Pewne jak zawsze. Kajaki na kursie po historyczne olimpijskie złoto?

Zobacz również:Lekcja niecodzienna. Najdziwniejsze igrzyska w historii właśnie się kończą
Igrzyska olimpijskie Tokio - Karolina Naja i Anna Puławska
Fot. Elsa/Getty Images

Po dwóch medalach na igrzyskach w Tokio polskie kajakarstwo się nie zatrzymuje. Na zakończonych właśnie mistrzostwach świata nasza reprezentacja zdobyła siedem medali, z czego trzy w konkurencjach olimpijskich. Polska kadra nadal jest mocna, a co więcej – nadal się rozwija. Powstaje więc pytanie, czy możemy liczyć na pierwszy w historii złoty medal olimpijski w kajakach.

Oczywiście na początku trzeba postawić sprawę jasno – mówimy o roku poolimpijskim. Nawet jeśli tym razem jest on dwa lata przed kolejnymi igrzyskami, to wciąż jest to sezon, w którym wiele reprezentacji nieco spuszcza z tonu. Na mistrzostwach świata oczywiście nikt się nie oszczędza, ale już składy i forma poszczególnych ekip niekoniecznie muszą być optymalne. Powodów jest kilka, a zakończone kariery czy przebudowywanie składów to tylko niektóre z nich.

MOCNY SKŁAD

U nas nie ma aż takich problemów – jedyną nieobecnością był brak kontuzjowanej Doroty Borowskiej, czwartej zawodniczki z Tokio w kanadyjkowym sprincie. Karolina Naja nie zakończyła kariery, a większość pozostałej kadry dopiero wchodzi w najlepszy okres swojej przygody z klasycznym kajakarstwem.

Dzięki temu są obszary naszej reprezentacji, w których mamy kłopot bogactwa – chodzi tu głównie o kajaki pań. Na mistrzostwa świata do Kanady nie pojechały chociażby Helena Wiśniewska i Justyna Iskrzycka, czyli medalistki olimpijskie z Tokio. Słaba forma? Niekoniecznie. Wiśniewska dopiero co zdobyła dwa złote medale (K1 500 i K4 500) na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Po prostu u kobiet mamy naprawdę konkretną ekipę. Do liderek kadry, wspomnianej Nai i Anny Puławskiej, dołączyły 21-letnia Adrianna Kąkol i Dominika Putto.

Efekt? Dwa złote medale w K2 (Naja/Puławska) i K4 na 500 metrów – te konkurencje dały nam też medale w Tokio, jednak dwa tytuły mistrzowskie to już zupełnie co innego. Węgierki (złote medalistki w K4 i brązowe w K2 z Japonii) przebudowują swój skład i do Kanady pojechały w mocno eksperymentalnym, srebrne Białorusinki – z wiadomych względów – nie wystartowały. W kolejnych sezonach lepsze zestawienia mogą mieć też Niemki i Nowozelandki, ale to nie zmienia faktu, że taką sytuację w światowych kajakach należało wykorzystać. Polki zrobiły to w znakomitym stylu.

Warto też zauważyć niewielki postęp wśród kajakarzy. Do Tokio nie wysłaliśmy żadnego – teraz nasza czwórka na 500 metrów była w finale, a w składzie byli m.in. młodzieżowcy, o których za chwilę.

POWRÓT MISTRZA

Wśród kanadyjkarek i kanadyjkarzy doszło – w porównaniu do Tokio – do jednej bardzo poważnej zmiany. Trenerem reprezentacji został Marek Ploch, który objął zarówno kadrę pań, jak i panów. Jest to w kajakach sytuacja niecodzienna, jednak coraz bardziej popularna, a CV nowego-starego szkoleniowca kadry sprawia, że nikt się nad tym nawet nie zastanawiał.

Ploch był już trenerem reprezentacji Polski, jednak największe sukcesy święcił z reprezentacją Chin, którą doprowadził do medali olimpijskich w Atenach (2004) i Pekinie (2008). Ktoś mógłby stwierdzić, że tak dawne sukcesy niekoniecznie świadczą dobrze na przyszłość, jednak wystarczy spojrzeć na ostatnie lata, by stwierdzić, że umiejętności doświadczonego szkoleniowca nigdzie nie uciekły.

