Historiografowie muzyki rozrywkowej do dziś nie mogą się dogadać, czy Timbaland zniszczył Nelly Furtado, czy pozwolił jej stać się jedną z największych gwiazd połowy pierwszej dekady XXI wieku. Loose w kontekście dwóch pierwszych albumów wokalistki mogło być odczytane jako sprzedanie się i – nie do końca autentyczne – wyrzeczenie się niewinności skrywanej przez Whoa, Nelly!
Artykuł pierwotnie opublikowany w 2022 roku
Ale to tylko diagnozy niewprawionych uszu alergicznych na wszystko, co popowe i odważne. Album wydany w 2006 roku teraz wydaje się ważniejszy i bardziej wpływowy niż kiedykolwiek. Jego autorka jednak nigdy już więcej nie zawalczyła o szczyty list przebojów. I miała ku temu dobre powody.
Tradycyjne noty biograficzne zwykle podają miejsce urodzenia, krótkie życiorysy rodziców i – ewentualne – zawiłości drzewa genealogicznego. Klasyk. W przypadku Nelly te detale są jednak niezbędne do zrozumienia jej artystycznej drogi. Przyszła na świat pod koniec lat 70. w Victorii – stolicy, stanowiącej część Kanady Kolumbii Brytyjskiej. Jej rodzice pochodzili z kolei z São Miguel – wyspy na Atlantyku, należącej do Portugalii. Młoda Kanadyjka nigdy nie wyparła się korzeni. Pierwsze piosenki śpiewała właśnie po portugalsku, a debiutancki występ dała u boku matki w kościele z okazji najważniejszego święta narodowego kraju. Naturalna muzykalność tego kręgu kulturowego rezonowała w niej niemal od narodzin. Nauczyła się grać na gitarze, keyboardzie, puzonie, a nawet ukulele. Występowała w orkiestrach marszowych. Ta kolektywność miała kluczowe znaczenie dla jej podejścia do muzyki.
Whoa, Nelly! po 20 latach od premiery z okładem nadal wydaje się swego rodzaju anomalią – hybrydą folku, trip-hopu oraz r’n’b, które inkorporuje miejscami fado czy sambę. Radosne I’m Like a Bird zasłużenie stało się hitem, ale nie oddaje jak pełna meandrów jest to płyta. Warto też sobie przypomnieć, ile detali można usłyszeć w podkładzie drugiego największego przeboju na trackliście – Turn Off the Light.
Ale pod wieloma względami to prolog dla Folklore, jednego z najbardziej niedocenionych popowych wydawnictw w historii. Wymienione wcześniej komponenty muzyczne są obecne także tutaj, ale zmiksowane w dużo bardziej misterny sposób. Leniwi krytycy całościowo redukowali ten materiał do, nie do końca klarownego terminu, jakim jest worldbeat. Dużym statementem było już zaproszenie na płytę Kronos Quartet oraz herosa współczesnej muzyki brazylijskiej – Caetano Veloso. Otwierające One Trick Pony to pasjonujący przykład na wpasowanie się w poprockowe realia z użyciem najciekawszych dostępnych, organicznych dźwięków. Explode zaskakuje z kolei syntetycznymi dźwiękami i intensywną polirytmią. Kolażowe elementy w udany sposób wykorzystuje także Fresh Off the Boat, które składa harmonie z kilkunastu różnych ścieżek grających w tym samym czasie. Album wyraźnie zwalnia tempo w drugiej połowie, ale nie rezygnuje z ambicji, co demonstruje zamykające, niemal 7-minutowe Childhood Dreams.
Folklore sprzedało się w liczbie około 2 milionów egzemplarzy. Nieźle, ale zdecydowanie słabiej od debiutu wokalistki. Nelly miała więc już tylko jedno podejście, by stać się światową gwiazdą. I wykorzystała je. Ale potrzebowała do tego zmiany artystycznego wektora. W tym pomógł Timbaland – wszechobecny w połowie lat zerowych i mający opinię midasa współczesnego popu, który w retrospektywie potrafił także szczodrze rozdawać pocałunki śmierci dla produkowanych przez siebie artystów. Chris Cornell ledwo podźwignął się po płycie Scream z 2008 roku, na której popularny Timbo próbował grunge’owego idola zamienić w drugiego Timberlake’a.
