Szanujemy Johna Coltrane’a, Milesa Davisa, Sun Ra czy Pharoah Sandersa. Inna sprawa, że każdy ma swoją granicę wytrzymałości, jeśli chodzi o słuchanie na repeacie klasycznych albumów z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych.
Po złotym okresie na początku lat dwutysięcznych - jazz nieco zniknął z mainstreamowych radarów. W obrębie gatunku nie pojawiało się nic specjalnie odkrywczego czy odświeżającego formułę. Wszystko zmieniło się na początku drugiej dekady XXI wieku. Sprawcami ponownego zamieszania wokół jazzu są głównie Brytyjczycy oraz Amerykanie z Zachodniego Wybrzeża. Z jednej strony kalifornijski luz Kamasiego Washingtona, Flying Lotusa i jego brainfeederowej ekipy, a z drugiej - wysyp artystów i artystek ze Zjednoczonego Królestwa, którzy od kilku lat odmieniają oblicze światowej sceny. Wystarczy wymienić Shabakę Hutchingsa, Nubyę Garcię, Kamaala Williamsa, Alfa Mista czy ekipę Brownswood Recordings. Zresztą - trzy grosze do jazzowego revivalu dorzucił również Kendrick Lamar, nagrywając doskonały To Pimp a Butterfly.
Część z tych wydawnictw nowej fali to muzyczny ekwiwalent społecznie zaangażowanego kina Steve’a McQueena czy Spike’a Lee. Odsyła do dziedzictwa przodków, źródeł w Afryce czy Ameryce Południowej. Mierzy się z doświadczeniem niewolnictwa i jego kontynuacji w postaci strukturalnego rasizmu. Jazz to bez wątpienia muzyka czarnoskórych, ale nie tylko im udało się stworzyć w ostatnich latach ponadczasowe nagrania. Poza kilkoma przypadkami na Wyspach Brytyjskich - intrygujący ferment ma miejsce u nas, czego najlepszym przykładem są zespoły związane z Astigmatic Records - EABS i Błoto czy niezależne bandy pokroju Siema Ziemia czy Immortal Onion. Ale o tym kiedy indziej.
Floating Points - Elaenia (2015)
Sam Shepherd jest ostatnio na ustach wszystkich z uwagi na współpracę z Pharoah Sandersem. Wcześniej zdarzało mu się zagrać jego Harvest time z 1977 roku podczas setu w Berghain i można to traktować jako świadectwo niebywałej wszechstronności. Jeszcze w szkole muzycznej zachwycał się Kennym Wheelerem oraz Billem Evansem i to w przyszłości dało o sobie znać, gdy - po pięciu latach żmudnej pracy - wprawił wszystkich w osłupienie za sprawą studyjnego debiutu. Biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania brytyjskiego producenta, można było oczekiwać bangerów. Tymczasem on stworzył materiał, dla którego punktów odniesienia należałoby szukać w późnych latach Talk Talk, katalogu wytwórni Warp i jazzowej tradycji. Choć sam Floating Points jeszcze wtedy obruszał się na określenie jazzy… Marek Fall
Kamasi Washington - The Epic (2015)
Debiut amerykańskiego saksofonisty w Brainfeederze jest tym symbolicznym momentem, w którym jazz został odebrany akademikom i oddany w ręce ludu. Współpracownik Thundercata, Flying Lotusa i Kendricka Lamara zgromadził dziesięcioosobowy zespół, orkiestrę i chór, żeby otworzyć nową erę spirytualnego jazzu z rozmachem Faraona Kawalerowicza. The Epic stanowi przedsięwzięcie zakrojone na niewyobrażalną skalę. To duchowe spadkobierstwo Coltrane’a w formie trzygodzinnego soundtracku do nigdy niezrealizowanego blockbustera. Bez zadęcia czy choćby cienia hermetyzmu, choć – jak zwracał uwagę Bartek Chaciński, mając pewnie jeszcze w pamięci The Seer – Kamasi potrafi onieśmielić jak Swans. Marek Fall
Yussef Kamaal - Black Focus (2016)
Zanim artystyczne drogi Yussefa Dayesa i Kamaala Williamsa rozeszły się na dobre, panowie nagrali emblematyczny album dla brytyjskiej sceny jazzowej. Ich debiutanckie - i zarazem jedyne - wspólne dzieło Black Focus to jazzowy easy-listening, któremu jednak daleko do muzaka. Perkusista Dayes i - odpowiedzialny za synthy i klawisze - Williams wymieszali tutaj esencję brytyjskiego podwórka z imigranckimi naleciałościami. Wynikiem tego jest dzieło nieposiadające słabych momentów.
