W kadrze mają zawodników z ponad dwudziestu krajów z całego świata. W podkrakowskich wioskach są witani z ciekawością jako „ten międzynarodowy klub“. Rywale starcia z nimi traktują jak namiastkę europejskich pucharów. Kraków Dragoons to jednak nie tylko projekt piłkarski, ale też społeczny.
Największy problem był z przepisem o zawodnikach spoza Unii Europejskiej. Na boisku może przebywać jeden. Kolejni muszą już mieć profesjonalny kontrakt, o co w B klasie trudno. A w ich drużynie są piłkarze z ponad dwudziestu krajów. Także bardzo od Polski odległych jak Indie, Australia, Demokratyczna Republika Konga, Angola czy Zimbabwe. Na szczęście regulamin ma pewien kruczek. – Przepis zakłada, że w szczególnie uzasadnionych przypadkach regionalny związek może dopuścić do gry więcej niż jednego obcokrajowca. A my jesteśmy szczególnie uzsadnionym przypadkiem. Bo Kraków Dragoons FC to klub założony przez żyjących w Krakowie obcokrajowców – tłumaczy Alex Bacica, Rumun pracujący w jednej z korporacji, którego drugą karierą stało się prezesowanie pierwszemu w Polsce międzynarodowemu klubowi piłkarskiemu. Krakowskie smoki wkraczają właśnie w drugi sezon istnienia. Na razie są na najniższym szczeblu, ale celują wyżej. Nie po to, by zaspokajać sportowe ambicje, lecz po to, by móc zgromadzić wokół siebie jeszcze większą liczbę osób. Bo to w podobnym stopniu klub sportowy, co projekt społeczny.
PREZENTACJA STROJÓW
Gdy pandemia przedwcześnie zakończyła debiutancki sezon Dragoons w polskich rozgrywkach ligowych, jej zawodnicy w domach nie próżnowali. Pozyskanie pierwszego w historii klubu sponsora na koszulki – Kraków Boat Party – chcieli obwieścić światu z przytupem. – Planowaliśmy na start sezonu spotkać się w studiu i nagrać profesjonalnie wyglądający klip prezentujący nasze nowe stroje – mówi Bacica. – Gdy okazało się, że wszyscy musimy siedzieć w domach, nagranie czegoś telefonem przestało być obciachem. Stało się formą artystycznej ekspresji. Ustaliliśmy więc, co kto nagrywa, a ja to zmontowałem. Zrobiliśmy to dla zabawy. Miało to obejrzeć 30 osób, ale dotarło do kilkuset – tłumaczy prezes klubu.
POCZĄTKI KLUBU
W przypadku tego projektu to już nie pierwszy raz, gdy coś urosło bardziej, niż można się było spodziewać. Historia Kraków Dragoons FC wiąże się z facebookową grupą Kraków Expats, gromadzącej mieszkających w mieście obcokrajowców z całego świata. Ktoś rzucił, by pograć w piłkę. Ktoś zaproponował wynajęcie boiska Nadwiślana Kraków, chyba najładniej położonego stadionu w mieście, z którego murawy można podziwiać Wawel. – Spotkaliśmy się w niedzielę. A potem w następną. I kolejną – mówi Bacica. Początkowo ludzi, którzy przyszli po południu pokopać piłkę, łączył tylko futbol. Z czasem ich znajomość przerodziła się w przyjaźnie. A ich grupka zaczęła przybierać kształty. Zgłosili się do lokalnej ligi biznesu. A w 2019 roku postanowili zostać pierwszym w Polsce wielonarodowym klubem zarejestrowanym w strukturach PZPN.
TO NIE ANTY-ATHLETIC
- Pierwszym założonym przez obcokrajowców klubem było z tego, co wiem, Dynamo Wrocław – mówi Bacica. – Tam jednak grali tylko Ukraińcy. My od początku chcieliśmy być otwarci na wszystkie narodowości. Także na Polaków. Nie jesteśmy anty-Athletikiem Bilbao. Nie mówimy, że Polacy nie mają do nas wstępu, nie tylko dlatego, że regulamin każe nam wystawiać zawodników z Polski. Początkowo w zespole byli sami obcokrajowcy, bo nie znaliśmy wystarczająco wielu Polaków. A ci, których znaliśmy, mieli już swoje ekipy do gry w piłkę. Z czasem coraz więcej zawodników zaczęło jednak przyprowadzać na nasze zajęcia także miejscowych graczy – wyjaśnia prezes.
