Tak dziwnej drogi do Oscara nie miał nawet Brendan Fraser. Ke Huy Quan nie grał w kinie praktycznie od połowy lat 90., a jak wrócił, to od razu po statuetkę.
Rok 1978. Rodzina przyszłego laureata Oscara ucieka z Wietnamu do lepszego świata. Matka i trójka dzieci trafiają do Malezji, ojciec i pozostała dwójka rodzeństwa, w tym Ke Huy, zostają w Hong Kongu w obozie dla uchodźców. Kilkadziesiąt lat później nawiąże do tej sytuacji w oscarowych podziękowaniach, jednych z najbardziej wzruszających od wielu lat. Moja mama ma 84 lata i ogląda ceremonię z domu. Mamo, właśnie zdobyłem Oscara! Moja podróż zaczęła się na łodzi. Spędziłem rok w obozie. A teraz jestem tu, na największej scenie Hollywood. Mówią, że takie historie dzieją się tylko w filmach. Nie wierzę, że to się przydarzyło akurat mnie. To jest american dream! – krzyczał, nawet nie starając się powstrzymać łez.
Rok 1983. Chinatown, Los Angeles. Steven Spielberg i George Lucas od pewnego czasu poszukują aktora do roli nastoletniego pomocnika Indiany Jonesa w filmie Indiana Jones i Świątynia Zagłady. Jeżdżą przez całe Stany i nic. W końcu trafiają na ostatnie przesłuchanie, do chińskiej dzielnicy Miasta Aniołów. Ke Huy Quan przychodzi potowarzyszyć bratu, ubiegającemu się o rolę. Ale to on, ubrany w przyciasny garniturek, wpadł w oko hollywoodzkim gwiazdom. Trzy tygodnie później jest już w samolocie lecącym na Sri Lankę. Pracę nad filmem traktuje jako przygodę życia, a jego postać Short Rounda zapisała się w historii popkultury lat 80. Na planie zafascynował się sztukami walki, co doprowadziło go do czarnego pasa, zdobytego po latach ćwiczeń. I poniekąd do Oscara. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Steven Spielberg polubił go na tyle, że zaproponował mu rolę w napisanym przez siebie Goonies, kultowej przygodowej produkcji z roku 1985. Tam Ke Huy też wcielił się w rolę błyskotliwego nastolatka, ale szufladka powoli zaczęła być za ciasna. Jeszcze kilka kreacji w serialach, drugoplanowa rola w filmie Jaskiniowiec z Kalifornii (gdzie wystąpił u boku Brendana Frasera, który 31 lat później odbierze Oscara na tej samej gali co jego kolega) i okazało się, że dorastający Azjata w Los Angeles nie ma za bardzo w czym grać. W rozmowie z magazynem Vulture wspomina moment, kiedy rozmawiał na jakimś przyjęciu z innymi młodymi aktorami. Och, mam w tym tygodniu tylko trzy przesłuchania... A ja pięć – przerzucali się. Człowieku, ostatnie przesłuchanie miałem pół roku temu – pomyślał Quan.
Dlatego wyjechał do Azji. Trochę dorabiał jako aktor, a trochę jako... No właśnie – chyba człowiek od wszystkiego. Pracował przy filmowej choreografii (Zabójcza broń 4), bywał asystentem reżysera (m.in. Wonga Kar-Waia przy filmie 2046), realizował krótkie metraże, ale nie potrafił nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. I nie wracał do aktorstwa. Aż tu nagle...
Aż tu nagle, w roku 2018, po obejrzeniu Bajecznie bogatych Azjatów blisko 50-letnia dawna gwiazda kina młodzieżowego zdecydowała, że to dobry moment na aktorski powrót. I teraz historia przybiera naprawdę niespodziewany obrót. Mniej więcej w tym samym czasie opromienieni głośnym Człowiekiem-scyzorykiem Daniel Kwan i Daniel Scheinert dostali od studia A24 zielone światło na realizację ambitnego blockbustera science-fiction z Azjatami w rolach głównych. W przypadku tej postaci potrzebowaliśmy kogoś, kto mógłby zarówno zagrać w dramacie, jak i w komedii, umie mówić w kilku językach, zna się na sztukach walki, a na dodatek jest przekonująco głupim i słodkim – mówił w rozmowie z New York Times Daniel Kwan. Nic dziwnego, skoro filmowy Waymond to tak naprawdę trzy postacie: ciapowaty mąż właścicielki pralni, spec od sztuk walk z innego wymiaru i romantyk z jeszcze innego wymiaru. Mówi po kantońsku, mandaryńsku i angielsku. Któregoś dnia Kwan natrafił na Twitterze na gifa z kadrem z Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady. Szybko wyliczyłem, że dorosły Short Round byłby mniej więcej w wieku faceta, którego poszukuję – wspomina reżyser. Tymczasem Ke Huy Quan zatrudnił dawnego znajomego jako swojego agenta. Parę tygodni później odebrał od niego telefon. To było zaproszenie na casting do Wszystko wszędzie naraz...
Jeśli jeszcze nie jesteście świadomi osobliwości tej sytuacji, jaka wydarzyła się na Oscarach – statuetkę za najlepszą męską kreację pierwszoplanową zgarnął facet, dla którego była to siódma filmowa rola w życiu. Który powrócił do kina po blisko 30-letniej przerwie. I zdecydował o tym mniej więcej w tym samym momencie, w którym reżyser Wszystko wszędzie naraz trafił na gifa z jego postacią. W hollywoodzkim Dolby Theatre oklaskiwał go ojciec jego sukcesu, Steven Spielberg, swoją drogą jeden z większych przegranych ostatniej gali. A do zdjęć pozował z laureatem innego aktorskiego Oscara, z którym przeciął się na planie jednego z tych siedmiu filmów. Co to jest za niesamowita historia!
Komentarze 0