TOP 10 najlepszych polskich albumów 2022 roku

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Albumy roku

Pierwsze rozstrzygnięcia w naszym końcoworocznym podsumowaniu są już znane. W rankingu TOP 10 najlepszych polskich utworów ostatnich dwunastu miesięcy triumfował Otsochodzi (KFC), a zaraz za nim uplasowali się 1988 z Bersonem, Wilkiem i DJ-em Zetenem (Lot przez miasto) oraz 2115 (Bedoesiara). Jak przedstawia się – tradycyjnie najważniejsze – zestawienie albumowe?

W 2016 roku na szczycie znalazła się dystopiczna epopeja PRO8L3MU. W kolejnych latach: opus magnum Kaza Bałagane, Czerwony dywan Palucha, Szum Jetlagzów, Docusoap Coalsów i Hustle As Usual Belmondawg. W tym roku podjęliśmy decyzję o stworzeniu zwartych dziesiątek; selekcji nieodjebywalnych wydawnictw, w której odbicie znajdą intrygujące zjawiska, rozgrywające się na scenie. Nie tylko stricte rapowej.

10
Ćpaj Stajl – „Złoty Strzał”

Naprawdę ciężko zręcznie opisać to, co w zasadzie odjaniepawla Ćpaj Stajl. Ale Filip Kalinowski zbliżył się do sedna pisząc niegdyś na naszych łamach o patologicznym wodewilu. I takie ujęcie tematu to chyba klucz do obcowania z muzyką krakowian, która równocześnie stanowi esencję hip-hopu oraz daleko wykracza poza jego definicję. Makabra życia w mieście maczeciarzy jest tu pokazana w sposób rzeczywisty i nierzeczywisty zarazem – dziury w klatkach piersiowych, zęby leżące na ulicach, zdezintegrowane rodziny, przechlana przyszłość i zaćpana teraźniejszość są realnymi obrazami, które w swojej intensywności ciężko jest przełknąć i chce się momentalnie wypluć. Ćpaj Stajle mają respekt do kurewskiego życia, ale potrafią się z niego także śmiać. Bo czasem tylko tyle pozostaje. Cyryl Rozwadowski

9
Cichoń – „Humor”

Debiutanckim albumem Cichoń nie tylko wyraźnie zaznaczył obecność na rapowej scenie, ale też z miejsca dołączył do czołówki introwertycznego storytellingu. Zainspirowanego amerykańskim undergroundem i ojczyźnianą chandrą/breją/słotą, you name it. Na Humorze słychać echa twórczości Earla Sweatshirta, MIKE’a, Medhane’a czy Fly Anakina. W rozmarzonych, jazzujących bitach oraz w świadomej, gorzkiej nawijce. Jak na 25-minutowy materiał dużo się tu dzieje: muzycznie i emocjonalnie. Słychać, że Cichoń wciąż poszukuje brzmienia, z którym chciałby być kojarzony – zarówno jako beatmaker, jak i raper. Młody talenciak sporo eksperymentuje i dobrze – zauważalny progres wydaje się być kwestią czasu. Parafrazując klasyka: niedziela zwała, kościół, rosół i kawa, a Humor gituwa. Lech Podhalicz

8
Vae Vistic – „Dryf”

Rap to pop. To wiemy już od kilku dobrych lat. Ale dla Vistica rap to art pop. Dryf stanowi na tę chwilę najbardziej ambitny brzmieniowo polski projekt, który z trapowych środków buduje coś stylistycznie o wiele bardziej wysublimowanego. Wszystko tutaj jest niekonwencjonalne – hooki nieoczywiste, mostki monumentalne, a zbitki sylab zaskakujące i podporządkowane wartkim strumieniom melodii. Vae Vistic jest artystą, który ma wystarczającego wokalnego skilla, żeby sublimować wielkie emocje w imponujący sposób. To muzyka konkretnych miejsc. Z klatki schodowej wchodzimy do zadymionego klubu, a z klubu wprost do katedralnej nawy. Jeśli na swoim debiucie ktoś zderza ze sobą sacrum i profanum, to strach się bać, co zrobi później. Cyryl Rozwadowski

7
Jerzyk Krzyżyk – „Serce”

Mówię do ciebie spoza systemu, przerywamy symulację, rozpruj poduszkę, znajdziesz w niej paczkę draży Korsarzy, zjedz je wszystkie, zaśnij, obudzisz się w 1996 roku i zaczniemy wszystko od nowa... I śmieszki, ale jest w Sercu ta smuga alternatywy lat 90., o której Rafał Księżyk napisze jeszcze półkę książek. Jerzyk wydziera się jak jabolpunkowiec (Robię se siku na nieudaczników/Słucham zimnej fali, głowa mi się pali), a przecież ta płyta to też regularny trap-pop, cukierkowy autotune pod gitary jak z wydawnictw Anteny Krzyku. Przepiękne jest to wariactwo i nie wiem, kto tam z naszej redakcji podśmiewał się kiedyś z producenta Serca – Urbanskiego, ale chyba trzeba będzie przeprosić. Jacek Sobczyński