Po odejściu z polskiej kadry (2017), ze względu na liczne nieporozumienia ze związkiem, Ploch ponownie trafił do Chin, gdzie zbudował kadrę, która z Tokio przywiozła ostatecznie trzy medale. W teorii nie można ich przypisać Plochowi, bo on sam z chińskiej kadry odszedł wcześniej, ale nie da się ukryć, że na podium w Japonii stali „jego ludzie”. Między odejściem z Państwa Środka a igrzyskami zdążył jeszcze przejąć reprezentację Kazachstanu i mimo tego że nie jest to absolutnie państwo kajakowe (kanadyjkowe również nie), wprowadził na igrzyska dwie osady.

Przed igrzyskami w Tokio współpracował także z naszym olimpijczykiem, Wiktorem Głazunowem, który w ostatnim czasie notuje stały postęp. To właśnie Głazunow, do spółki z Tomaszem Barniakiem, namawiali Plocha, by wrócił do Polski. Trener zgodził się z dwóch powodów – zmieniły się władze związku oraz, jak twierdzi, widzi potencjał na olimpijski medal w kanadyjkach, którego nie mieliśmy od 2000 roku.

Po sezonie olimpijskim największą nadzieją nazwalibyśmy wspomnianą Dorotę Borowską, startującą w kanadyjkowym sprincie na 200 metrów. Czwarte miejsce na igrzyskach i trzecie na późniejszych mistrzostwach świata daje podstawy, by wierzyć w jeszcze lepszy rozwój, dlatego też Borowska jako jedyna otrzymała zgodę na przygotowania indywidualne z własnym trenerem.

Jeśli więc Ploch chce medal olimpijski od kogoś będącego wyłącznie w jego rękach, musi szukać gdzie indziej. Okazuje się, że potencjał jest u tych, którzy sami go tu ściągnęli. Głazunow i Barniak właśnie zostali wicemistrzami świata w kanadyjkowej dwójce na 500 metrów, a to konkurencja olimpijska.

Kanadyjkarze pod wodzą Plocha zdobyli zresztą trzy kolejne medale w konkurencjach nieolimpijskich, a talentu zdaje się przybywać.

MŁODA FALA NADCIĄGA

Poza duetem, który go namówił, Ploch ma jeszcze inną dwójkę na tym samym dystansie – Sylwię Szczerbińską i Julię Walczak. Panie zajęły czwarte miejsce w Kanadzie i są kolejną osadą, na którą Ploch będzie liczył w kolejnych latach. Ciekawe, czy w takim składzie, ponieważ na igrzyskach w Paryżu pojawią się ograniczenia co do liczby kanadyjkarek w składzie. Będzie można ich zabrać tylko trzy. W teorii idealnie – Borowska, Szczerbińska i Walczak. W praktyce może się okazać, że mamy kolejny kłopot bogactwa.

Wszystko dlatego, że nadzieją polskich kanadyjek stała się Katarzyna Szperkiewicz. Na mistrzostwach świata zajęła siódme miejsce w sprincie na 200 metrów, czyli konkurencji Borowskiej. Dopiero co zdobyła także aż trzy złote medale (C1 200, C1 500, C2 500) na młodzieżowych mistrzostwach Europy i to mając zaledwie 20 lat. Jeśli pod wodzą Plocha będzie się nadal tak szybko rozwijać, trener kadry może mieć spory zgryz. Poświęcić jedną ze sprinterek na rzecz drugiej oraz szansy w dwójce? Czy poświęcić dwójkę dla zwiększenia szansy na medal w sprincie dwoma zawodniczkami? Najlepszą opcją byłby na tyle szybki rozwój Szperkiewicz, żeby młoda kanadyjkarza była w stanie popłynąć zarówno solo, jak i w dwójce. Jednak trudno od niej oczekiwać, że już za dwa lata będzie na tak wysokim poziomie.

Młodzieżowe mistrzostwa Europy, o których wspomnieliśmy już zarówno przy Wiśniewskiej, jak i Szperkiewicz, były zresztą ogromnym sukcesem naszej kadry. Trzynaście medali (dziewięć złotych, trzy srebrne i jeden brązowy), z czego dziewięć (7-1-1) zdobyte w konkurencjach olimpijskich, to wynik co najmniej znakomity. Do tego od razu widzimy, że nowa generacja zaczyna się przebijać w zawodach seniorskich. O Wiśniewskiej, która ma medal olimpijski, nawet nie ma co wspominać, ale u pań Szperkiewicz dostaje swoje szanse na MŚ, a Martyna Klatt i Sandra Ostrowska (złoto w K2 500 i K4 500 z Wiśniewską i Julią Krajewską) także są już w szerokiej seniorskiej kadrze.

