję, bo wiem, z kim mam do czynienia. Jestem pewien NOSPR-u, dyrygentów, gości, którzy się pojawią na scenie. Nerwy trochę wynikają z mojego angażu w produkcję wydarzenia, staram się pomagać na każdym kroku w tych aspektach. Cały czas jest zagon i natężenie prac kilkudziesięciu osób. Takie wydarzenie wymaga angażu poważnego składu producenckiego, który skoordynuje całość. Prywatnie boję się takich złożonych organizmów, operujących na wielu podzespołach, ale całość dobrze funkcjonuje. Jestem strasznie dumny z mojej ekipy.
Wydarzenie na Stadionie Śląskim będzie podsumowaniem twoich występów z Jimkiem, Smolikiem i NOSPR.
Pierwszy występ z Jimkiem to było świetne muzycznie i nowatorskie wydarzenie. Jednak wiele osób działało przy tym koncercie po omacku, gdyż było dla nas pierwsze tego typu przedsięwzięcie. Było trochę chałupniczo i brakowało bardzo ładnego, produkcyjnego opakowania. Sam się uczyłem na tamtym etapie grać koncerty w zupełnie nowym dla mnie formacie. Chciałem brzmieć lepiej i wygenerować coś więcej, niż każdy doceniony przez publikę raper, a za takiego już się wtedy miałem. To były początki, a koncert z Jimkiem i NOSPR przerósł nasze oczekiwania. Odbiór był niesamowity. Jednak teraz zaprowadzimy ten projekt na wyższy, światowy poziom. Zawsze na to zasługiwał.
Koncert ze Smolikiem, który wydarzył się trzy lata później, był konsekwencją tego, co się u mnie działo muzycznie. Połączyłem doświadczenie grania z Narodową Orkiestrą Symfoniczną z nowymi aranżacjami zaproponowanymi przez Smolika. Dla mnie to jest zajebiste, że te koncerty odświeżyły moją twórczość i przyciągnęły zarówno znawców mojej dyskografii, jak i nowych fanów, którzy poznali mnie przy symfonicznych projektach. Zapraszam wszystkich fanów na Stadion Śląski, bo tym koncertem zamykam okres grania z filharmonią. Nie chce podchodzić do tego w sposób hurtowy i pomylić ilość z jakością. Dwa projekty, jeden ze Smolikiem i jeden z Jimkiem, są wystarczające i dobrze podsumowują moją działalność.
Mówisz o zamknięciu pewnego etapu, a czy to oznacza, że na nowym albumie szykujesz woltę stylistyczną?
Okazuje się, że nawet nie muszę. Obecnie mam w rękawie tyle różnych elementów mojej działalności muzycznej, że mogę sobie darować projekty symfoniczne, które są bardzo absorbujące i skupiają uwagę nie tylko fanów rapu. W 2015 roku patrzyłem na salę NOSPR, gdzie sprzedawaliśmy bilety na 1400 miejsc i wydawało mi się to ogromnym przedsięwzięciem. Kilka lat później już tak nie jest, a sprzedanie takiej liczby ilości wejściówek nie jest jakimś wyjątkowym osiągnięciem. Myślę, że to dobry moment, aby zamknąć na razie ten etap, kiedy jesteśmy tak popularni wśród słuchaczy. Nie chcę ich zmęczyć moim graniem symfonicznym (śmiech).
Mam się na czym skupiać, bo mam swój zespół, z którym koncertuję, siadam właśnie do pracy nad kolejnym albumem, który chcę wypuścić w październiku… To znaczy - jestem pewny, że w październiku trafi do sklepów! Mam swoją działalność w teatrze, projekt akustyczny, który w zeszłym roku okazał się sporym sukcesem. Czuję się spełniony, a nie można chyba lepiej pożegnać mojego grania symfonicznego niż na Stadionie Śląskim.
Wspomniałem nowy album, który ma się ukazać na jesieni. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy w związku z tym projektem?
Razem z muzykami, którzy współprodukują ten album, nie gonimy za trendami. Po prostu gramy.
Nagrywasz z tymi samymi ludźmi, z którymi stworzyłeś POP?
Po części tak, choć zmienią się nieco proporcje. Niedawno rozmawiałem z jednym z producentów i powiedziałem, że nowy album to będzie POP, ale na sterydach. Wspomniana płyta była bardzo otwarta na różne gatunki, więc teraz znów uderzę eklektycznie. Na pewno poudzielam się bardziej producencko i będzie wiele numerów, w których tylko ja odpowiadam za muzykę. Choć nie będzie to reguła. Nie mogę zdradzić, kto pojawi się gościnnie, ale ciągle zapraszam świetnych ludzi do współpracy.
Robiłem wywiad z Jimkiem po wyjściu waszego wspólnego albumu koncertowego 2015. Chwalił twoje sceniczne opanowanie mówiąc, że: wyszło twoje doświadczenie grania w różnych dziwnych miejscach. Zaraz zagrasz na Stadionie Śląskim, więc ciekawi mnie droga, którą musiałeś przebyć, aby dojść do takiego scenicznego punktu kulminacyjnego.
Każdy wie, gdzie zaczynają raperzy. Od grania w szemranych dyskotekach, gdzie mała scena jest między kiblem a stołem do bilarda. W pubach pozbawionych sceny. W klubach, które jeszcze kilka dni wcześniej były burdelem, ale zmienił się właściciel, który obrał nowy kierunek. Grałem na scenie, gdzie na środku była rura do tańca erotycznego (śmiech)! Graliśmy w upadających domach kultury. Na dachach PRL-owskich pawilonów handlowych czy u kogoś w domu. W ogródkach piwnych. Gramy wszędzie i wszystko. Dochodzi jeszcze moja specyficzna działalność w teatrze, gdzie rapuję, poruszając się między aktorami i ich ruchem scenicznym w trakcie spektaklu. Miejsce to jedno, ale ile musieliśmy przeżyć jeśli chodzi o produkcję koncertów! Bywało, że problemem dla organizatora było zorganizowanie dobrze podłączonego mikrofonu.
W telewizyjnych talk-shows na szczęście nie ma takich problemów. Będąc ostatnio gościem u Kuby Wojewódzkiego skwitowałeś na końcu programu, że nie wyniosłeś z rozmowy nic sensownego.
Jezu, jaki skandal się z tego zrobił (śmiech).
Bez przesady, to był raczej zabawny cytat, ale faktycznie dla różnych mediów stał się pożywką, która dostarczyła rozrywki czytelnikom. Jak z perspektywy patrzysz na wizytę u Wojewódzkiego?
Spoko rzecz, choć to nie mój świat. Fajnie jednak usiąść w takim miejscu, aby twoja perspektywa się wyostrzyła. Czułem się doceniony, że tam trafiłem i będę to miło wspominał.
Ewidentnie doceniasz też mnogość doświadczeń scenicznych, a w jednym z wywiadów powiedziałeś: Po moich pierwszych projektach z livebandami czy udziałach w nierapowych współpracach zrozumiałem, że wychodzenie ze strefy komfortu jest najfajniejszym, co może cię spotkać. Bo cię motywuje, pozwala rozwijać. Zaliczyłeś w ostatnich latach przygody z teatrem, filharmonią – co dalej?
Nie wiem, ale najfajniejsze jest, że to się pojawia samo. Jak człowiek szuka na siłę, to nigdy nie znajdzie. Lubię czekać spokojnie na bodźce i inspiracje z zewnątrz. Na dobrą sprawę jeszcze wszystko przede mną.
Więcej informacji na temat Scenozstąpienia znajdziecie tutaj.