PRZYCHYLNOŚĆ ZWIĄZKU
Bacica i jego towarzysze spodziewali się ciężkiej przeprawy w Małopolskim Związku Piłki Nożnej. – Nastawialiśmy się, że będziemy musieli spełnić mnóstwo wymogów, a połowy z nich nie będziemy rozumieć. Postanowiliśmy jednak, że spróbujemy przeskoczyć każdą kłodę, którą zobaczymy pod nogami – mówi. Okazało się, że nie było takiej potrzeby. – Gdy tylko powiedzieliśmy, o co nam chodzi, usłyszeliśmy, że to świetny pomysł. Dostaliśmy z każdej strony wielkie wsparcie. Spotkaliśmy się z wiceprezesem Ryszardem Kołtunem, który chciał wiedzieć o nas więcej, by mieć pewność, że nie wycofamy się z rozgrywek dwa tygodnie po zarejestrowaniu. Gdy opowiedzieliśmy o naszym klubie, nie mieliśmy żadnych problemów, by zostać zgłoszonym do B klasy. Z limitem obcokrajowców też nie było kłopotu. Pytaliśmy, czy musimy kolegom spoza Unii Europejskiej zaoferować profesjonalne kontrakty i płacić im dziesięć złotych rocznie, ale nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że to nasi koledzy, z którymi chcemy po prostu pograć w piłkę – wyjaśnia Bacica. – Mieliśmy szczęście, że zgłaszaliśmy się akurat w Krakowie, bo gdzie indziej moglibyśmy mieć problemy. Wspomniane Dynamo Wrocław wygrało C klasę, ale do B klasy nie zostało już dopuszczone – mówi.
WIELOKULTUROWY AMBASADOR KRAKOWA
Klub zaczął się cieszyć, jak na tak niski szczebel, całkiem sporą popularnością. Jeśli chodzi o liczbę obserwujących na Facebooku, puka do pierwszej dziesiątki wśród krakowskich klubów piłkarskich, co w mieście, w którym działa ich czterdzieści, nie jest złym wynikiem. Urząd Miasta w ramach inicjatywy Otwarty Kraków nominował ich do tytułu „Wielokulturowego Ambasadora Krakowa“. O grających w zespole Portugalczykach pisały media z tego kraju, a filmik na temat niezwykłego projektu opublikował też PZPN na profilu „Piłka dla Wszystkich“, promującym futbol amatorski. To spory rozgłos jak na dopiero rok istnienia. – Na pewno nie oczekiwaliśmy takiej popularności. Na jednym z ostatních meczów było około siedemdziesięciu osób, z których tylko drobna część była naszymi znajomymi. Dla nas to spore zobowiązanie, że znalazł się ktoś, kto chciał spędzić dwie godziny ze swojego weekendu, oglądając, jak gramy w piłkę – mówi.
KLUB, KTÓRY ŁĄCZY
Rozgłos się jednak przydaje, bo Kraków Dragoons nie zamierzają być zwyczajnym klubem sportowym, który po prostu gra w piłkę. Próbują stworzyć wokół klubu społeczność mieszkających w Krakowie obcokrajowców, którzy zyskaliby w ten sposób możliwość zintegrowania się i miłego spędzenia czasu. – Chcemy docierać do krakowskich obcokrajowców i pomagać im się zintegrować. Staramy się dać ludziom z całego świata coś, z czym mogą się tutaj identyfikować. Mamy w zespole fanów Benfiki i Porto, Liverpoolu i Manchesteru United, ale w Krakowie przestaje to mieć znaczenie. Wszystkich łączy to, że ich klubem jest Dragoons FC – mówi Bacica.
PREZES PRZEGRYWA RYWALIZACJĘ
Prezes początkowo grał w swoim klubie na prawej obronie, ale od jakiegoś czasu pojawia się na boisku tylko sporadycznie, bo zaczął przegrywać rywalizację. – Kiedyś mieliśmy po jednym zawodniku na każdą pozycję. Potem pojawiło się dwóch-trzech rezerwowych. Dziś jest nawet dwóch-trzech graczy na pozycję, więc konkurencja jest całkiem spora. Zależy nam na awansie do A klasy, bo to pozwoliłoby nam otworzyć drugą drużynę i stworzyć dla chłopaków więcej możliwości gry – wyjaśnia. Czasy, w których w Dragoons grał każdy, kto chciał i kiedyś kopnął w życiu piłkę, już minęły. – Organizujemy czasem testy, w których przyglądamy się potencjalnym kandydatom do gry u nas. Liczą się nie tylko umiejętności piłkarskie, ale też kwestie interpersonalne. Szanuję, że ktoś może chcieć tylko pograć sobie piłkę w niedzielę, lecz nie to jest celem naszego istnienia. My chcemy spędzać ze sobą czas, angażować się w różne inicjatywy, być społecznością. Promujemy różnorodność, tolerancję, wielokulturowość – opowiada prezes.
