Jego ojciec nagrywał z Ludacrisem, a Destroy Lonely robi ambient rap generacji Z

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Street Style - Paris Fashion Week - Menswear Spring/Summer 2023 : Day Two
fot. Jeremy Moeller/Getty Images

Wychowanek rapowej Atlanty, podopieczny Cartiego, jedna z gwiazd tegorocznego Open’era. Destroy Lonely właśnie wydał swój debiutancki album.

You better watch your handshake when you greeting your boys / Cause if they know your man fake, they'll be heating your boys / Even the bitches get down when they knowing it's beef / They got her man in the pen and her kids in the street / It's the neighborhood bullshit I gotta admit / But I'll be thuggin 'til they bury me, I'm loving this shit – tak w 2004 roku, na swoim debiutanckim i jedynym krążku rapował I-20. Album ten wydało Disturbing the Peace, nazywał się Self Explanatory a wypełniały go utwory o tak wdzięcznych tytułach, jak Meet the Dealer, Fightin‘ in the Club czy Hennessy & Hydro. Zawrotnej kariery longplay nie zrobił, a I-20 w annałach rapu zapisał się głównie za sprawą swojej zwrotki w hymnicznym Move Bitch! Ludacrisa. Jak wieść gminna niesie, w kręgu Disturbing the Peace pojawił się za sprawą swojego poważnego street credu, nie poważnego skilla. Efekt? Dwa lata po premierze debiutu było już po karierze.

Dlaczego o tym piszemy? I-20 naprawdę nazywa się Bobby Wardell Sandimanie, Jr. i ma kilkoro dzieci, spośród których jeden z synów nosi imię Bobby Wardel Sandimanie III i… również jest raperem.

Destroy jest od niszczenia siebie, a Lonely od tego, że jak dorastał to często był samotny. Czy Bobby Sandimanie Trzeci kwalifikowałby się do grupy terapeutycznej DDR – Dorosłych Dzieci Raperów? Nie wiadomo. Z rapem Lone się wychowywał. Zaczął nagrywać w szkolnym studiu, jako 14-latek. Taki na przykład numer Bane nastoletni Bobby zarejestrował ledwie trzy lata później. I… szczerze go nienawidzi. Ale też kocham to, jak bardzo go nienawidzę. Jak go wtedy wypuściłem, to nikt nie chciał słuchać, a teraz wszyscy się trzepią, że to najlepsza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszeli – tak pod koniec zeszłego roku opowiadał magazynowi XXL. Bane grało już wtedy w tle setek tysięcy tiktoków, a piąty mixtejp podpisany ksywką Destroy Lonely – wydany przez Opium krążek NO STYLIST – torował mu właśnie drogę do mainstreamowej popularności.

Serce złamane i tłumy zebrane

Destroy Lonely, Lone, TopFloorBoss, Dark Lord, The Look Killer – pod którymkolwiek ze swoich licznych aliasów Bobby Wardel Sandimanie III rejestruje swoje kolejne numery, zawsze stawia bardziej na klimat niż cokolwiek innego. I choć podobna zależność dotyczy ogromnej części post-soundcloudowego, współczesnego rapu, to ledwie dwudziestojednoletni wychowanek Atlanty do jego budowy podchodzi bardziej jak reżyser niż któryś kolejny ziomek z bajerą. Destroy w jego ksywce pojawiło się po tym, jak skończył wyniszczać swój organizm rekreacyjnie przyjmowanym Xanaxem, a Lonely – z czasów, gdy zaczął domową edukację i bardzo brakowało mu grupy rówieśniczej. Owe samotnicze lata wypełnił graniem w gry, oglądaniem youtube’a i wprost kompulsywnym chłonięciem popkultury we wszystkich jej przejawach; od książek aż po ciuchy.

Muzyki też zawsze słuchał bardzo różnej - od rozbrzmiewającego rapem domu rodzinnego, przez lokalne punkowe gigi, aż po nielegalne elektroniczne rejwy. Wszędzie, gdzie tylko się znalazł, zbierał inspiracje. Wypluł je z siebie na debiutanckim mixtejpie Darkhorse. W kolejnym, 2020 roku, wypuścił trzy wydane własnym sumptem mixtejpy: Underworld, </3 i Overseas, a towarzyszący jednej z tych premier teledysk do Oh Yeah zobaczył któregoś dnia Playboi Carti. I od razu podpisał młodego krajana z Atlanty do swojego labelu Opium. Decyzja ta była zapewne podyktowana talentem i determinacją Lone’a, natomiast grupa jego oddanych słuchaczy rosła z dnia na dzień, a zapętlone intro z numeru Bane stawało się tiktokowym viralem.

