Czyli subiektywny przewodnik po tym, czego nie wypada pominąć na największej filmowej imprezie lata.
To już tradycja, że przy końcu lipca część naszej redakcji pakuje się i obiera azymut na Wrocław, żeby posiedzieć w sali kinowej. 23. edycja festiwalu mBank Nowe Horyzonty jak w soczewce skupia w sobie to, co najważniejsze i najbardziej interesujące we współczesnym kinie autorskim. Nie znamy festiwalu z bardziej adekwatną do treści nazwą, bo to faktycznie przegląd tego, jak kino co roku poszerza horyzonty swoje i widza, jak odpowiada na zmieniającą się rzeczywistość i jak ewoluuje jako osobna dziedzina sztuki. A poza tym jest coś niezwykłego w tym, że rok w rok filmy o przysłowiowym facecie w łódce przyciągają przed wrocławskie ekrany dziesiątki tysięcy widzów.
Z tym facetem (copyright by Chłopaki nie płaczą) to oczywiście żart, choć rzeczywiście, trafiają się w nowohoryzontowych programach tytuły, w których pozornie dzieje się niewiele, za to chwytające niepowtarzalnym klimatem, zmuszające do kontemplacji, odcięcia się od tego, co poza salą kinową. Na kontrze do nich będą jak najbardziej mainstreamowe produkcje – jak choćby Reality z Sydney Sweeney. Albo klasyki. Albo krótki metraż. Tytułów w programie jest kilkaset, więc nie przewidujemy narzekania na niedosyt.
23. edycja mBank Nowe Horyzonty odbędzie się w dniach 20-30 lipca we Wrocławiu; filmy będą wyświetlane w Kinie Nowe Horyzonty, Dolnośląskim Centrum Filmowym oraz – nieodpłatnie! – na wrocławskim Rynku. Ale jeśli nie możecie pojechać do Wrocławia, to są też seanse online – od 20 lipca do 6 sierpnia na platformie Nowe Horyzonty VOD zobaczycie część tegorocznego festiwalowego programu. Pełny program, wszystkie informacje o seansach, godzinach projekcji i biletach znajdziecie na oficjalnej stronie festiwalu, sprawdzajcie też nowohoryzontowego Facebooka, Instagrama i TikToka.
A na raze – nasze polecanki. Tych filmów nie warto pominąć!
I to jest właśnie takie kino, z jakiego słyną Nowe Horyzonty. Powolne, nastrojowe, ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim kryje się magia. Jak w życiu Japończyka Hirayamy, zwykłego mieszkańca Tokio, który czerpie z życia, ile się da i ustawia je zgodnie z własnymi rytuałami, pomagającymi mu w harmonii codzienności. Za kamerą Wim Wenders, jeden z najważniejszych europejskich twórców kina autorskiego ostatniego półwiecza (Paryż, Teksas, Lisbon Story czy Niebo nad Berlinem to jego najbardziej znane filmy). To film pozbawiony reżyserskiego ego, skupiony w pełni na opowiadanej historii, pełen konsekwencji formalnej i lekkości narracyjnej, opatrzony niebywałą dozą humanizmu i jakże potrzebnego w dzisiejszych czasach optymizmu – czytamy w recenzji serwisu Pełna Sala, opublikowanej podczas tegorocznego festiwalu w Cannes, na którym Perfect Days nagrodzono wyróżnieniem za najlepszą rolę męską. Zdecydowanie must-see.
Trochę thriller, trochę satyra na kursy psychologiczne, które jedyne, co mają na celu, to jeszcze większe namieszanie ludziom w głowach; kłania się Life Balance Congress. Tu bohaterką jest niejaka pani Novak (w tej roli Mia Wasikowska), prowadząca w prywatnej szkole zajęcia ze świadomego odżywiania się. I wkręcająca uczennice i uczniów w coraz bardziej ryzykowne eksperymenty, dalekie od tego, by poprawić ich mityczny life balance. „Club Zero” mówi również o sztuce manipulacji i potrzebie bycia częścią społeczności – za wszelką cenę. Jak to u Hausner bywa, film jest wyrafinowany formalnie – każdy kadr perfekcyjnie skomponowano, a kolory w absolutnie każdej scenie są precyzyjnie dobrane – pisze dyrektor Nowych Horyzontów, Marcin Pieńkowski. To może być film, który wywoła na Nowych Horyzontach burzę. Oby!
Always different, always the same – tę maksymę, stosowaną nierzadko przy opisach kolejnych płyt artystów, którzy niezbyt ochoczo zmieniają stylistykę, za to w tej ukochanej przez siebie są naprawdę dobrzy, można odnieść do kina Akiego Kaurismakiego, najsłynniejszego fińskiego reżysera ever. Kaurismaki uwielbia spokojne portrety ludzi, na których inni reżyserzy nawet nie zwróciliby uwagi. Ludzi szarych, wykonujących zwykłe zawody, trochę świadomie, a trochę nie będących gdzieś poza głównym prądem. I Opadające liście są właśnie o takich samotnikach, którzy szukają miłości, a przy tym walczą z nałogami i... starają się przetrwać, po prostu. I to też film, który został nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Cannes.
