Po dwóch dekadach wciąż nie wiemy, co Bill Murray wyszeptał do ucha Scarlett Johansson w finałowej scenie filmu. Oby pozostało tak jak najdłużej.
Początkowo, jeszcze jako mała dziewczynka, stała przed kamerą. To ją ochrzczono w pierwszej części Ojca chrzestnego, który wyreżyserował jej tata, Francis Ford Coppola. Później zagrała u niego jeszcze m.in. w Outsiderach, Rumble Fish czy Cotton Club. Występowała także w teledyskach Sonic Youth, The Chemical Brothers, Madonny i The Black Crowes. Sofia Coppola szybko zrezygnowała jednak z aktorstwa – i to nie tylko dlatego, że w 1991 roku otrzymała Złotą Malinę za rolę córki Michaela Corleone’a w trzeciej odsłonie kultowej mafijnej trylogii. Dobrze wiedziała, że bardziej ciągnie ją do reżyserii.
Bez odcinania kuponów
Amerykanka rozpoczęła nowy etap swojej przygody z najlepszą przyjaciółką i córką Johna Cassavetesa, Zoe. Wspólnie prowadziły program telewizyjny Hi Octane emitowany na antenie Comedy Central. Ambicje miały całkiem duże: na start wystąpili u nich Martin Scorsese, Naomi Campbell i Keanu Reeves. Format łączący ze sobą humorystyczne skecze i krótkie rozmowy przetrwał jednak tylko przez cztery odcinki. Porażka zabolała, ale Coppola miała jeszcze w zanadrzu prowadzenie marki modowej Milkfed (ミルクフェド) i sporo pomysłów na scenariusze. Pierwszy, kilkunastominutowy Lick the Star, zrealizowała w 1998 roku. To feministycznie zaangażowana historia grupy licealnych koleżanek, które po lekturze gotyckiej powieści Kwiaty na poddaszu Virginii C. Andrews postanawiają otruć swoich kolegów z klasy. Pełnometrażowy debiut, czyli adaptację głośnej powieści Przekleństwa niewinności Jeffreya Eugenidesa, pokazała na dużym ekranie kilka miesięcy później.
Sofii Coppoli początkowo zarzucano bycie reżyserską nepo baby. Amerykanka szybko jednak udowodniła, że nie zamierza jedynie odcinać kuponów od twórczości swojego ojca i matki Eileen, wziętej dokumentalistki. Jej drodze, na której ostatnim przystankiem jest prezentowana przed chwilą w Wenecji biografia Priscilli Presley, wypadałoby poświęcić osobny artykuł. Ba, przed chwilą ujęto ją nawet w monograficznym, okazałym albumie liczącym przeszło 500 stron. Na przestrzeni dekad sięgała po historię prowokatorki z XVIII-wiecznego dworu francuskiego (Maria Antonina) i grupy pensjonarek spotykających kaprala Unii (Na pokuszenie), ale nie stroniła też od tematów bliższych współczesności. Punktowała próżność kultury celebryckiej (Bling Ring) i fasadowość idącego za nią spełnienia (Somewhere. Między miejscami). Ma też na koncie reżyserię własnej wersji opery La Traviata, reklamy dla Calvina Kleina, H&M czy Christiana Diora oraz teledyski, którymi opatrzyła piosenki The Flaming Lips, Air oraz The White Stripes. W jej portfolio kryje się wreszcie i kultowe Między słowami, które nieprzypadkowo zostawiłem na koniec wyliczanki. Dokładnie 20 lat temu film w kinach zobaczyli amerykańscy widzowie. To dobra okazja do tego, żeby przyjrzeć mu się na nowo i odpowiedzieć na pytanie, czy sceny w pokoju karaoke, na łóżku hotelowym czy podczas gonitwy po Tokio nadal robią takie wrażenie jak dwie dekady temu. Tl;dr: jeszcze jak, ale spróbujmy uważniej pochylić się nad tym, dlaczego.
