To już nie przelewki. Wchodzimy w tzw. część zasadniczą naszego podsumowania - w tym odcinku dowiecie się o tym, który raper odstrzelił sobie pół twarzy, kto stał się inspiracją dla Limp Bizkit, a kto dla Drake'a. No i co mają z tym wspólnego nasze ikoniczne numery!
Tradycyjnie przypominamy wszystkim, którzy dopiero teraz zaczęli śledzić to zestawienie: miejsca 30-21 znajdziecie tutaj, 40-31 tutaj, a 50-41 tutaj. Przy okazji: pamiętacie nasze zestawienia najważniejszych płyt z Polski i zagranicy?
20. Mobb Deep - Shook Ones Part II (1994)
Każde uderzenie tej zbasowanej stopy, każde słowo Havoca i - nieodżałowanego, przedwcześnie zmarłego - Prodigy’ego może służyć za wyznacznik tego, czym jest hardy i brudny, uliczny rap. I got you stuck off the realness, we be the infamous, you heard of us, official Queensbridge murderers - nawijał P. w pierwszych wersach ze swojej zwrotki, a betonowe osiedla całego świata - od Nowego Jorku, przez Paryż, aż po Warszawę - chłonęły te linijki jak biblię. Niewielu innym MC’s twardą i bezlitosną rzeczywistość bloków udało się bowiem opisać równie dosłownie, jak poetycko i niewiele też bitów ową klaustrofobiczną, paranoiczną atmosferę podwórkowego półświatka oddaje równie obrazowo, jak ten ciemny, duszny instrumental zbudowany wokół sampla z fortepianowego solo Herbiego Hancocka. Nic dziwnego więc, że jest to jeden z najczęściej samplowanych numerów w historii hip-hopu, jego covery nagrywały całe czeredy raperów od Everlasta, po B.O.B.’a, a jego oryginalną wersję można usłyszeć w licznych grach (GTA: Liberty City Stories, NBA 2K13 i 2K18) i filmach (8 Mila) czy serialach (Narcos). Filip Kalinowski
19. Kendrick Lamar - HUMBLE. (2017)
Przyznamy się - dyskusja nad tym, który numer Kendricka wybrać, była długa. To dlaczego stanęło na HUMBLE.? Jest tak, że żyjemy w czasach, w których rząd dusz sprawują Migosi, Lil Pump i Tekashi. No i jakby to ładnie ująć - chłopaki ostatni raz wpadli do biblioteki, gdy akurat padał deszcz i trzeba było się gdzieś schować. A tu nagle wjeżdża Kendrick ze swoimi zaangażowanymi numerami i wykręca wyniki na poziomie pół miliarda wyświetleń, inkasując przy okazji - jako pierwszy raper w historii - nagrodę Pulitzera, drugie po Noblu najbardziej prestiżowe wyróżnienie literackie świata. Pisaliśmy już o tym, że mesjanizm Kendrasa zaczyna irytować i zdania nie zmienimy. Ale nawet mimo tego tylko idiota nie zauważyłby, że ten człowiek w pojedynkę zmienia oblicze współczesnej muzyki rozrywkowej. A to dopiero początek jego kariery! Poza tym w dzisiejszych czasach masowego autolansu zrobienie globalnego hitu o pokorze jest jak wizyta na zlocie neofaszystów i skuteczne przekonanie ich do idei multikulti. To nie miało prawa się wydarzyć, a jednak zażarło. Jacek Sobczyński
18. Run DMC & Aerosmith - Walk This Way (1986)
Oryginał to rok 1975, cover - 1986. Znamienna jest jedna ze scen w teledysku, gdy wokalista Aerosmith Steven Tyler już chwyta mikrofon i szykuje się do ryknięcia, gdy nagle z zaskoczeniem spogląda na nawijających obok chłopaków z Run DMC. Bo i było czemu się dziwić, tak przebojowego crossu rapu i rocka nie zrobił przed nimi nikt. Gdyby nie Walk This Way, nie byłoby soundtracku z Judgement Night, Rage Against The Machine i całej tej numetalowej menażerii z Limp Bizkit i Papa Roach na czele. To oni pokazali, że rap i gitary pasują do siebie jak gin z tonikiem. Osobno mocne, razem - jeszcze silniejsze. Jacek Sobczyński
17. Geto Boys - Mind Playing Tricks On Me (1991)