MECZE MIĘDZYPAŃSTWOWE
Pierwszy niepełny sezon nie przyniósł z tego tytułu żadnych nieprzyjemności. – Straszono nas, że gdy pojedziemy na mecze do wiosek podkrakowskich, może być ciężko. Było jednak zupełnie inaczej. Wszędzie witano nas z olbrzymią ciekawością. Mówiono o nas jako o „TYM“ międzynarodowym klubie. Wszyscy rywale szczególnie mocno nastawiali się na mecze z nami, bo traktowali je wręcz jako spotkania międzynarodowe. Nigdzie nie spotkały nas żadne akty rasizmu czy ksenofobii. Jeśli były jakieś nieprzyjemności, to tylko typowo piłkarskie, związane z wydarzeniami na boisku. Sędziowie też są bardzo uprzejmi, starają się mówić do nas po angielsku, choć my staramy się dostosować i jak najwięcej rozumieć po polsku – opowiada Bacica.
OFERTY Z WYŻSZYCH LIG
Założyciel klubu chciałby oczywiście jak najlepszych wyników sportowych, by zdobywać rozgłos i skuteczniej docierać do mieszkających w mieście obcokrajowców, ale nie zakłada, by ten projekt miał w przyszłości przerodzić się w coś profesjonalnego. – Każdy z nas ma swoje życie i swoją pracę. Klub jest tylko hobby, nawet jeśli czasem zajmuje więcej czasu, niż można było się spodziewać. Chcielibyśmy rozwijać oba aspekty naszej działalności – sportowy i kulturowy. Wbrew pozorom, na sportowym też nam zależy. Jednym z wymogów, by grać u nas, jest zadeklarowanie, że pozostanie się w Krakowie na kolejne dwanaście miesięcy. Jeśli ktoś przyjeżdża do miasta na trzy miesiące, czy pół roku, może oczywiście wpaść na nasz mecz i pójść z nami na piwo, ale nie chcemy zbyt dużej rotacji w drużynie, bo to negatywnie wpłynęłoby na nasze możliwości sportowe. Staramy się, wraz z naszym trenerem (Anglikiem - przyp. MT) przygotowywać zawodników do gry na różnych pozycjach i jak najlepiej się zgrywać – opowiada. Czasem efektami są oferty od rywali z wyższych lig. – Gdy w zeszłym roku w 3. rundzie Pucharu Polski przegraliśmy 4:6 z Błękitnymi Modlnica, rywale od razu po meczu podeszli do naszych dwóch chłopaków, oferując im grę dla nich i określone pieniądze. Nasz polski zawodnik miał ofertę z A klasy. Wszyscy odmówili, bo na tym poziomie ważniejsza od pieniędzy i poziomu ligi jest możliwość gry z przyjaciółmi – tłumaczy Bacica.
NADZIEJA NA DERBY
Członkowie Kraków Dragoons FC mają cichą nadzieję, że z czasem staną się inspiracją dla innych. Filmik z prezentacją strojów to w B klasie coś nietypowego. Zdaniem Bacicy – nie musi tak być. – Jesteśmy dość unikatowym klubem, ale inne też mają swój klimat i ciekawe historie do opowiedzenia. Nie wszystko musi być zrobione profesjonalnie. Czasem można stworzyć coś interesującego, mając po prostu telefon. Promujmy ideę aktywnego spędzania wolnego czasu, zachęcajmy sąsiadów, by przyszli na mecz lokalnego klubu – apeluje. Liczy też, że w ślady jego klubu pójdą inne środowiska obcokrajowców w dużych polskich miastach. Krakowska grupa ma regularny kontakt z obcokrajowcami z Warszawy, którzy jednak nie grają na razie w żadnej lidze. – Dostaję też czasem zapytania od grup z Krakowa, które chciałyby pójść naszym śladem. Kto wie, może za kilka lat uda nam się rozegrać jakieś międzynarodowe derby Krakowa? – uśmiecha się Alex Bacica. Póki ich nie ma, trzeba się szykować do sezonu B klasy. W pierwszej kolejce czeka w końcu zawsze groźne Universum Kraków.