Z czystym sumieniem można mu przyznać odznakę all killer, no filler i wrzucić do panteonu nowej fali jazzu, której najważniejszy ośrodek znajduje się właśnie w UK. Jest tu breakbeat, jest funk, jest poszanowanie do klasyki, są afrobeatowe bębny i znakomite kompozycje. Jeśli miałbym puścić laikowi jeden album stanowiący gateway drug do współczesnego jazzu, puściłbym właśnie Black Focus. Mamy 2021, a nadal świeże. Lech Podhalicz
Shabaka and the Ancestors - Wisdom of Elders (2016)
Gdyby wymienić najbardziej wpływowych artystów pokolenia, Shabaka Hutchings miałby pewne miejsce na podium. Brytyjski muzyk o karaibskich korzeniach całkowicie zrewolucjonizował oblicze brytyjskiego jazzu. Niezależnie od projektu, saksofonista zabiera nas w kosmiczny, afrofuturystyczny trip. Debiutancki album zespołu Shabaka and the Ancestors - nagrany w Johannesburgu - to dzieło sięgające do plemiennego dziedzictwa i poszerzające spektrum spirytualnego jazzu.
Mniej tu surrealizmu znanego z The Comet is Coming, a więcej klasycznych melodii i szacunku dla przodków, co zresztą sugeruje sam tytuł. Na Wisdom of Elders składa się 9 kompozycji - nazywanych przez Hutchingsa psalmami - trwających w sumie godzinę z kwadransem. Płyta, którą powinno się puszczać na lekcjach historii, przy której można odpłynąć i jednocześnie gimnastykować umysł niebanalnymi kompozycjami i powalającymi umiejętnościami całego oktetu. Być może Wisdom of Elders jest dla czarnoskórych tym, czym dla nas Slavic Spirits EABS-ów. Rytualnym seansem i wywoływaniem duchów przodków. Lech Podhalicz
Esperanza Spalding - Emily’s D+Evolution (2016)
O kontrabasistce z Portland cały świat usłyszał, kiedy po trzeciej płycie (Chamber Music Society) sprzątnęła Grammy w kategorii Best New Artist sprzed nosa Justinowi Bieberowi, Drake’owi, Florence and the Machine oraz Mumford & Sons. Od tamtego czasu wstawiła do gabloty trzy kolejne statuetki i zdołała wprowadzić krążek Radio Music Society do pierwszej dziesiątki Billboard 200. Źródeł sukcesu Spalding można upatrywać w szerokim spektrum inspiracji. Jako dzieciak studiowała Beethovena, później grała w zespole indierockowym, a obecnie lawiruje pomiędzy jazzem, rockiem i funkiem. Skomplikowane struktury czy matematyczne metrum nie przeszkadza jej przy tym nadawać utworom charakteru zwartych, popowych piosenek. Charakterystyczne w tym kontekście jest to, że z jednej strony Prince zabrał ją ze sobą na trasę, a z drugiej – po Emily’s D+Evolution zaczęły mnożyć się porównania do Joni Mitchell. Marek Fall
BADBADNOTGOOD - IV (2016)
Oni na mapie Nowej Jazzowej Rewolucji reprezentują mniej oczywisty kierunek niż choćby Londyn, a mianowicie Toronto. Zasługi tego kolektywu dla całego movementu są jednak nie do przecenienia. Kanadyjczyków połączyła fascynacja rapem i to właśnie covery, a w kolejnym kroku – współpraca z gwiazdami sceny doprowadziły ich do miejsca, w którym się obecnie znajdują. Ale to nie oznacza bynajmniej, że są jakimś substytutem czy produktem jazzopodobnym dla audytorium od rymów i beatów. BADBADNOTGOOD to natchnieni instrumentaliści, którym udało się dokonać odświeżającej fuzji jazzu z hip-hopem, high-classową, wielkomiejską muzyką rekreacyjną i – niemal namacalnym - coolness factor. III i IV to w tym kontekście ich pokaz mocy absolutnej. Marek Fall
Christian Scott aTunde Adjuah - The Centennial Trilogy (2017)
Amerykański trębacz Christian Scott wypłynął na mainstreamowe wody w drugiej dekadzie XXI wieku. Duża w tym zasługa wybitnego tryptyku, który muzyk postanowił wydać przy okazji setnej rocznicy powstania pierwszego jazzowego nagrania.
