Dopiero czerwiec, a już do kin trafił blockbuster roku (RECENZJA)

Zobacz również:Przełom w kinematografii? Reżyserki mają coraz większy udział w mainstreamowym rynku filmowym
Spider-Man-Across-The-Spider-Verse-Monitor-Culture.jpg
fot. kadr z filmu Spider-Man: Poprzez Multiwersum

Jakby świat działał tak, jak należy, to i z pierwszej, i drugiej części animowanej sagi o Milesie Moralesie powinno robić się egzaminy na ASP. I na filmoznawstwo, bo Spider-Man: Poprzez Multiwersum to kino totalne.

Jedynka zmieniła zasady gry. Każdej. Przesunięcie punktu ciężkości na autorskie opowiedzenie historii, bez kagańca nałożonego przez sympatycznego pana z księgowości i nie mniej sympatyczną panią od profilowania targetowych grup, było najlepszym, co w ostatnich latach spotkało Marvela. Spider-Man Uniwersum zupełnie nieoczekiwanie okazał się tytułem osobnym, wykraczającym poza blockbusterowe normy, funkcjonującym na podobnych zasadach co Na Drodze Gniewu. Fantazyjne kuriozum, piękny błąd w systemie. Dzieło totalne, wymazujące gumką myszką bariery między sacrum a profanum. Poważnie – to naprawdę oglądało się jak ruchomą wystawę w galerii sztuki współczesnej.

Poprzez Metawersum jest dla tej serii tym, czym Imperium Kontratakuje było dla klasycznej trylogii Gwiezdnych Wojen. Początkowe oszołomienie nowością, powiązane grubym węzłem z odbiorem części pierwszej przez nieprzygotowanego widza (czyli, po prawdzie, każdego widza; nikt przecież nie spodziewał się, że to będzie aż tak dobre), ustępuje miejscu poszerzeniu spektrum. Nagle pomiędzy rozpierduchą pojawiają się zupełnie poważne pytania. O bycie dobrym dzieckiem i bycie dobrym rodzicem. O przywiązanie do lokalnej tożsamości i o tożsamość w ogóle. Z komiksów Stana Lee i Steve'a Ditko Poprzez Metawersum zabiera klasyczny portret wchodzenia w dorosłość, tu narysowany znacznie ciemniejszą kreską. Z części pierwszej – zarys historii Milesa, rozwijając ją pod kątem psychologicznym. Z internetów – mema z trzema mierzącymi do siebie Spider-Manami. A ze spuścizny kina animowanego – wszystko. Jakby spytać twórców, z którego okresu pożyczyli sobie najwięcej, odpowiedzieliby: tak.

Słuchajcie, można sobie czytać tę recenzję i czytać, ale tu nawet Proust nie byłby w stanie oddać w słowach procenta tego, co dzieje się na ekranie. Sekwencja początkowa – długaśna, ale mogłaby trwać w nieskończoność – jest tak jednocześnie vintage'owa i progresywna, że wygląda, jakby ludzie z Marvela wskrzesili Moebiusa z Renem Laloux i powiedzieli: panowie, zróbcie to tak, jak rysowaliście w latach 70., ale żeby było jednak po naszemu. Każdy kadr z Poprzez Metawersum może funkcjonować jako osobny obraz, taki w ramce i za szkłem. Doprowadzona do ekstremum malarskość całości każe co chwila sprawdzać, czy na pewno krople farby nie kapią nam na popcorn. Feeria barw tętni jak z grafik Roya Lichtensteina; nie trzeba jeść grzybów, żeby poczuć się niczym na halucynogennym rodeo. Kolejne epoki animacji przecinają się ze sobą na ekranie i płynnie przepoczwarzają.

Takie momenty, jak wrzuceni w jedno ujęcie bohaterowie, którzy przerzucają się dialogami, z czego jeden jest zanimowany na modłę współczesną, drugi – lat 80., a trzeci jest jak postać z ożywionego, odbitego na ksero punkowego zina, i jeszcze do tego każdy porusza się w swoim tempie, to dla twórców kolejny dzień w pracy.

Nie wyobrażam sobie, żeby w tym roku pojawił się ambitniejszy blockbuster. Tak, wiem, że Barbie. Ale nie.

Ten wizualny cyrk nie jest konkursem w pluciu na odległość; każdy ze styli podkreśla odrębność bohaterów, portretuje kolejne światy, funkcjonuje jako naturalna składowa scenariusza. Na podobnej zasadzie działają easter eggi – jest ich multum, szalikowcy Marvela będą mieli zabawę jak kujon na klasówce, niewtajemniczonym niewyłapane follow-upy nie przeszkodzą w odczytaniu fabuły, aczkolwiek bez nich może i trochę mniej by to się wszystko trzymało kupy. Paradoks? Nie aż taki jak fakt, że to spuszczone ze smyczy szaleństwo opowiada w gruncie rzeczy o jednym – odpowiedzialności. I że pomimo wydawania srylionów dolarów na filmy aktorskie, najlepszą produkcją o Człowieku-Pająku wciąż pozostaje animacja. Teraz trzeba się tylko zastanowić, która część.

spiderman.jpg
fot. kadr z filmu Spider-Man: Poprzez Multiwersum

A to nie koniec zabawy, co dobitnie sugeruje nieoczekiwany cliffhanger. Przed seansem obawiałem się, czy taki poziom jedynki nie był wypadkiem. Teraz wiadomo już, że to nie wypadek, to prawidłowość. Bez niepotrzebnej emfazy: ta seria ma wszystko, by leżeć na tej samej półce, co Gwiezdne Wojny i Władca Pierścieni, to podobny przełom w myśleniu o kinie. Zresztą w sumie już tam leży.

Więcej o aktualnych premierach filmowych i serialowych dowiecie się z naszego nowego podcastu Plot Twist. Zapraszają Tycjana i Jacek Sobczyński.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0