W katalogu Opium Destroy Lonely znalazł się wraz ze swoim bliskim kamratem, Kenem Carsonem. W zeszłym roku obaj zaczęli swoją wspólną szarżę na listy Billboardu. Ken wypuścił album o tytule X, na którym Dark Lord pojawił się w dwóch numerach, a sam bohater tego tekstu swój piąty mixtejp, równie energetyczny jak wsobny, emo-rage’owy krążek NOSTYLIST. Po jego premierze Lone ruszył w swoją pierwszą solową trasę po Stanach, pozbierał trochę środowiskowych propsów i wyrósł wreszcie na czarnego konia, bo każdy kolejny leak czy snippet jego nowego numeru rozchodził się po sieci jak wirus. Reddit grzał się do czerwoności, serwisy streamingowe nabijały kolejne miliony odtworzeń, a memom nie było końca.

Jakby wzrok mógł liczby nabijać

Jak wielu innych amerykańskich raperów, Destroy Lonely jest chodzącą wizytówką manifestacji marzeń. W nielicznych wywiadach zawsze zaznacza, że realizuje swój skrzętnie ułożony plan krok po kroku i wszystko, co się aktualnie wokół niego dzieje, sam sobie wymyślił. Podobnie jak wielu przedstawicieli generacji Z jest też dzieckiem post-ironii i post-gatunkowości, późnego kapitalizmu i wpisanych weń lęków (nie tylko już) egzystencjalnych; bycia zupełnie osobną, odmienną jednostką stojącą w tłumie tak samo osobnych, odmiennych jednostek. I o tym sobie rapuje – o ciuchach i dziewuchach, dragach i strzygach, kasie, dripie i tym, czy przypadkiem nie jest z tego pokolenia, którego wygłupy robią się bez znaczenia; o tych czarnych szmatach od Ricka Owensa, które są niby takie drogie i niepowtarzalne, a chodzą w nich wszyscy.

Dopóki jego charakterystyczny głos obmywały rześkie fale świeżutkiego jeszcze rage’u, Lone wydawał się być jednym z tych nielicznych czarnych koni, na które naprawdę warto postawić kasę, bo może się zaraz okazać faworytem i już przelicznik będzie dużo słabszy. Po premierze If Looks Could Kill rzeczone przewidywania chowam sobie jednak w kieszeń, bo test pierwszego albumu Bobby Wardel Sandimanie III oblał wprost spektakularnie.

Jak wielu innych amerykańskich raperów, Destroy Lonely zapowiadał bowiem swój debiutancki album jako zupełną zmianę stylu czy wręcz stworzenie nowego nurtu. Słuchając tych zaklęć dzwoniły mi wciąż w głowie słowa Yeata, który ledwie kilka miesięcy temu mówił dokładnie to samo. I choć na Aftërlyfe nie wymyślił się na nowo, to przesunął kilka punktów ciężkości i w interesujący sposób zbliżył współczesny post-soundcloudowy rap do hyperopu. Na If Looks Could Kill nie sposób znaleźć cokolwiek, co można by określić interesującym. Coraz częściej pobrzmiewające gitarowymi riffami, podbite tłustym, syntetycznym basem, klinicznie wręcz trashowe bity Clayco i reszty składu producenckiego zdają się być odbite z jednej sztancy, a ich apatyczna energia w przeciągu blisko półtorej godziny trwania tego krążka przymulić potrafi bardziej niż blister Xanaxu. Lonewpisał się w tę tonację wprost idealnie, rezygnując z większości interesujących rozwiązań wokalnych i po prostu wygadując te swoje – nie oszukujmy się – nie za dobre teksty na jedno kopyto.

Jeśli więc ktoś szuka podkładu pod rage’owe moshpity tego lata – nic tu raczej dla siebie nie znajdzie. Jeśli kogoś skusiła kinematograficzna, konceptualna wręcz narracja otaczająca ten krążek to od razu zaznaczam, że zamyka się ona w trzynastu minutach trwania filmiku do Look Killa. a jeśli ktoś chciałby sprawdzić, jak bardzo kreatywna potrafi być dzisiejsza, post-autotune’owa praca z głosem – to z głowy mogę teraz wymienić kilkanaście innych krążków, spośród których Aftërlyfe już zostało tu wspomniane. Nic tu niestety nie zaskakuje, nic nie jest nowe i nic zostaje w głowie po tym, jak już te półtorej godziny minie. Muzyka tła – nie domagający się większej atencji, płynnie w siebie przechodzący, międzygatunkowy ambient generacji Z. Jak się on podoba wspomnianemu na początku I-20? Nigdy się nie dowiemy, bo jak Destroy Lonely zaznaczył w wywiadzie towarzyszącym premierze If Looks Could Kill dziwnie by się czuł, nagrywając numer ze swoim ojcem. On przecież cały czas patrzy w przyszłość i wszystko ma skrzętnie zaplanowane. Ten miałki, na wskroś przeciętny album zapewne też.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0