Spirytualny afrofuturyzm, korespondencja z przodkami i komentarz do socjopolitycznych wydarzeń na przestrzeni wieków. Od niewolnictwa i dyskryminacji rasowej poprzez szerzącą się demagogię aż do zmian klimatycznych i kwestii związanych z tożsamością płciową. W skład trylogii wchodzą albumy Ruler Rebel, Diaspora i The Emancipation Procrastination, a każdy z nich porusza nieco inne wątki. Pierwsza część jest mroczną opowieścią o Nowym Orleanie i dużo w niej perkusyjnej stopy, która mogłaby posłużyć za fundament rapowych bitów. Diaspora to z kolei lżejsza, nostalgiczna oda do publiki. Zamykający całość The Emancipation Procrastination jest triumfalnym zwieńczeniem hołdu Christiana Scotta aTunde Adjuaha dla jazzowego dziedzictwa. Pełen dramaturgii i nieoczywistego groove’u miks jazzu, soulu, r’n’b, elektroniki i rapu. Tak się tworzy współczesne klasyki. Lech Podhalicz
Sons of Kemet - Your Queen is a Reptile (2018)
Nazwisko Shabaki Hutchingsa zostanie w tej selekcji odmienione przez wszystkie przypadki, ale jak mogłoby być inaczej, skoro ten saksofonista jest jednym z motorów napędowych londyńskiej sceny. I tak jak na ulicach brytyjskiej stolicy – w jego muzyce krzyżują się multikulturowe wątki rodem z Afryki czy Karaibów, ale też punkowy duch, odżywający w południowych dzielnicach miasta. Bo czy byłoby większym faux pas stwierdzenie, że Sons of Kemet to The Clash jazzu? O tym projekcie Hutchingsa w ostatnich miesiącach znowu jest głośno. W połowie maja ukazał się następca Your Queen is a Reptile - Black to the Future. Marek Fall
Anenon - Tongue (2018)
Przy okazji tej płyty można na chwilę odetchnąć od ciężkich, społecznych tematów. Tongue jest albumem przeznaczonym do długich spacerów, do refleksji i do odpoczynku od trudów codzienności. Ostatni do tej pory materiał kalifornijskiego muzyka Briana Allena Simona to wspomnienie słonecznej Toskanii, wędrówek wśród oliwnych drzew i plantacji winorośli. Płyta mniej popularna, zdecydowanie z drugiego szeregu nowej fali jazzu, ale równie porywająca. Jeśli brakowało wam w ostatnim czasie medytacyjnego soundtracku, Tongue nada się do tego idealnie. Ze świecą szukać tak uduchowionego, kontemplacyjnego ambient-jazzu zagranego na saksofonie. Lech Podhalicz
Kamaal Williams - The Return (2018)
Po rozpadzie projektu Yussef Kamaal, Henry Wu aka Kamaal Williams postanowił kontynuować ducha Black Focus. Tyle że pod własnym nazwiskiem i z innymi kompanami w zespole. Duchowy spadkobierca bujającego wajbu - jakim charakteryzował się nieistniejący już duet - to jeszcze bardziej funkowy, grooviasty i oparty na klubowej elektronice materiał. W dużej mierze improwizowany The Return jest zatem albumem, po którym nie należy spodziewać się zaskoczeń i przecierania nowych szlaków. To luźna kontynuacja Black Focus i preludium do bardziej piosenkowego Wu Han, niestety najsłabszego albumu Williamsa so far. Nie da się jednak pominąć faktu, że tym soundem wciąż oddycha Londyn. Lech Podhalicz
Tenderlonious - The Shakedown (2018)
Stały współpracownik EABS-ów, którego ulubioną zajawką są pakistańskie ragi i analogowe syntezatory. Artysta udzielał się na Kraksie/Svantetic i Slavic Spirits, improwizował również z zespołem Jaubi. Brytyjczyk to nie tylko świetny muzyk sesyjny, ale też bandleader i wizjoner. Pierwsza poważna płyta Tenderloniousa to tak naprawdę intro do szerokiego spektrum jego twórczości. Album The Shakedown - nagrany z zespołem The 22archestra - jest doskonałym miksem seventiesowej klasyki ze współczesnym podejściem rytmicznym. Na froncie oczywiście flet, którym Ed Cawthorne mógłby spokojnie uwodzić indyjskie kobry. Zjawiskowa, zagrana z pasją płyta, przy której ciężko usiedzieć w miejscu. Lech Podhalicz
