Polska zawsze fenomenami stała. Piłsudski wywoływał duchy, na działkach objawiała się Maryja, a lata 90. karmiły popkulturę historiami o kosmitach. Co zostało z tego dzisiaj?
Tekst ukazał się oryginalnie 28 kwietnia 2022 roku.
Kręgi zbożowe, nawiedzone domy, ektoplazmy. Przykładów niewytłumaczalnych fenomenów jest mnóstwo. I oczywiście nigdy nie zostały zweryfikowane naukowo. Ale każdy poznał je na etapie dzieciństwa. Ba, niektórym towarzyszą one nawet później. Kto wierzy w zjawiska nadprzyrodzone? Odpowiedź, jak lubią głosić nagłówki w mediach, zaskakuje. Bowiem wszelkie stereotypy na temat cudów okazują się mylące. Bo sprecyzowanie, czy wiara w nie to wyróżnik danej kultury, może wydać się nad wyraz skomplikowane. Nie ma zresztą sensu tego roztrząsać – wszelkie teorie na ten temat łatwo obalić.
Oczywiście, w wielu krajach praktyki związane ze sferą niematerialną przybierają bardziej spektakularne formy niż w innych. W niektórych nawet funkcjonują na poziomie zinstytucjonalizowanym. Z europejskiej perspektywy na pewno intrygująca wydaje się popularna na Haiti, w zachodniej Afryce czy na południu USA wiara w vodoo. Zwłaszcza jej aspekt magiczny. Magia w tym wierzeniu ma pozwalać m.in. ożywiać zmarłych i tworzyć z nich zombie. Ale przecież nie trzeba opuszczać naszego kontynentu, aby znaleźć podobne przykłady, np. można wykonywać choćby zawód czarownicy. I to legalnie. Od 2012 roku taka profesja widnieje na liście rumuńskiego fiskusa. Dzięki temu kraj ten może ściągać podatki z szeroko pojmowanej działalności wróżbiarskiej, która w ojczyźnie hrabiego Drakuli jest niezwykle popularna. Zresztą, złośliwi mogliby powiedzieć, że przecież każdy naród, w którym dominują wyznawcy jakiejkolwiek religii, to dowód na triumf wiary w zjawiska nadprzyrodzone. Czy zatem najbardziej odporne na magię są społeczeństwa zeświecczone? To też nie jest prawdą. Weźmy taką Islandię – w teorii raj dla ateistów. Dowodem na to jest m.in. głośne badanie z 2018 roku dla Islandzkiego Stowarzyszenia Etyczno-Humanistycznego. Wśród ankietowanych dosłownie żaden Islandczyk przed 25. rokiem życia nie wskazał, że świat został stworzony przez Boga. Z drugiej strony – ten nordycki kraj znany jest z tego, że większość żyjących tam ludzi wierzy w elfy. Do tego stopnia, że w 2014 roku tamtejszy sąd zakazał budowy drogi łączącej Reykjavik z półwyspem Alftanes. Właśnie po to, aby nie zakłócać spokoju elfów!
I choć ciężko łączyć lokalne wierzenia z tzw. sferą paranormalną, która obejmuje setki często absurdalnych teorii – wiara w świat niematerialny jest z całą pewnością wspólnym doświadczeniem większości ludzi na Ziemi. Niemniej to właśnie paranormalność budzi często dużo większą ciekawość niż religia. Jest nie tylko podłożem powstających mitów, ale i zjawiskiem kształtującym kulturę. Jak w tym kontekście prezentuje się Polska? Jak bardzo nasz kraj – w teorii katolicki – jest paranormalny? Temat ten bez wątpienia rozpala rodzimą wyobraźnię. Rzekome zjawiska paranormalne zrodziły w naszym kraju wiele równie ciekawych zjawisk kulturowych. I to te drugie często mogą być na swój sposób bardziej fascynujące.
Polskie duchy
Bartek Sitek z Dwóch Typów Podcast opublikował jakiś czas temu na swoim Twitterze grafikę Paranormalna Polska Iceberg. Na tle charakterystycznej góry lodowej znalazły się różne wydarzenia i legendy – od Czarnej Wołgi, aż po… Belmondo podającego rękę przez szybę (kto nie widział, niech koniecznie sprawdzi).