Bohaterowie na rozdrożu
Cały film rozpoczyna się dość wymownym ujęciem kobiety leżącej w cielistych majtkach, najprawdopodobniej na łóżku w pokoju hotelowym. – Nie miałam ku temu jakiegoś konkretnego powodu. Po prostu tak chciałam wystartować. Podoba mi się, że rzucam jakąś aluzję dotyczącą głównej postaci, aby następnie przejść do właściwej historii – tłumaczyła po czasie reżyserka. Akademicy byli innego zdania, dostrzegając w takim otwarciu celową prowokację. – Zamiarem Coppoli zdaje się być przeciwstawienie się tabu i podważenie oczekiwań związanych z tym, co można uznać za „money shot” w tradycyjnie wyzyskującym kinie – uzasadniała filmoznawczyni Wendy Haslem. Kamera bada pośladki na tyle długo, jakbyśmy za chwilę mieli otrzymać rasowy thriller erotyczny, a tu niespodzianka. To pierwszy i bynajmniej nie ostatni raz, gdy reżyserka wodzi widza za nos.
Między słowami nie są również klasyczną komedią romantyczną, choć okoliczności ku afektowi nadarzają się całkiem sprzyjające. W tokijskim, luksusowym hotelu Park Hyatt Tokyo spotykają się Bob Harris i Charlotte. On niegdyś brylował w Hollywood, a teraz zarabia na życie, udając bardziej znanych kolegów z branży w reklamach. Na domiar złego nie układa mu się w małżeństwie i stopniowo oddala się od dzieci. Ona jest świeżo upieczoną absolwentką filozofii na Yale. Próbowała dać upust swojej kreatywności i wykorzystać zdobytą na studiach wiedzę w praktyce, ale na razie kończy się to niepowodzeniem. Niedawno wyszła za Johna, rozchwytywanego fotografa celebrytów, i to z nim przyleciała do Japonii. Nie spędzają jednak razem zbyt wiele czasu – mężczyzna wykonuje sesję za sesją, a kiedy już wspólnie wychodzą do hotelowego baru, koncentruje się raczej na swoich przyjaciołach ze śmietanki towarzyskiej. Co ciekawe, Coppola otwarcie mówiła o tym, że podczas budowania fikcyjnej relacji myślała o swoim nieudanym związku z reżyserem Spike’em Jonzem. Chwilę po premierze Między słowami twórcy wzięli rozwód.
Boba i Charlotte różni wiek, a co za tym idzie, niosą inny bagaż doświadczeń. Mimo to szybko znajdują wspólny język. Konwencja podobnych historii podpowiada, że powinni skończyć ze sobą w łóżku, ale obydwoje nie szukają raczej płomiennego romansu. Chodzi im przede wszystkim o zrozumienie, bo są pełni zwątpień i dylematów. Będą je rozstrzygać podczas intelektualnych rozmów do rana, ale dadzą też porwać się w wir zabawy. Z głową przyjemnie szumiącą od sake, oczami przebodźcowanymi feerią neonowych barw i nogami obolałymi od ucieczki przed frustratem z bronią pneumatyczną łatwiej zapomnieć o szarej rzeczywistości.
Gwiazdorska charyzma i młodzieńcza werwa
Siła, jaka bije z przypadkowej relacji bohaterów, tkwi w dwóch aspektach. Pierwszy dotyczy castingu, o który Coppola walczyła do samego końca. Reżyserka nie wyobrażała sobie, żeby Harrisa zagrał ktoś inny niż Bill Murray, ówczesna gwiazda Dzikich żądzy, Genialnego klanu czy Sekretów miłości. Dotarcie do aktora ze względu na jego rosnącą rozpoznawalność graniczyło jednak z cudem. Kiedy dzięki scenarzyście Mitchowi Glazerowi (Wielkie nadzieje, Trzy serca) udało się wreszcie nawiązać z nim kontakt, twórczyni odetchnęła z ulgą. Spokój nie trwał jednak długo, bo okazało się, że Murray nie podpisał umowy przed wyjazdem na plan. Jego obecność w Tokio stała pod znakiem zapytania, ale ostatecznie dołączył do ekipy. Stres, którego najadła się Coppola, zrekompensował jej wyważoną, przekonującą kreacją. Dobrze wyczuł kryzys wieku średniego swojego bohatera. Jednocześnie tchnął w niego ducha słodko-gorzkiego humoru wyjętego z komediowego emploi, co szczególnie widać w improwizowanej scenie reklamy whisky Santory. Bob dwoi się i troi, żeby załapać, o co chodzi reżyserowi, strzela miny i pociski z niewidzialnego pistoletu, jednak jego wysiłki spełzają na niczym.