The Comet is Coming - Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery (2019)
Chociaż tytuł to trochę Paulo Coelho, zawartość nie ma wiele wspólnego z grafomanią. The Comet is Coming to psychodeliczny, zahaczający o New Age i oderwany od rzeczywistości projekt Shabaki Hutchingsa. Na Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery kosmologiczna wizja zderza się z tubalnym, majestatycznym jazzem. Drugi studyjny album tria brzmi, jakby zrealizowali go Stanley Kubrick do spółki z Sydem Barrettem. Naspidowany surrealizm i astralne wycieczki zostają umoczone w postapokaliptycznym anturażu. Zresztą - opisywanie tej muzyki słowami to tańczenie o architekturze, więc po prostu odpalcie The Comet is Coming. Sun Ra byłby dumny. Lech Podhalicz
Ezra Collective - You Can’t Steal My Joy (2019)
Londyński kwintet wyjątkowo upodobał sobie radosne, afrobeatowe brzmienia. Na debiutanckim longplayu dwoi się i troi, aby słuchacz nie tylko znakomicie się bawił, ale otrzymał też walor edukacyjny. Ezra Collective czerpie garściami z latynoskiego i afrykańskiego brzmienia, co może przywoływać na myśl dokonania Davida Byrne’a. Ale You Can’t Steal My Joy to również wyciągnięcie ręki do brytyjskiej sceny hip-hopowej. W najbardziej znanych utworach grupy - Reason in Disguise i What Am I To Do? - udzielają się Jorja Smith i Loyle Carner. Tu styl zespołu skręca w stronę wyczilowanego r’n’b i neo soulu, a gościnne występy świetnie prezentują się na jazzowym tle. I do zmysłowego tańca, i do relaksu przy rozpalonych kadzidłach. Lech Podhalicz
Alfa Mist - Structuralism (2019)
Nie można mówić o rozkwicie brytyjskiej sceny jazzowej, nie wspominając o tym wykonawcy. Londyński beatmaker zaznaczył swoją obecność w środowisku za sprawą debiutanckiego Antiphone, ale to na Structuralism w pełni rozwinął skrzydła. Sofomor Alfa Mista to brzmienie charakterystyczne dla UK jazzu, doprawione odpowiednią ilością soulu, r’n’b i mellow beatów. Ważną rolę odgrywa tu perkusja, słuchacza uwodzą melancholijne pianino i trąbka, a wokalna ornamentyka stanowi wartość dodaną. Dorzućmy aksamitny głos Kai Thomas-Dyke i obecność nowozelandzkiego artysty Jordana Rakeia, a otrzymamy materiał kompletny. Co jednak stanowi największy atut Structuralism, to łatwość w odbiorze. Zapomnijcie o free jazzowej ekwilibrystyce, tutaj wszystko zagrane jest z wyczuciem. Lech Podhalicz
Joe Armon-Jones - Turn to Clear View (2019)
Podopieczny Brownswood Recordings to stosunkowo nowa twarz na scenie. Nie przeszkodziło mu to jednak w zdobyciu odpowiedniego rozgłosu. Współpraca z Obongjayarem, Georgią Anne Muldrow i Nubyą Garcią odhaczona, a wydaje się, że najlepsze dopiero przed nim. Turn to Clear View jest albumem, który w idealnych proporcjach wyważa akademickie podejście z popową przystępnością. Tym pięknie zaaranżowanym materiałem zwyczajnie nie sposób się zrazić. Yellow Dandelion to przykład doskonale napisanego soul-jazzowego utworu, a Try Walk with Me gwarantuje rozpłynięcie podobne do tego, towarzyszącego konsumpcji euforyków. Mówisz groove, myślisz Turn to Clear View. Lech Podhalicz
Nubya Garcia - Source (2020)
