Brytyjska scena od lat cierpi na klęskę urodzaju, a w ostatnich miesiącach fala rapowych talentów zdecydowanie przybrała na sile. Sam Londyn dostarcza w tej materii znaczną większość, a gdybym miał wymienić wszystkich wartych uwagi wykonawców, musiałbym przez tydzień pisać tylko o scenie UK.
Artykuł został pierwotnie opublikowany 26 lipca 2021 roku.
Headie One, slowthai, Pa Salieu, Little Simz, Loyle Carner czy Rejjie Snow. Jeszcze chwilę temu niezależni artyści, a dzisiaj to szanowane marki w rapowym środowisku. Headlinerskie sloty, featuringi z największymi tuzami, autorskie stylo i uznanie krytyki to dla nich chleb powszedni. Hip-hopowy UK sound jeszcze nigdy nie miał takiej siły rażenia i można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że dożyliśmy czasów, w którym na Wyspach dzieją się znacznie ciekawsze rzeczy niż w kraju Wuja Sama. Oto okrągła dziesiątka artystów i artystek, którzy już za chwileczkę, już za momencik będą wykręcać naprawdę grube liczby, pojawiać się na okładkach najważniejszych magazynów i brać udział w kampaniach marek high-fashion. I oczywiście dostarczać rapowy materiał najwyższej próby. Aye!
Wesley Joseph
Evil Twin, mówi wam to coś? Zbieżność nazw labelu Wesleya Josepha z kolektywem Guziora zupełnie przypadkowa, ale dwudziestokilkuletni raper z Birmingham ma szansę osiągnąć porównywalny sukces, co wrocławianin. Artysta z godną podziwu gracją balansuje pomiędzy ciepłym, przebojowym r’n’b a zadziornym, jazzującym rapem. Poza muzyką, sam reżyseruje swoje klipy, ma oko do estetyki i bawi się modą, a jego kreatywne horyzonty wykraczają daleko poza hip-hop.
Dowodem niech będzie bit do Ghostin’ zrobiony przez Joya Orbisona oraz przesiadywanie w studio z Leonem Vynehallem, co panowie regularnie dokumentują na swoich Instagramach. Wspominali o nim już Annie Mac z BBC Radio 1, The Guardian czy The Line of the Best Fit, ale tak naprawdę większa popularność dopiero przed nim. Joseph dostarczył kilka bardzo solidnych singli. Ghostin’, Thrilla czy Martyrs to instant earwormy i dowód na wielki talent Brytyjczyka.
Lava LaRue
Czilerski, boom bapowy rap z konkretną domieszką neo-soulu i jazzu. Lava LaRue to uosobienie spokoju, stonerskiego, nieśpiesznego tempa i ziomalskiej nawijki. Chociaż pierwsze kroki stawiała już w 2018 roku, to dopiero jej debiutancka EP-ka Butter-Fly sprawiła, że zrobiło się o niej głośno. Zestaw pięciu utworów to miks barwnej stylówki Kali Uchis, zamiłowania Brytyjczyków do post-dubstepu oraz produkcji Kevina Parkera i dystansu Koty the Frienda. Jednym słowem: jest przebojowo, a LaRue wyróżnia się wyluzowanym flow, dużą autentycznością i zamiłowaniem do groove’u. Artystka zdecydowanie poprawiająca humor i zachęcająca do wolnego ruchu.
KAM-BU
O KAM-BU pisał już na łamach niuansa Marek Fall: Po udostępnieniu ostatniego singla KAM-BU - jak rzadko kiedy - spotkałem się z płomiennymi reakcjami raperów, producentów i liderów opinii. Ekscytację przedstawicielem londyńskiego undergroundu wyrazili m.in Astek z Dwóch Sławów i 1988. Nie ma mowy o zaskoczeniu, bo już po kilku nutkach Are You On? - jak w dawnym programie Roberta Janowskiego - wiadomo, że coś się dzieje.
Współpraca z Leonem Vynehallem - który ewidentnie ma chrapkę na rapowe produkcje - a do tego numer nagrany z Lordem Apexem i w zasadzie brak słabych singlowych momentów. Kariera KAM-BU dopiero nabiera rozpędu, ale swoją charyzmą, niskim wokalem i społeczną tematyką zaraził już spore grono słuchaczy. A wszystko na psychodelicznych, jazzowo-bassowych bitach spowitym gęstymi oparami dymu.