Na długie lata przed tym, jak depresja trafiła do ścisłego top 5 najczęściej poruszanych tematów przez raperów (zaraz obok hajsu, broni, dup i narkotyków), jeden z bardziej hardkorowych składów w rapgrze lat 90. nagrał numer, który do dziś pozostaje wyjątkowo dotkliwym zapisem mierzenia się z własnymi demonami. Na chwilę przed wydaniem ich trzeciego krążka - klasycznego albumu We Can’t Be Stopped - reprezentant Geto Boysów, Bushwick Bill, odstrzelił sobie kawał twarzy w próbie samobójczej (czego dokumentem jest okładka krążka), a jego pomagier - Scarface - nigdy wcześniej ani później nie napisał już równie paranoicznych, dojmujących wersów, jak w tym konkretnym tracku. Tracku, który przedarł się do pierwszej 30. amerykańskiego Billboardu i wpisał Houston - a co za tym idzie całe, nieme do tego czasu Południe - na rapową mapę USA, a także tracku, który jest ulubionym utworem min. ?uestlove’a i Kida Cudiego. Filip Kalinowski
16. Jay-Z - Hard Knock Life (Ghetto Anthem) (1998)
Hymn osiedla, ulicy i każdego bloku, a poniekąd też hymn samego Hovy, który w swoich zwrotkach opisuje drogę od zera do bohatera - od ulicznego dilera wystającego na winklu z towarem, do odnoszącego coraz większe sukcesy i zarabiającego coraz bardziej niewyobrażalne pieniądze rapera z czołówki pierwszej ligi. Oparty na samplu z musicalu Annie, niesamowicie chwytliwy w swojej prostocie numer wyprodukowany przez The 45 Kinga jest swoistą amerykańską wersją Reprezentuję biedę Pei. Nagranym przez faceta, który z getta wyrwał się na salony dzięki hymnowi poświęconemu swojej macierzy, czyli ulicy na której dorastał, dojrzewał i zbierał swoje pierwsze biznesowe szlify. Szlify, które zaprowadziły go na krótką - dwuosobową - listę pretendentów do rapowej korony Nowego Jorku, właściwie każde możliwe zestawienie najlepszych MC’s w historii tego genre i pierwsze miejsce w rankingu najbogatszych hip-hopowców, sporządzonym przez Forbesa. A Hard Knock Life był ważnym etapem na tej drodze. Filip Kalinowski
15. Afrika Bambaataa & Soul Sonic Force - Planet Rock (1982)
Ten - bądź co bądź - undergroudowy hicior, który w czasie swojej premiery nie trafił na żadne listy przebojów, jest kamieniem milowym nie tylko dla hip-hopu i trzymającego się wówczas blisko z raperami środowiska breakdance’owego, ale również wczesnego electro i ewoluujących z niego późniejszych gatunków klubowych, takich jak techno, house czy trance. Oparty na charakterystycznym breakbeacie rodem z - przeżywającego aktualnie swoją entą młodość - Rolanda TR-808 i syntezatorowym leadzie zainspirowanym przez Trans Europa Express Kraftwerku oraz wczesne nagrania Yellow Magic Orchestra, interplanetarny hymn przede wszystkim jednak czerpie z wieloletniej afroamerykańskiej spuścizny funku. Gatunku, do którego długiej historii - w której kosmiczne eskapady George'a Clintona wydają się być dla Bambaaty najbardziej stymulujące – na początku lat 80. dopisał kolejny podwórkowo-międzygwiezdny rozdział. Filip Kalinowski
14. A Tribe Called Quest - Can I Kick It? (1990)
Podobno wielkie hity poznaje się po tym, że inni muzycy często do nich nawiązują. No to w takim razie Can I kick it? jest megahiciorem, skoro w różny sposób odnosili się do niego m.in. Drake, Lykke Li, Jay Z czy… Robbie Williams. W zestawieniu najważniejszych albumów w historii pisaliśmy o miejscu 1., czyli płycie The Low End Theory tak: ten album stanowi często przemierzany w następnych latach most pomiędzy rapem a jazzem, punkt wyjścia do bitowej eksperymentalistyki przełomu milleniów i podręczny zapas pewności siebie dla wszystkich MC’s i producentów, którzy obawiają się, że ich produkcje są zbyt undergoundowe dla szerszych gremiów słuchaczy. Co prawda Can I Kick It pochodzi z wcześniejszego wydawnictwa Tribe'ów People's Instinctive Travels and the Paths of Rhythm, ale tam też muzyczne eksperymenty (przypominamy: to był rok 1990) pięknie żenią się z autentyczną zabawą rymami - i zabawą muzyką w ogóle. Jaki pan, taki kram. Jacek Sobczyński