6
Oki – „PRODUKT47”

Ten rok potwierdził status Oskara jako jednego z najpopularniejszych raperów na naszej scenie. Po serii mixtape'ów i albumie OIO – wypuścił kolejną długogrającą płytę. I PRODUKT47 zadebiutował na trzecim miejscu światowego notowania premier Spotify; dwa miesiące po premierze pokrył się platyną; trasa koncertowa promująca wydawnictwo wyprzedała się na pniu. Na tym krążku Oki faktycznie zdaje się być bardziej sobą niż kiedykolwiek. Stawia na melodyjność, wznosząc się na wyżyny wokalnych umiejętności. Świadomie ogranicza eksperymentalne brzmienia, skłaniając się ku radiowej przebojowości. I tworzy przy tym momentami przerysowaną, ale jednocześnie spójną i wiarygodną kreację muzycznego idola generacji Z. Karina Lachmirowicz

5
Kukon – „Rough N' Gentle”

Za sprawą przełomowych Ogrodów sprzed trzech lat Kukon wykonał skok w nadprzestrzeń i w tym momencie – nawiązując do piłkarskiej metafory – zasiada przy jednym stole wśród artystów, którzy decydują o kształcie naszej sceny i rozpalają masową wyobraźnię. W tym roku rozpędził się do tego stopnia, że właśnie zapowiedział premierę trzeciego wydawnictwa, zamykając kultową serię mixtape'ów. Zarzuca mu się czasem powtarzalność; że na potrzeby kolejnych nagrań uruchamia po prostu swój generator, ale właśnie ten generator wypluł na początku kwietnia prawdopodobnie najmocniejszą pozycję w jego przepastnej i chaotycznej dyskografii. A przy tym chyba jednak album dość niedoceniony przy tej całej nadprodukcji – Rough N' Gentle. Niniejszym podejmujemy próbę, żeby to zmienić. Marek Fall

4
Brodka – „Sadza”

Czy to przez zadawanie się z 1988, czy z innego powodu – grunt, że Brodka nagrała najbardziej rapowy album w karierze. I nawet nie musiała w tym celu do końca rapować, bo Sadzę z hip-hopem najbardziej łączy ten – przynależny do gatunku – rodzaj dokumentalnej szczerości. Już na wejście wrzuca post-breakupowe Wpław; w drugim singlu rozlicza się z bezpowrotnie utraconą, gówniarską miłością; Taka to zima stanowi tak osobistą historię kryzysu, że przy linijkach Pustym echem dudnię/Na próżno mi ten zachód słońca można poczuć się jak intruz, który czyta czyjś pamiętnik. O tym, ile Przemek dał Brodce napisano chyba wszystko, natomiast dopiero kiedy w Outrze masakruje Miał być ślub, człowiek uświadamia sobie, jaka została tam przebyta droga; od radiozetkowej ulubienicy po najbardziej osobną mainstreamową gwiazdę swojego pokolenia. 22 minuty najlepszego polskiego popu w tym roku są tu. Jacek Sobczyński

3
Otsochodzi – „Tarcho Terror”

Otso lubi taki rap, do którego trzeba skille mieć. O ile skillówy nigdy nie można było mu odmówić, tak z realizacją pomysłów bywało różnie. Na szczęście, po słabszym, stricte trapowym epizodzie, Młody Jan wrócił do pełni sił. Tarcho Terror to nie tylko jego najlepszy, ale też najbardziej różnorodny – i jednocześnie wyjątkowo spójny – longplay. Jest odświeżony truskul, jest nieoczywisty niuskul. Jest trapowa przewózka, jest osiedlowy real talk. Są na maksa chwytliwe refreny; nie brakuje światowej klasy bitów. Otsochodzi pięknie się rozwinął i wyszedł z tego pierdolony album życia. Lech Podhalicz

2
1988 – „Ruleta”

No to teraz wyszło, jak bardzo 88 is connected. Płyty producenckie potrafią – na różnych płaszczyznach – uginać się pod ciężarem featuringów. Ale mistyczna basówa ex-Syna dla międzypokoleniowej i eklektycznej drużyny z Rulety jest wyłącznie trampoliną. Mieć pękaty notes z numerami telefonów to jedno. Przemek Jankowiak wyselekcjonował jednak tylko tych, którzy byli w stanie przejść przez wszystkie komnaty jego przejaranego dojo. Jeszcze kilka lat temu mogło się wydawać, że do tej dźwiękowej emulacji stroboskopu, przebijającego się przez zwały dymu, pasuje tylko nawijka Piernikowskiego. Ruleta redefiniuje przeszłość, definiuje teraźniejszość i przekrwionym okiem z błyszczącą się tęczówką patrzy w przyszłość. To nie Monaco. Tutaj wszystkie numery wygrywają. Cyryl Rozwadowski

1
Miły ATZ – „Roller”

Właściwie już w momencie premiery Rollera stało się dla nas jasne, że trudno będzie o inną płytę roku. Jedynie przysłowiowy chuj w uszach mógłby przecież przeszkodzić w skumaniu polotu Miłego ATZ. On wykonał na scenie tytaniczną pracę u podstaw, od zamierzchłych czasów, gdy współtworzył Mordor Muzik, ale – pomimo superobiecującego debiutu czy otoczonego środowiskowym kultem Lowpassu – brakowało mu w dorobku klasyka, którym spuentowałby dotychczasową karierę. I wreszcie dorzucił go do dyskografii. Roller stanowi świadectwo dojrzałości dwudziestoparolatka oraz dokumentację doskonałości zaangażowanych przez niego producentów. Z Atutowym na czele. To album światowy i lokalny; nonszalancki i poruszający; łączący ponad podziałami pokoleniowymi i gatunkowymi; maksymalnie rewarding, gdy często na scenę trzeba spoglądać przez palce. Koniec mistrzostw; do widzenia! Marek Fall

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.