Sitek zapytał, co można dodać do tej listy. Inicjatywa cieszyła się dużym zainteresowaniem – większość komentujących szybko dopisywała swoje propozycje. Takich historii jest w Polsce mnóstwo, ale czy faktycznie w nie wierzymy? Według Agencji Badań Rynku i Opinii SW Research osoby otwarte na zjawiska paranormalne stanowią mniejszą grupę w naszym kraju. Większość reprezentuje tzw. umiarkowany sceptycyzm. Niemniej – 41% ma wierzyć w cuda. Warto dodać jeszcze jeden aspekt społecznego fenomenu tego zagadnienia. Współcześnie siłę rażenia niewiarygodnych historii może wzmacniać język memów, który uwypukla wszelkie absurdalne historie.
Ale wróćmy do początków. Można śmiało powiedzieć, że związki z duchami są powiązane z naszą historią. I mowa nie tylko o chrześcijańskiej narracji towarzyszącej wojnom czy bitwom. Wszak mocno akcentowany w polskiej edukacji romantyzm, silnie związany z postawami narodowowyzwoleńczymi, gęsto nawiedzały zjawy. Mówimy zresztą o kraju, którego największym wieszczem jest autor Dziadów. W latach publikowania tego słynnego dzieła w odcinkach zapanowała zresztą moda z prawdziwego zdarzenia na seanse spirytystyczne. Najpierw w USA w połowie XIX wieku, ale w Polsce wypromował ją później wynalazca Julian Ochorowicz. Był także psychologiem, ale interesował się parapsychologią i okultyzmem. Jego osoba okazała się wdzięcznym tematem dla literatury – bowiem zainspirowała postać Juliana Ochockiego z Lalki Prusa. I później ogólną modę na wywołanie duchów. W międzywojniu osoby uczestniczące w seansach spirytystycznych jako medium mogły podobno liczyć na fejm na miarę ówczesnych influencerów. Dowodem na to był pochodzący z chłopskiej rodziny Jan Guzik. W jego seansach uczestniczył m.in. Władysław Reymont, a Guzik zyskał taką rozpoznawalność, że trafił nawet ze swoimi talentami na dwór carski. Praktyki te wkrótce zacierały coraz szersze kręgi. Dlatego pewnie duchy wywoływał też jeden z tzw. wielkich Polaków – Józef Piłsudski. Z kim z zaświatów się kontaktował? Przywołał na przykład duszę rosyjskiego generała, który miał mu pomóc zdradzić plany wroga.
Paranormalne lata 90.
Choć później – czyli głównie w PRL-u – nie brakowało ciekawych historii z kosmitami, objawieniami czy wampirami w tle, zjawiska paranormalne stały się bardzo głośnym tematem w latach 90. Wszystko za sprawą uwolnienia rynku i pojawienia się na nim nowych, efemerycznych wydawnictw. W kioskach nie brakowało tytułów poświęconych UFO; przez 3 lata wychodził także dwutygodnik Faktor X. Można było w nim znaleźć niemal wszystko w temacie parapsychologii. Od przypadków śmierci klinicznej, przez dowody na to, że lądowanie na Księżycu było sfingowane, aż po rzekome zdjęcie człowieka zjedzonego przez anakondę. W tym samym czasie z paranormalnych zjawisk gęsto czerpała rozwijająca się telewizja. Na publicznych kanałach nie brakowało dokumentów o nawiedzonych domach, a historie o porwaniach przez kosmitów przewijały się w popularnych talk show, jak Na każdy temat. Ale największą rozpoznawalność zyskało emitowane na TVN Nie do wiary, prowadzone przez Macieja Trojanowskiego. Choć w późniejszych latach program nieco zszedł na ziemię i brał na tapet np. ciekawostki historyczne, to znany był przede wszystkim z historii o UFO czy rozmów o przepowiedniach przyszłości.