13. Eminem - My Name Is (1999)
Kiedy w styczniu 1999 roku Marshall Mathers przedstawił się szerszym gremiom słuchaczy - a raczej przedstawił go im odpowiedzialny za produkcję całego Slim Shady LP Dr Dre - świat oszalał na punkcie tego szalonego białasa ze skłonnościami do autodestrukcji, słabością do narkotyków i… niesamowitymi umiejętnościami rymotwórczymi. Bo nigdy wcześniej w historii hip-hopu żaden białas nie miał tak mocnego zaplecza wśród ikonicznych postaci gatunku, nie był w swojej charyzmie tak obrazoburczy i żaden też nie umiał tak pisać i rapować. Nie umiała też tego przeważająca większość czarnych, którzy do tego momentu byli uważani za naturalnie lepszych w te klocki. Eminema u schyłku zeszłego wieku słuchali więc wszyscy - od fanów undergroundowej oficyny Rawkus, w której wyszedł w tym samym roku podziemny szlagier Any Man, po zapatrzonych w mainstream miłośników hitowego popu, do którego My Name Is wdarło się z buta, zgarniając na koniec pierwszą w karierze Marshalla statuetkę Grammy za Best Rap Solo Performance. Było początkiem wyłożonej czerwonym dywanem, lecz pełnej zakrętów, filmowej wręcz kariery Eminema i zaczątkiem jego wypracowanej na rapie fortuny. Fortuny, która prędko miała mu się przydać, bo od razu o kasę upomniała się jego matka - obrażona kilkoma wersami z tegoż numeru Debbie Mathers, której krótką charakterystykę znacie pewnie z 8 mili i wielu zwrotek Ema. Filip Kalinowski
12. Lil Wayne - A Milli (2008)
Nie do końca doceniany za czasów świetności, dziś za to widać jak na dłoni, że Lil Wayne był jak Adam Małysz w Willingen - przeleciał wszystkich. I nie chodzi nam tu o jego rozliczne przygody natury towarzyskiej i całkiem pokaźne potomstwo. Dwayne Carter kładł ogromny nacisk na technikę, przez co w jego numerach nierzadko ważniejsze niż to, co rymuje, było to, jak to robi. Książę auto-tune'a, jeden z pierwszych, którzy wprowadzili nowoczesny, syntetyczny, futurystyczny rap na szczyty list przebojów. To nim inspirowali się Drake i Nicki Minaj. Szkoda, że Lil Wayne dość koncertowo zepsuł swoją karierę a to kuriozalnymi wyborami artystycznymi (album Rebirth), a to nieustabilizowaniem życia osobistego, przez co zamiast o muzyce media ochoczo pisały o jego kolejnych problemach ze zdrowiem i prawem. Fakty są takie, że to jedna z żywych ikon współczesnego rapu. Mamy nadzieję, że jeszcze długo żywych... Jacek Sobczyński
11. 2Pac & Dr Dre - California Love (1996)
To największy hit Tupaca, który nie ukazał się na jego żadnej płycie studyjnej (poza greatest hits oczywiście). Beat autorstwa Dre. Podobno 2Pac tak zajarał się tym podkładem, że swoją nawijkę napisał w kwadrans. Do kawałka powstały dwa teledyski – pierwszy w dystopijnym klimacie a la Mad Max do właściwego tracka i drugi – imprezowy do remiksu. Esencja klimatu Zachodniego Wybrzeża lat 90., jeden z największych hitów w historii rapu i - co tu dużo mówić - numer, dzięki któremu miliony dzieciaków zakochały się w tej muzyce. Ostatni argument jest dla nas najważniejszy. Jacek Sobczyński