Zresztą podobnie jak Wśród wyschniętych traw – tu też, podobnie jak przy Perfect Days, canneńska nagroda aktorska. Nuri Bilge Ceylan, sztandarowy twórca kina tureckiego (Zimowy sen i Pewnego razu w Anatolii – możecie kojarzyć go z tych tytułów) przedstawia film – studium ludzkiego narcyzmu. Główny bohater Samet wraca do zanurzonej w śniegu anatolijskiej wioski, gdzie jest nauczycielem plastyki. Czuje się lepszy niż wszyscy wokół niego, czeka na awans, tymczasem zostaje oskarżony przez dwie uczennice o niewłaściwe zachowanie. Samet to człowiek niezbyt reformowalny, wierzący ślepo w ideały, które sam sobie stworzył, tymczasem świat idzie już w innym kierunku. Monumentalny (prawie 200 minut projekcji), ale ważny film, przenikliwie sondujący ludzkie zachowania, zwłaszcza te destrukcyjne. A poza tym Ceylanowi nie przydarzają się słabe rzeczy.
Było ciężko, to teraz film, który może zachwycić swoją lekkością i prostolinijnością; koreańska odpowiedź na trylogię Before Sunset z Ethanem Hawke i Julie Delpy. Nora i Hae Sung byli nierozłączni jako dzieci. Potem los ich rozdzielił. A kiedy na nowo skrzyżował ich życia, okazało się, że i jedno, i drugie jest już w swoim osobnym świecie. Ona mieszka w Nowym Jorku i pisze dramaty, on został w Seulu i nie może ułożyć sobie życia. Spotykają się, spędzają ze sobą tydzień i zastanawiają się, co by było, jakby to wszystko potoczyło się inaczej. No powiedzcie, że sami tak nie mieliście. Poprzednie życie to film ze stajni A24; dla wielu samo to może być znakiem jakości.
Samotna matka dostrzega dziwne zachowania syna, podejrzewa nauczyciela o znęcanie się nad nim, ale dyrekcja szkoły nie reaguje. Hirokazu Koreeda, znany wam dobrze ze Złodziejaszków (Złota Palma w Cannes) oraz Jak ojciec i syn, opowiada o tym, jak niesłusznie wydawane wyroki mogą wpływać na sytuację drugiej osoby, a że to twórca znany ze swojej subtelności, to nie musimy się martwić o nadmierną publicystykę. Również nagroda w Cannes (za scenariusz), w dodatku to do tego filmu swój ostatni soundtrack skomponował wielki Ryuichi Sakamoto.
James Foster jest literatem, który wraz z partnerką wyrusza na wakacje do fikcyjnego kraju na południu Europy. Turystycznego raju, gdzie jednak obowiązują konkretne zasady: przestępstwa są absolutnie nietolerowane, a tak się składa, że James potrącił pieszego, w dodatku będąc w miejscu niedozwolonym dla turystów. Ale nagle pojawiają się klony – sobowtóry i wszystko staje na głowie. Nie streszczamy, żeby nie zepsuć przyjemności oglądania, chociaż przy tak ponurym kinie niewiele z tej przyjemności zostanie. Najgłośniejszy film tegorocznego Berlinale; były mieszane recenzje i kontrowersje, ale to w końcu flagowiec tegorocznej sekcji Nocne Szaleństwo podczas Nowych Horyzontów. Uwaga, będzie brutalnie, ale to norma w kinie Brandona Cronenberga, syna słynnego Davida, twórcy m.in. Nagiego lunchu.
Duńskie „Twin Peaks”, czyli arthouse'owy horror o nawiedzonym szpitalu w Kopenhadze. Część pierwsza i druga to lata 90., Królestwo: Exodus miało swoją premierę na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji; to zresztą prawdopodobnie ostatni projekt ciężko chorego Larsa von Triera. Ciekawostka – każda z części Królestwa to serial pokazywany jednocześnie w kinach; każda z nich liczy też sobie ponad 5 godzin. Dla lubiących wyzwania i kawę. Z drugiej strony tak ekstrawagancki projekt jest wprost stworzony do tego, żeby oglądać go na dużym ekranie. A i tak to nie jest najdłuższa rzecz, która czeka was na tegorocznych Nowych Horyzontach; festiwal pokaże też 10-godzinny chiński dokument Po zachodniej stronie torów.
Okej, skoro poruszyliśmy już temat Królestwa, będącego mocnym kanonem kina i telewizji, to przejdźmy do klasyki kina, jak co roku obecnej na Nowych Horyzontach. Poza von Trierem będzie też Jeanne Dielman, Bulwar Handlowy 1080 Bruksela, eksperymentalny projekt o samotnej matce, dorabiającej sobie jako sexworkerka. Tak, to jest ten tytuł, który wygrał zestawienie krytyków magazynu Sight and Sound, wybierających najlepsze filmy w historii kina. Będą klasyki z lat 30.: Ich noce Franka Capry oraz Atalanta Jeana Vigo; ten drugi tytuł dobrze znają wszyscy słuchacze podcastu Spoiler Master, bo jego autor, krytyk i filmoznawca Michał Oleszczyk, umieścił go na pierwszym miejscu wśród swoich ukochanych filmów; Oleszczyk wygłosi zresztą prelekcję przed pokazem. Będą filmy Alaina Robbe-Grilleta, dokumenty Alice Diop, będzie przegląd etiud filmowych słynnych reżyserów, którzy kończyli łódzką Filmówkę, a dla fanów sci-fi coś naprawdę ekstra: seanse Łowcy androidów i 2001: Odysei kosmicznej na wielkim ekranie na wrocławskim Rynku.
A przecież to tak naprawdę jest najważniejsza sekcja festiwalu, bo to filmy z Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty najmocniej wyznaczają nowe horyzonty kina. Ale więcej o nich poczytacie na oficjalnej stronie festiwalu. Zachęcamy, żebyście wybrali się na przynajmniej kilka tytułów, bo potem ciężko będzie je gdziekolwiek znaleźć.
Komentarze 0