Central Cee
Na tę chwilę, to chyba najbardziej rozpoznawalny artysta w całym zestawieniu. 22-letni reprezentant zachodniego Londynu to klasyczny przykład młodego drillowca z Wysp. Jeśli preferujecie brzmienie takich raperów, jak Digga D, Loski czy Dutchavelli, polubicie też Centrala Cee. W połowie marca ukazał się jego debiutancki mikstejp Wild West, który może nie notuje niesamowicie wysokich lotów, ale jest naprawdę przyzwoitym, rzetelnie wyprodukowanym i charyzmatycznie zarapowanym materiałem. Central Cee przyciąga uwagę, ma na siebie pomysł i ciekawie wykorzystuje dość oklepane już drillowe patenty. Zupełnie jak nasz katowicki wyjątek - Miszel.
For Those I Love
W mojej świadomości Irlandczyk pojawił się zupełnie znikąd. David Balfe jest o tyle ciekawym przykładem, że brytyjskie media - jak jeden mąż - po prostu rozpływały się nad jego debiutem, który w Polsce - czy w Stanach Zjednoczonych - przeszedł zupełnie bez echa. Zbyt progresywne brzmienie? Zbyt ciężkie do przetrawienia soniczne połączenia? Być może, bo For Those I Love najbardziej upodobał sobie mizantropijną, surową, agresywną i jednocześnie taneczną elektronikę, pod którą kładzie swoje dekadenckie zwroty.
Muzyk wspomina tragicznie zmarłego przyjaciela, inspiruje się Philem Elverumem, poetycko melodeklamuje i nawiązuje do złotych czasów post-dubstepu. Jego self-titled debiut to muzyka, jakiej próżno szukać na rapowej scenie powoli pękającej w szwach od podobnych do siebie tworów. Czy zasługująca na maksymalne oceny? Tu bym polemizował, ale jedno trzeba przyznać bez bicia: drugiego takiego albumu, jak For Those I Love zwyczajnie w tym roku nie usłyszycie.
Ivorian Doll
Ivorian Doll to wyrazisty kobiecy głos w środowisku zdominowanym głównie przez męską quasi-gangsterkę. Artystka urodziła się w Niemczech, skąd w wieku trzech lat przeprowadziła się do północnego Londynu, a jej korzenie sięgają - jakżeby inaczej - Wybrzeża Kości Słoniowej. Agresywna przewózka, drill wysokiej jakości i fanbase rosnący w zatrważającym tempie sprawiają, że należy bacznie obserwować rozwój Vanessy Mahi. Rośnie nam żeński odpowiednik Headiego One’a? Kwestia czasu i zobaczymy ją na głównej scenie Glastonbury. Róbcie screeny.
Esso
Uwaga, nie mylić z tym wspaniałym programem telewizyjnym! Pandemia to dla niego wyjątkowy czas, bo czas oficjalnego debiutu. Pierwsze numery londyńczyka pojawiły się na serwisach streamingowych dopiero w ubiegłym roku. Koncepcja Esso to afrobeatsowa, feel-good muzyczka, w której pełno jest słonecznych melodii i upliftingowych bitów. Słychać tu echa drillowej mody, jest wyraźnie zaznaczony bassline i czuć, że raper świetnie bawi się wokalem. Leci do zakładki obserwowane.
Lex Amor
Imię Lex zdecydowanie nam leży. Podoba nam się to, co robi nie tylko Fridman, ale też Amor. Wycofana, introwertyczna nawijka, bity pełne perkusyjnych detali i UK garage’owe dziedzictwo. Pochodząca z Nigerii Lex Amor nieśmiało wychyla się z undergroundowego cienia i jest duża szansa, że narobi swoją muzyką jeszcze sporo zamieszania. W 2020 wypuściła debiutancki - zrealizowany w domowych warunkach - album Government Tropicana i wygląda na to, że w obecnym roku nie zamierza spuszczać z tonu. My zapatrzeni.