I znowu London Calling, ale co zrobić, kiedy taki właśnie jest układ sił we współczesnym młodym jazzie. Nubya Garcia miała jeszcze daleko do trzydziestki, a już była ważną częścią sceny swojego miasta, co zostało udokumentowane na kultowej składance We Out Here, gdzie pojawiła się obok m.in. Mosesa Boyda, Ezra Collective’u czy Shabaki Hutchingsa. Source to pełnoprawny debiut młodej saksofonistki, podporządkowany nie tylko jazzowej tradycji, ale też eksploracji afrykańskiego dziedzictwa i międzykulturowym podróżom – od cumbii do dubów. Ze świecą szukać wydawnictwa, które mogłoby się z tym równać pod względem walorów melodycznych, antropologicznych i duchowych. Marek Fall
Jyoti - Mama, You Can Bet! (2020)
Poprzeczka musi być zawieszona naprawdę wysoko, kiedy ksywkę wymyśla ci Alice Coltrane, a Mos Def porównuje cię do Niny Simone, ale Georgii Anne Muldrow udaje się to udźwignąć. Mama, You Can Bet! stanowi niby jazzową odsłonę jej twórczości, ale równie blisko co do jazzu, jest jej tutaj do eksperymentalnego R&B czy progresywnego soulu. Jyoti zapowiadała, że ten materiał będzie wokalną dokumentacją jej życia wewnętrznego, ale to nie stoi na przeszkodzie, żeby pojawił się tu instrumentalny utwór Zane, The Scribe, który – za sprawą subtelnej partii wibrafonu - mógłby zachwycić Jerzego Miliana. Albo afrofuturystyczna odyseja kosmiczna, Bemoanable Lady Geemix Fonk. Nie było takiego albumu od czasu Black Messiah D’Angelo. Marek Fall
Moses Boyd - Dark Matter (2020)
Stwierdzenie, że Moses Boyd to najzdolniejszy brytyjski perkusista młodego pokolenia nie będzie przesadą. W odróżnieniu od artystów nowej fali UK jazzu stawiających na spokojniejsze klimaty, u Boyda słychać grime’ową penerę, garage’ową nostalgię i soniczną różnorodność. Na Dark Matter muzyk połączył uliczny brud z instrumentalnym wyrachowaniem, a efektem eksperymentalny, niezwykle ciekawy materiał. A jeśli miałbym wyróżnić jeden element tej płyty, byłaby to nieoczywista, pokręcona rytmika. W tej kwestii dzieją się tu rzeczy wielkie. Lech Podhalicz
Angel Bat Dawid/Tha Brothahood - LIVE (2020)
To jeden z tych przypadków, gdy za niezwykłą muzyką stoi równie niezwykła historia. Charyzmatyczna klarnecistka z South Side w Chicago zarejestrowała za pomocą smartfona zestaw surowych szkiców dla składu Tha Brothahood. Brzmiały jednak na tyle dobrze, że zrobiła z nich swój oficjalny debiut, The Oracle. Kilka miesięcy później - już ze wsparciem zespołu - zaprezentowała ten materiał w poszerzonej wersji podczas Jazzfestu w Berlinie. Występ przybrał kształt afrocentrycznego performance'u, napędzanego freejazzowymi eksperymentami i konferansjerką Angel Bat Dawid, która w pojedynku na szaleńczy magnetyzm pokonałaby Klausa Kinskiego. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że artystka miała doświadczyć rasizmu w niemieckiej stolicy, a ten koncertowy album dokumentuje sabotaż, dokonany przez nią na festiwalowej publice. Jak tu więc w ogóle mówić o tradycyjnym wydawnictwie muzycznym? Marek Fall
Irreversible Entanglements - Who Sent You? (2020)
Czego się Moor Mother nie tknie, zamienia w czyste złoto. Afrofuturystyczna czarownica - i mistrzyni eksperymentów ze spoken wordem - potrafi też w jazz. Wraz ze swoim filadelfijskim kolektywem Irreversible Entanglements przesuwa granice poetyckiego, zaangażowanego grania. Who Sent You? - podobnie jak jego poprzednik - to stosunkowo przystępny album pełen społeczno-politycznych tematów. Są tu momenty mroczne, trudne i raczej średnio przebojowe, ale to płyta, przez którą powinien przejść każdy adept nowego jazzu. Koniecznie, jeśli wasze kulturowe upodobania są bliskie spirytualizmowi i walce o prawa mniejszości. Lech Podhalicz