Tak właśnie wyobrażamy sobie elektroniczną definicję jesiennego vibe'u. Halo, pogotowie językowe, czy czasownikiem do vibe będzie vibe'ować? Vibić?
Poprzednie dwa zdania celowo napisaliśmy z amerykanizmami. To właśnie przez obawy jej rodziców, że Yaeji stanie się za bardzo amerykańska, razem z całą rodziną przeprowadzili się do Korei. Bo dzieciństwo spędziła w Atlancie. Zafrasowani możliwą stratą koreańskiego pierwiastka w swojej córce rodzice stwierdzili jednak, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzka. Pewnego dnia przyszłam do domu, mówiąc w całości po angielsku, co było dla nich pierwszą oznaką mojej zmiany. Pomyśleli, że kompletnie stracę koreańskie dziedzictwo, więc... wzięli mnie do Korei – opowiadała w jednym z wywiadów.
Dziś śpiewa i nawija pół na pół – po angielsku i po koreańsku. To jedna z rzeczy, które sprawiają, że jej muzyka wyróżnia się na tle innych techno-house’owych numerów. Głębokie basy i glitchowe kompozycje, które bez problemu nadawałyby się na piwniczny rave, są otulone jej delikatnym głosem. A może nawet półgłosem; Yaeji często szepcze na trackach. Tak niecodzienne połączenie kliknęło praktycznie od razu, a w ogóle nie było zamierzone. Wstydziłam się swojego głosu, bo nigdy nie uważałam się za świetną wokalistkę.
Pobyt w Korei nie był wcale sielanką. Ludzie wyglądali jak ja, ale coś tam się nie zgadzało. Nie pasowałam tam w całości – komentowała już po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Z Azji producentka wyniosła się w wieku 19 lat, by rozpocząć studia na kierunkach sztuka konceptualna i malarstwo. Wylądowała w Pittsburghu na uniwersytecie Carnegie Mellon, gdzie w pewnym momencie zaczęła się interesować didżejowaniem. Przygoda z DJ-ingiem pomogła mi zrozumieć muzyczne podstawy, takie jak struktura piosenki i to, ile taktów potrzebuję w intrze, a ile w outrze. Od gramofonów Yaeji płynnie przeszła do Abletona – producenckiego oprogramowania, na którym zrobiła swój pierwszy singiel New York ’93, a później debiutancką EP-kę Yaeji w 2017 roku.
Pierwsze sukcesy przyszły jeszcze w tym samym roku. Yaeji wydała wtedy swoje dwie najpopularniejsze do dziś piosenki – Drink I’m Sippin On i Raingurl.
A teraz WHAT WE DREW. Płyta dopieszczona i bardzo spójna, nie żaden zbiór klubowych, parkietowych tracków. Jest emocjonalnie (IN THE MIRROR), imprezowo (brzmieniowo przez cały album) i z nutką dream popu (WHEN I GROW UP). Bawiąc się cały czas swoją dwujęzycznością niczym pełnoprawnym instrumentem, Yaeji robi slalom między uczuciowością i fajnym, nieco mrocznym melanżem, zachowując cały czas stylistyczną jedność. Do produkcji nie da się przyczepić nawet na moment, a charakterystyczny styl low-key nawijki i szeptanych wokali robi doskonałą, klimatyczną robotę.
Od czasu premiery WHAT WE DREW Yaeji pojawiła się jeszcze na wypełnionym remiksami albumie Dua Lipy, Club Future Nostalgia, biorąc na warsztat hitowe Don’t Start Now. To dobry prognostyk, bo oznacza, że Yaeji zaczyna być zauważalna w świecie nie tylko elektroniki, ale też popu. Miejcie ją na oku.