ENNY
Współpraca z Jorją Smith nabiła jej kilkanaście milionów odtworzeń, ale ENNY to nie tylko Peng Black Girls. Młoda artystka świetnie czuje się w bujającym neo-soulu i nie szczędzi sobie hip-hopowych wstawek. 26-letnia raperka mogłaby stanąć w jednym szeregu z Noname, Goyą Gumbanim czy Yayą Bey. A najlepiej stworzyć z nimi supergrupę specjalizującą się w gospelowym, świadomym i przebojowym rapie. Naszą uwagę już ma.
Jeshi
Tego ziomka możecie kojarzyć z producenckich dokonań Vegyna, u którego regularnie się udzielał. Jeshi nagrywał również z inną wschodzącą gwiazdą londyńskiej bohemy - Celeste - oraz wypuścił kilka solidnych EP-ek, na których bity ogarniał mu Mura Masa. Pomimo nieco dłuższej obecności na scenie niż reszta artystów z tego zestawienia, raperowi nie udało się jeszcze zdobyć uznania szerszej publiczności.
A szkoda, bo Jesse Greenway to przykład pracowitego typa, który skrupulatnie idzie po swoje. Podejście utrzymane w duchu low-key, ciekawe teksty, bardzo ładne aranżacje - kojarzące się momentami z tym, co robi Nick Hakim - i duże pokłady talentu. Dajcie mu jeszcze chwilę.
John Glacier
O londyńskiej raperce pisałem przy okazji redakcyjnych podsumowań za 2021 rok. Abstrakcyjny rap nie musi kojarzyć się z wygrzewami pokroju Death Grips czy clipping. Przykładem brytyjska newcomerka John Glacier. Do spółki z Vegynem – współpracownikiem Franka Oceana – zmontowała hypnagogiczny obraz londyńskiej egzystencji. Debiutancki SHILOH: Lost For Words nosi znamiona lekkiej psychodelii, młodzieńczej beztroski i ulotności. Album różnorodny pod względem bitowym i wyjątkowo kreatywny w warstwie lirycznej. Nie od dziś wiadomo, że Vegyn posiada skrajnie unikatową stylówę, co wyraźnie słychać na SHILOH. Inspiracja hinduskimi ragami, outsider pop, ale z 2150 roku czy elektroniczny maksymalizm.
Debiutancki album artystki z Hackney to rzecz zupełnie wyjątkowa i wykraczająca daleko poza sztywne hip-hopowe ramy. Ubiegły rok był dla Glacier przełomowy: poza intymną, porywającą płytą zaliczyła collabo z Deanem Bluntem i Ragz Originale. Zwróciła uwagę poczytnych portali: zachwycali się nią dziennikarze Crack Magazine, Fadera, propsował też Pitchfork. Czy w obecnym w pełni rozwinie skrzydła? Wszystko na to wskazuje, bo pokłady kreatywności wydają się u niej niewyczerpane.
ArrDee
Obecność tego młodziaka w zestawieniu może nieco dziwić. Powód jest prosty: urodzony w 2002 roku raper ma więcej miesięcznych słuchaczy na Spotify niż slowthai czy Headie One. W tej liczbie dorównuje Skepcie i tylko nieco ulega Dave’owi. A więc absolutnej brytyjskiej czołówce. Wiadomo, że te wyniki należy traktować z dystansem. Wcale nie muszą być potwierdzeniem muzycznej jakości czy rozpoznawalności wykraczającej poza Wyspy.
Bo, mimo imponujących liczb, ArrDee stawia dopiero pierwsze kroki na brytyjskiej scenie. A zasięgi i hype wypracował sobie – jakżeby inaczej – na TikToku. Uwagę publiki przyciągnął nawiniętym na freestyle’u kawałkiem Cheeky Bars. Kolejnym przełomowym momentem był udział w singlu Body Tiona Wayne’a i Russa Millionsa. Później wleciały hitowe numery Oliver Twist i Flowers, a niedawno doszło do współpracy z innym talenciakiem – Aitchem. Utwór War zapowiada zresztą debiutancki mikstejp ArrDeego, Pier Pressure, który ukaże się 18 marca tego roku.
Aha, no i Riley Davies jest born and raised w Brighton. Ciekawe, czy Kuba Moder odpala Olivera Twista na ripicie?
Komentarze 0