Loose wraz z dniem premiery stanowiło dla wielu definicję straconego potencjału. Wykorzystanie trików stosowanych przez większość popularnych wokalistek w branży i poddanie się trendowi przymusowej seksualizacji dla uzyskania dużej rotacji klipów w ówczesnym MTV tylko to potwierdziło. I oczywiście na różnych poziomach słuszność tych zarzutów da się uzasadnić. Nelly i Timbaland wspólnie stworzyli dzieło mocno niedocenione, ale wpływowe. O zaletach Promiscuous czy Say It Right nie trzeba za wiele mówić – to potężne earwormy. Ale otwierające album Afraid ze swoim miksem rocka i elektroniki, podobnie jak hitowy Maneater, wydają się kluczowe w zrozumieniu ostatnich poczynań Grimes, Riny Sawayamy czy Poppy – artystek, redefiniujących popowe i rockowe klisze w poszukiwaniu nowej jakości w dziedzinie songwritingu oraz produkcji. Showtime wchodzi w świat popowego soulu, ale robi to z klasą i dużą inwencją, dzięki czujnemu podkładowi. No Hay Igual to odważny i świetny skręt w stronę reggaetonu z charakterystycznym dla Timbalanda wykończeniem z wysokim połyskiem. Uniwersum portorykańskiego popu otworzyć miał przed Furtado Pharrell Williams. Nelly skutecznie podebrała też najlepsze patenty od ejtisowej Madonny we frywolnym i wyśmienitym Do It. O zamykającym All Good Things oraz jego zachwycającym refrenie nie trzeba chyba pisać za wiele.
Nelly zaskoczyła wszystkich. Jej niespodziewana metamorfoza oraz komercyjny sukces – wbrew publicznym postękiwaniom – wcale nie kłóciły się z utrzymaniem formy. Ale były początkiem jej końca. Dzisiaj piosenkarka nie ukrywa, że szczyt popularności kosztował ją po prostu zbyt wiele. Miałam załamanie nerwowe na scenie. W czasie trasy promującej „Loose” podróżowałam z córką – byłam mamą i wokalistką w drodze równocześnie. To było bardzo wyczerpujące. Jednej nocy weszłam na scenę i zorientowałam się, jak jestem zestresowana – mówiła po latach dla Daily Mail. Furtado postanowiła więc się skupić na rodzinie. Nie zrezygnowała z wydawania. Hiszpańskojęzyczne Mi Plan było konsekwencją styczności z reggeatonem. The Spirit Indestructible z 2012 roku łączyło różne wątki z kariery artystki, ale bez zbytniego powodzenia. To była także ostatnia płyta wokalistki wydana w majorsie. The Ride, jak na razie zamykające jej dyskografię, ukazało się nakładem Nelstar – jej własnej, niezależnej wytwórni. Nelly w wywiadach podkreśla, że to dla niej bardzo ważny ruch. Chce by artystki, często mamione intratnymi kontraktami w młodym wieku, zrzekają się prawa do swojej twórczości. Konsekwencje biznesowych machinacji widzieliśmy m.in. przy okazji sagi dotyczącej prawa do masterów Taylor Swift, która wydaje teraz nagrane na nowo wersje swoich albumów. Red (Taylor’s Version) – oprócz emancypacyjnego charakteru – przypieczętowało też uznanie dla artystki wśród prasy muzycznej, która po wydaniu Folklore w końcu zaczęła traktować ją poważnie.
Kariera Nelly przyniosła dużo świetnej muzyki, ale pokazuje też, że jesteśmy częścią systemu, który stawia niebotyczne wymagania przed młodymi artystkami, kładzie na nie ogromną presję i wypluwa je, gdy nie są w stanie utrzymać jego ciężaru. Ale, jak pokazują powyższe przykłady, powoli się to zmienia.