Gigant polskiego rapu nagrał krążek, do którego mało kto będzie wracał jak najęty. Trzeba jednak przyznać, że to, co w nim ułomne z perspektywy obecnego kształtu branży, jest zarazem intrygujące - jeśli ma się odrobioną lekcję z historii polskiego podziemia i dalszych losów gospodarza.
Wydaje się, że całe środowisko rapowe tylko czeka, aż Quebo wrzuci na swoje profile w mediach społecznościowych fotkę z dopiskiem: To było prowo, teraz kurwa lecę jak berserker, po czym udostępni link do rzekomego właściwego albumu.
Nie ma co się pieprzyć w tańcu: 99,9% słuchaczy skreśliło ROMANTICPSYCHO na starcie, stwierdzając, że to przystawka, a nie danie główne. Kto wie, może faktycznie kolejny materiał już się zbliża, już puka do naszych drzwi – a może wcale nie, bo to przecież wróżenie z fusów, choć podlewane pojawiającymi się doniesieniami o zdublowanych komunikatach z firmy kurierskiej.
Co by się jednak nie stało (lub też stało) warto zatrzymać się na chwilę przy dopiero co wydanej płycie, niesłusznie traktowanej jak błąd w systemie. Drugiej takiej już raczej nie znajdziecie, choć brzmi jak tysiąc innych. Tysiąc innych, przez które nasze uszy krwawiły w forumkowych czasach, o ile mieliśmy w sobie dość zaparcia, by sprawdzać wszystko, co wychodziło w polskim drugim, trzecim i czwartym obiegu.