Supergrupa luźno bawi się hip-hopową formą. Nie ma tutaj silnej potrzeby udowodnienia komuś, że się mylił; że nie doceniał. OIO to jednocześnie udany cosplay amerykańskiego trapu, ale też wypadkowa oryginalnych stylówek poszczególnych członków. Dlatego całość wypada autentycznie. Bez zbędnej napinki. Za to z materiałem wysokiej klasy.
Duża w tym zasługa Atutowego. Najbardziej rozchwytywany producent w Polsce przeżywa obecnie złoty okres, a jego wkład w ten debiut jest nie do przecenienia. Ale o tym później. Bo siłą trapowego tria są nie tylko brzmieniowa różnorodność i szerokie spektrum inspiracji, ale też - wręcz namacalna - chemia pomiędzy raperami. Sprawdzają się wszyscy. Otsochodzi, który ostatnio obserwował scenę z bocznicy; OKI, który w 2020 roku bombardował słuchaczy liryczną artylerią, a 77747 mixtape i 47playground ukonstytuowały jego silną pozycję na rynku. I najmłodszy, ale doświadczony - Young Igi, dla którego OIO jest imponującym tour de force.
Całą trójka stylowo dystansuje się od trapowych klisz, odnosząc się do nich w przerysowany sposób. Materiał jest obładowany linijkami o kilogramach wypalonego weedu i o walizkach pełnych hajsu; chwaleniem się luksusowymi markami czy sportowymi furami. Do tego dochodzą jeszcze przelotne znajomości i życiorys zgodny z maksymą od zera do bohatera. Ciężka praca od małolata procentuje, co nie oznacza, że osiągnięcie komercyjnego sukcesu nie wiąże się z kłopotami i nie wykańcza psychicznie. Na OIO nie brakuje przewózki, ale bez przesady. Nie ma miejsca na groteskę, bo wszystko jest traktowane z przymrużeniem oka. To ewidentna kreacja; komiks, oddający środowiskowe realia. Parafrazując klasyka: w każdej fikcji jest ziarnko real-talku. Nikt tu nie ma ambicji pisania traktatu filozoficznego jak Slavoj Žižek czy inny Jordan Peterson.
Singlowe Worki W Tłum to przecież UK garage’owa odpowiedź na euforyczny Ekwador. Flava D i Royal-T byliby dumni z brytyjskocentrycznego pastiszu Dziś w klubie będzie bang. Poczekajcie jeszcze chwilę, a ten track rozbuja niejeden parkiet. Z kolei 5 AM wyznacza absolutne wyżyny Atutowego. Mollowy, 2-stepowy podkład, który brzmi tak, jakby ktoś przekonał Buriala do komponowania hip-hopowych kawałków. I sparował go z zadymionym stylo Deana Blunta. Do tego świetnie wykorzystany auto-tune, nieoczywisty tekst i wokalna odmienność. Najbardziej klimatyczny i najciekawszy utwór na albumie.
Ale Wielka Brytania przejawia się na OIO nie tylko w bezpośredni sposób. Bujające - nawiązujące do wczesnych lat dwutysięcznych - Jak To Ma Być oraz Paleta Barw są wyraźnym puszczeniem oka w stronę niedawnych dokonań AJ Traceya. Karaibska soca, pozornie kiczowata gitarka, a do tego dużo basu i niebezpieczne stężenie przebojowości. Wyróżnia się też głęboki, soczyście brzmiący Podzielony. Rolę przerywnika od niuskulowej intensyfikacji spełnia - wyprodukowany przez CatchUpa i Sem0ra - MVP. Daje chwilę wytchnienia od reszty materiału. Podobnie jak funkujący letniak Przypadkiem z udziałem Michała Anioła.
Potłuczone Szkła wpisują się doskonale w nurt melancholijnego trapu spod znaku doświadczonego Future’a i młodziaków: Polo G czy Lil Tjaya. Transparentny to z kolei mellow trap - wypisz, wymaluj - z obozu Young Stoner Life. Zaskakuje Morze łez, które jest mollową balladą o trudach robienia szybkiej, karkołomnej kariery. Myślisz, że było łatwo, ale - mordo - wcale nie. Rzetelnie zarapowane zwrotki to jedno, ale niewątpliwym atutem debiutu tria są właśnie te melodyjne, wpadające w ucho refreny. Większość numerów ma raczej klasyczną konstrukcję zwrotka-refren-bridge, ale tak ma być; to nie jest eksperymentalny Travis Scott czy zwariowany MF Doom. Chodzi o czysty fun z nagrywania szlagierów.
Kto zasługuje na miano MVP? Atutowy i Young Igi. Ten album jest w zasadzie wizytówką i demonstracją siły - obdarzonego wyjątkowym talentem - producenta. Gra pierwsze skrzypce i przyćmiewa swoimi skillami chłopaków, zdobiących okładkę. Często hejtowany w Polsce - nie wiedzieć czemu - Igi udowadnia z kolei, że nie ma ciekawszego rapera, eksplorującego emocjonalny amerykański trap. On tłumaczy go na naszą wrażliwość w autorski sposób. Nikt tak widowiskowo nie operuje auto-tune’em. Słychać, że autor Skanu Myśli szczególnie upodobał sobie manierę Young Thuga i Gunny. A lepszych mentorów w tej kwestii ze świecą szukać.
Młody Jan wraca do formy, OKI nie schodzi poniżej pewnego poziomu, ale nie notuje też - charakterystycznych dla niego - szalonych momentów. Koniec końców - wszystko się tu klei, efektu piątego koła u wozu brak. Całość prezentuje się zaskakująco spójnie. Z konkretnym pomysłem i bez krzty dojebki w kwestii warsztatowej. Chcemy gonić zawodowe cele, nie do szkoły dzieci.
Dobrze, że powołano do życia OIO i dobrze, że chłopakom udało się nagrać solidny materiał. Ich debiut wypada na tle innych tegorocznych wydawnictw odświeżająco. Nie będzie to płyta roku, ale też nie ma mowy o powtarzalności, którą zarzucano singlom, poprzedzającym premierę. Przeciwnie - Young Igi, OKI i Otsochodzi popełnili album, który dostarcza masę przyjemności i spełnia swoją rolę; rolę niuskulowego, mainstreamowego eksperymentu młodych artystów. Teraz jest fresh jak Prince. I tego się trzymajmy.