W męskich kajakach była w ostatnich latach całkowita posucha. Wspominany fakt, że do Tokio nie wysłaliśmy żadnego kajakarza, nie jest tutaj przypadkiem, a symbolem stanu rzeczy. Tymczasem w MME mieliśmy złoto w K2 500 i K4 500 i to z udziałem aż sześciu kajakarzy, bowiem składy nie pokryły się w żadnym stopniu. Jakub Stępun i Bartosz Grabowski to zresztą osada, która zajęła 12. miejsce w seniorskich MŚ. Z tej dwójki oraz złotej czwórki (Wojciech Pilarz/Piotr Morawski/Wiktor Leszczyński/Filip Weckwert) będzie się składała w przyszłości męska reprezentacja. Nie wiemy, na ile panowie będą się w stanie rozwinąć, ale poprzeczka w ostatnich latach nie jest zawieszona wysoko. W zasadzie to leży na ziemi.

PO ZŁOTO W PARYŻU?

Całe kajakarstwo w Polsce podporządkowane jest jednemu celowi – pierwszemu w historii złotemu medalowi olimpijskiemu. Dla tych, którzy śledzą dyscyplinę od wielkiego dzwonu (czytaj: co cztery lata na igrzyskach) może wydawać się to dziwne – kajaki zawsze zdają się być jedną z naszych kluczowych dyscyplin. A mimo to nie mają jeszcze złota?

Dokładnie tak. Ostatni raz kajaki nie przywiozły nam medalu… w 1980 roku. Są piątą najbardziej medalodajną dyscypliną w historii startów Polaków na igrzyskach. 22 krążki plasują tę wodną dyscyplinę na równi z szermierką, jedynie za lekkoatletyką oraz tymi dyscyplinami, w których najlepsi byliśmy lata temu – boksem, podnoszeniem ciężarów i zapasami. A mimo to złota jak nie było, tak nie ma. Czy jest na nie szansa w Paryżu?

Tak. I to chyba większa niż w Tokio – na tyle, na ile oczywiście możemy to przewidzieć dwa lata przed czasem. Reprezentacje pokroju Węgier czy Niemiec przechodzą przebudowy w swoich składach (w niemieckiej kadrze czołową zawodniczką jest niestety startująca do niedawna dla Polski Paulina Paszek, która zdobywała młodzieżowe medale z Wiśniewską, Iskrzycką czy Puławską), ale jednocześnie nie ma żadnej pewności, że te przebudowy wyjdą tak, jak powinny. Absolutna gwiazda światowych kajaków, Nowozelandka Lisa Carrington, która w Tokio zdobyła trzy złote medale, w tym złoto w interesującym nas K2 500, w Paryżu będzie miała 35 lat i o ile nie wątpimy, że dalej będzie świetna, o tyle połączenie trzech konkurencji może już nie być takie proste. Białorusinek we Francji może nie być wcale.

A u nas jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku i to we wszystkich czterech obszarach. Kajaki pań to kłopot bogactwa. Do Nai, Puławskiej, Kąkol, Putto, Wiśniewskiej i Iskrzyckiej mogą jeszcze dołączyć Katarzyna Kołodziejczyk, Klatt czy Ostrowska, a miejsc w Tokio maksymalnie sześć – i to o ile je wywalczymy. W kajakach panów medali olimpijskich się nie spodziewamy, ale przejście od braku olimpijczyków do finału mistrzostw świata młodej czwórki to też miły akcent. Kanadyjki pań to wspomniane cztery nazwiska na trzy miejsca, a w kanadyjkach panów Głazunow i Barniak mogą się jeszcze rozwinąć pod okiem swojego ulubionego fachowca w postaci Plocha.

Złośliwi powiedzą (i będą mieli rację), że tylko lekkoatletyka i kajaki mają w Polsce jakikolwiek system, który regularnie dostarcza nam nowych talentów, nie musząc liczyć na złote pokolenia czy samorodki wyrastające znikąd. Pierwsza z tych dwóch dyscyplin miała swój wybuch potencjału w Tokio, przywożąc aż dziewięć medali. Kajakarstwo klasyczne tylu nam nie przywiezie (bo i konkurencji raptem dziesięć), ale czas, żeby i tu potencjał zaczął się spełniać. Najlepiej na złoto.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.
Komentarze 0