Słynny człuchowianin
Skoro o jasnowidzeniu mowa, nie można nie wspomnieć i o tym segmencie paranormalnego fachu. Zwłaszcza w kontekście najbardziej znanego współcześnie mieszkańca pomorskiego Człuchowa. Jasnowidz Krzysztof Jackowski to zdecydowanie najpopularniejszy prorok nad Wisłą. Sławę zdobył nie tylko za sprawą występów w mediach – bardzo często angażował się w głośne sprawy morderstw lub zaginięć, przy których współpracuje z policją. Mało tego, ów były członek Samoobrony w 2013 roku, został nawet powołany jako biegły z zakresu parapsychologii (!) przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach. Cała sytuacja jednak nie przeszła bez echa – asystowanie jasnowidza przy śledztwach spotykało się ze sprzeciwem. W tym samym roku w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie Jackowski miał wygłosić wykład, który oprotestowali studenci. Ostatecznie wydarzenie nie doszło do skutku i zostało odwołane przez władze uczelni. Człuchowianin zresztą nie był jedynym jasnowidzem pracującym przy śledztwach. Obecność ludzi przewidujących przyszłość już wcześniej towarzyszyła służbom mundurowym. Dlatego też w 2000 roku powstał na ten temat specjalny raport stworzony przez Komendę Główną Policji. Wynikało z niego, że skuteczność jasnowidzów jest znikoma, a ich wizje często są niezbyt precyzyjne i nie wnoszą niczego nowego do śledztwa. Jackowski z kolei twierdził, że jego skuteczność jest wysoka. Otrzymywał później propozycje poddania się testom na swoje zdolności. Jednak zwykle po wstępnych rozmowach się wycofywał.
Cuda w literaturze
Najsłynniejsze polskie wydarzenia paranormalne sprzed lat powracają często we współczesnej literaturze. Głośna powieść Kult Łukasza Orbitowskiego inspirowana była objawieniem Maryi na działkach w Oławie w 1983 roku. Orbitowski opisuje w niej z przymrużeniem oka, jak rencista Heniek, który miał być świadkiem cudu, buduje małe imperium z pomocą pielgrzymujących na jego działkę wiernych. Mniej związana z religią i bardziej przerażająca była także legenda księżnej Daisy z Zamku Książ w Wałbrzychu. To właśnie jej duch stał się drugoplanowym bohaterem innej powieści – Ciemno, prawie noc Joanny Bator. Nie można jednak podczas przytaczania polskich zjawisk paranormalnych pominąć historii z Emilcina. To właśnie tam według relacji Jana Wolskiego miało w 1978 roku wylądować UFO. I jest to prawdopodobnie jedno z najważniejszych wydarzeń z zakresu ufologii, jakie miało miejsce w Polsce (zaraz obok lądowania UFO w Gdyni w 1959 roku). Rewelacja przyczyniła się do powstania słynnego Pomnika UFO, który cieszy się dużą sławą przede wszystkim w sieci. Poza tym, kosmici z Emilcina zainspirowali jeden z numerów magazynu komiksowego Relax (1980 rok) oraz pojawili się w książce Wieczór gorzkiej mgły Alexandra Gütsche. Znawczynią kosmicznej historii z Emilcina jest także antropolożka Olga Drenda, która często opisywała ten fenomen w wielu publikacjach.
Rzeczona autorka kilka lat temu wspominała w wywiadach, że UFO już wyszło z mody – czego przyczyną mógłby być chociażby rozwój technologiczny. Ale czy nasz kraj nie jest już tak paranormalny jak w latach 90.? Rzut oka na youtube’owy program Wirtualnej Polski Polska Paranormalna pozwala sądzić, że temat cieszy się ciągle dużym zainteresowaniem. Liczby wyświetleń oscylują tam często w granicach ok. miliona. We współczesnych mediach nie brakuje też treści ezoterycznych. I nawet jeśli często są one materiałem dla youtube’owych poszukiwaczy beki, warto pamiętać, że astrologia na swój sposób przeżywa renesans. I to w różnych grupach wiekowych – czego dowodem jest choćby instagramowa @zodiakara.zrynsztoku, która wróżby przepuszcza przez filtr języka memów. Nie bez powodu też słowo zodiakara zostało zgłoszone w ostatnim plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku.
Jest jednak inny ważny aspekt tego, że wiara w niepotwierdzone naukowo zjawiska nie zeszła do niszy. Ona przejawia się dzisiaj w nieco bardziej osobliwy sposób. I to na masową skalę. Za pośrednictwem tysięcy teorii spiskowych rozpraszających się po social media wirusowo. Akademicy z UJ w pierwszym roku pandemii przeprowadzili badania, z których wynikało, że wiara w te teorie zwiększyła się w ostatnim czasie z 37% do 45%. A to przecież historie, które potrafią być równie zadziwiające, jak te o kosmitach wszczepiających czipy. No właśnie. Czy ktoś wspominał o czipach?
Komentarze 0