Sezon festiwalowy oficjalnie rozpoczęty, a pół świata patrzyło na to, co dzieje się w kalifornijskim Indio.
A co się działo? W telegraficznym skrócie – oto najważniejsze wydarzenia z obu festiwalowych weekendów.
Headlinerskie kontrowersje
Bad Bunny – pierwszy hiszpańskojęzyczny twórca będący headlinerem Coachelli. Blackpink – pierwszy headliner z Azji. Występ Bad Bunny'ego wywołał pozytywne odczucia, w przypadku Blackpink była polaryzacja; trafiały się relacje, chwalące Koreanki za rozkręcenie wysokooktanowej, popowej imprezy na miarę 2023 roku, ale na przykład specjalizująca się w k-popie krytyczka Kim Do-Heon była na nie.

K pop stracił szanse na bycie traktowanym poważnie przez światowy rynek. Bad Bunny w swój 25-piosenkowy set wplótł i własną historię, i opowieść o korzeniach muzyki latynoamerykańskiej, i refleksje na temat sytuacji jego rodzinnego Portoryko. Co zrobiły Blackpink? – pyta dziennikarka. I od razu odpowiada, że zagrały zwykły koncert, chociaż, co warto dodać, to one zebrały chyba największy tłum pod główną sceną. I były też teksty o magicznym, porywającym secie, a obok nich takie komentarze, które sugerowały, że dziewczyny nie mają na tyle skilli, żeby być headlinerkami. No i fajnie, bo takie szeroko dyskutowane koncerty zostają w pamięci na lata.
The crowd that @BLACKPINK performed for this year at Coachella pic.twitter.com/jSV9Jri1dI
— BLINKSTATS (@BLINKSTATS) April 16, 2023
Był jeszcze Frank Ocean, ale o tym wykonie powiedziano już chyba wszystko (my też – tydzień temu). Żelazny kandydat do tytułu najgorszego headlinerskiego koncertu w historii festiwalu i chyba dobrze się stało, że podczas drugiego weekendu w jego miejsce wskoczyło trio Skrillex / Four Tet / Fred again..
Rosalia królową świata
Podobno już na jesieni, podczas europejskiej trasy promującej MOTOMAMI, Rosalia wskoczyła do wąskiego panteonu najlepszych koncertowych artystek i artystów na globie. Coachella potwierdziła to, o czym mówiło się od dawna. Definicja ognia.
Na ten moment Hiszpanka jest Manchesterem City popu. Obłędna forma wokalna, kapitalna choreografia, tam zgadza się totalnie wszystko. Bezdyskusyjnie najbardziej oczekiwana festiwalowa gwiazda tego lata.
Zendaya na scenie, widownia w euforii
Nigdy nie słyszałam większego krzyku – emocjonowała się tuż po występie. Trzeba dodać, że występie niespodziewanym, pierwszym po siedmioletniej przerwie. Dzisiaj mało kto już pamięta, że Zendaya w 2013 roku wypuściła swój debiutancki (i jedyny) album; wszyscy kojarzą ją przede wszystkim z kina i telewizji. A tu niespodzianka – podczas drugiego weekendu nagle pojawiła się na scenie podczas koncertu Labrintha i wykonała z nim dwie piosenki, w tym słynne I'm Tired.
Did it all for love @Labrinth @Zendaya
— Coachella (@coachella) April 23, 2023
Tune in tomorrow for more Weekend 2 on the @YouTube livestream at https://t.co/w4QG9AcB3R pic.twitter.com/Sp8MumCa25
Goście, goście
Pojedynek gigantów. Po jednej stronie armia gwiazd na koncercie Gorillaz: Bad Bunny, Beck, De La Soul, Yaasin Bey, Little Simz, Bootie Brown, Thundercat i Del The Funky Homosapien.
Po drugiej – ekipa od Kaytranady: H.E.R., Tinashe i Anderson .Paak. Generalnie niezapowiedziane gościnki to esencja Coachelli, ale na przykład taki Calvin Harris zagrał solo, chociaż spodziewano się, że na jedną piosenkę zajrzy do niego Ellie Goulding, może Dua Lipa, Florence Welch... Nie tym razem.
Klasyczki kontra małolaty
Na koniec warto wspomnieć co nieco o starszych stażem wykonawcach – bardzo dobrze przyjęto zarówno audiowizualny show The Chemical Brothers, jak i przelot przez pop i disco z lat 70. oraz 80., rozkręcony za sprawą ikonicznego zespołu Blondie. Jego wokalistka, Debbie Harry, kończy w tym roku 78 lat, a i tak robi na scenie coś takiego:
Olbrzymim echem odbił się reunion Blink 182 w oryginalnym składzie – w Stanach to zawsze była załoga ciesząca się dużo większą popularnością niż w Europie, w dodatku wokalista Mark Hoppus niedawno wygrał walkę i z rakiem, i depresją. Był powód, żeby poskakać do What's My Age Again.
Ale chyba najciekawszym przecięciem się pokoleń był koncert nieco zapomnianych już The Breeders, indie rockowej gwiazdy z lat 90. Na scenie w pewnym momencie dołączyły do nich młodsze o ponad cztery dekady członkinie The Linda Lindas. Liderki The Breeders, bliźniaczki Deal, są z rocznika 1961. Mila De La Garza z The Linda Lindas – rocznik 2010 (!).
I już zaczyna się obstawianie przyszłorocznych headlinerów. Na razie w komentarzach prowadzą Rihanna i Rage Against The Machine.
Komentarze 0