Murray, który w przyszłości będzie jeszcze współpracować z Amerykanką (A Very Murray Christmas, Na lodzie), podczas realizacji Między słowami wśród kamer mógł się czuć jak ryba w wodzie. Zupełnie inne wrażenia towarzyszyły Scarlett Johansson, która wcieliła się w postać jego filmowej przyjaciółki. Coppola zwróciła na nią uwagę dzięki młodzieżowemu dramatowi społecznemu Manny i Lo Lisy Krueger. Podjęła ryzyko, zapraszając do obsady aktorkę mimo tego, że nie odebrała nawet jeszcze dowodu osobistego. – Miałam 17 lat i byłam raczej introwertyczna. Chwilami było mi ciężko, zwłaszcza że do Billa wszyscy odnosili się z większym szacunkiem – wspominała po latach. Ostatecznie sprostała jednak wyzwaniu, łącząc naturalne dla tej sytuacji zagubienie z młodzieńczą werwą i autentycznością. Za jedną z pierwszych „dorosłych” kreacji w swojej karierze niedługo później otrzymała nagrodę BAFTA, zwyciężając m.in. z Umą Thurman i Naomi Watts.
Tokijska opowieść
Jaki jest zaś drugi atut relacji hotelowych gości? W Między słowami sekunduje im jeszcze trzeci główny bohater. Nie mówi ani słowa, ale niczym w Akirze Katsuhiro Otomy czy Wkraczając w pustkę Gaspara Noé stale popycha akcję do przodu. Wybór Tokio jako miejsca akcji filmu nie był przypadkowy. Coppola zachwyciła się tym miastem w 1999 roku, gdy prezentowała azjatyckiej publiczności Przekleństwa niewinności. Podobnie jak ona, tak i para Bob-Charlotte usiłuje oswoić się z tętniącą życiem metropolią. Kiedy już okiełznała uciążliwy jet lag, na każdym kroku doskwierają jej różnice kulturowe. Nie znając tutejszego języka ani obyczajów, dziwi się kłaniającym się w pas Japończykom, zamawia dania w restauracji poprzez pokazywanie palcem i ryzykuje życie, wsiadając do taksówek tylko chwilę czekających na skrzyżowaniu. Jedynie podczas słynnej sceny w karaoke wszyscy, niezależnie od narodowości, z lepszym bądź gorszym skutkiem wspólnie zawodzą do piosenek The Pretenders czy Roxy Music. Każda z tych sytuacji mogłaby ich osobno zdołować. Tu stanowi kolejną płaszczyznę porozumienia i daje pokrzepienie, którego nie znaleźli w domu rodzinnym ani u boku życiowych partnerów. Dzięki niemu rozumieją się bez słów i między słowami.
To, jak reżyserka sportretowała tokijczyków, nie spotkało jednak się z uznaniem wszystkich widzów. Zarzucano jej, że portretuje ich jako osoby skrajnie odmienne od Amerykanów, wpadając w stereotypy. – Nie ma tu sceny, w której dano im choćby odrobinę godności. Widz jest zmuszany do śmiania się z małych, żółtych ludzi i ich śmiesznych zachowań – grzmiała na łamach The Guardian japońska artystka Kiku Day. Twórczyni filmu w odpowiedzi na te zarzuty wyraźnie zaznaczyła, że nie miała złych intencji i daleko jej do rasistki. Pozaekranowy konflikt między dwiema stronami niepostrzeżenie przyczynił się do wytworzenia kolejnego znaczenia produkcji. Być może subtelnie przypomina o tym, że niezwykle trudno obcować z innymi kulturami bez choćby szczątkowych uprzedzeń. Kiedy Charlotte natrafia na ceremonię w buddyjskiej świątyni, za wszelką cenę chce dostrzec w niej coś transcendentnego. W końcu taką symbolikę zaszczepiła w niej zachodnia popkultura.
Bez puenty
Między słowami zostawia widza z jeszcze jednym, największym chyba niedopowiedzeniem. Bob opuszcza Park Hyatt Tokyo szybciej od nowo poznanej towarzyszki. Co wyniosą z niezwykłego czasu spędzonego w stolicy Japonii? Czy ich drogi kiedykolwiek jeszcze się skrzyżują? Co Bill Murray wyszeptał do ucha Scarlett Johansson w finale, którego rzekomo nie rozpisano w scenariuszu? Sofia Coppola na szczęście nie rozstrzyga żadnej z tych kwestii, sygnalizując, że niektóre szczegóły traci się w tłumaczeniu. Dwie dekady później jej przesłanie, że warto spróbować to zaakceptować i docenić piękno niedopowiedzeń, nie traci wiele ze swojej mocy.
Komentarze 0