„To był normalny chłopak z bloku na Ursynowie, który uczył nas wszystkich stylu”

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
60378976_460884051387523_6231383512827821877_n-ConvertImage.jpg
fot. @slowotwory

Tu nie chodziło o powrót na scenę, kolejną płytę albo singiel. To było mniej istotne. Całe środowisko – i artyści, i słuchacze – kibicowali Pjusowi, by po prostu jak najdłużej był wśród nich. Niestety ta historia skończyła się 12 stycznia 2022 roku. Karol Nowakowski zmarł w wieku 39 lat.

I pewnie ta historia potoczyłaby się inaczej, gdyby nie neurofibromatoza typu 2. O tym, że choruje, dowiedział się jeszcze przed oficjalnym debiutem jego składu 2cztery7, w 2004 roku. Kontynuowanie kariery artystycznej bez bagażu choroby mogłoby zaowocować większą liczbą nagranych płyt, może Pjus udzielałby się jako raper jaszcze częściej. Bo pisał i rapował świetnie. Celne spostrzeżenia, doskonałe wyczucie we wplataniu wątków osobistych, szeroki słownik. I dosadność, której nie bał się nigdy. Tak, książki czytam, tak jak czytałem / Ale co z filmów całym arsenałem / Gdy nie słyszę, co mówi jakiś aktor / Mógłbym nie zrozumieć i być przeciw faktom / A tak włączę napisy i wiem, co jest grane / Tylko z polskim filmem mam białą plamę / Nie skumał tego nikt, że te polskie filmy / Ogląda teraz ktoś z uchem innym / Więc odpalam rap, szukam tekstów w sieci / Kurwa, kto to napisał, to jakieś śmieci – rapował w Czytam rap na osobistym debiucie Life After Deaf, nagranym już po operacji wszczepienia implantów. Pierwszej w historii muzyki płycie, nagranej przez człowieka ze sztucznym słuchem.

Karol był często postrzegany przez pryzmat choroby, walki z nią. Oczywiście, jego postawa była heroiczna. Ale to pokazywało też jego racjonalizm, zamiłowanie do stąpania po ziemi. Wjeżdżał do szpitala jak do warsztatu i oczekiwał, że wszyscy zrobią, co w ich mocy – no przecież nie jest w intencji lekarza, żeby coś poszło nie tak. On z tymi lekarzami żył dobrze. Podchodził do operacji pragmatycznie, a przecież one psychicznie wykończyłyby niejednego. Dla niego to był środek, by wyzdrowieć i dalej działać – wspomina Ten Typ Mes.

Kibicowanie Pjusowi w powrocie do względnie normalnego życia zjednoczyło całą scenę. Czuło się, że trafiło na człowieka takiego jak my, dwudziestoparoletniego Karola z Ursynowa. Słowa współczucia i wsparcia płynęły do niego od kilkunastu lat. Ale ważniejsze było co innego. Walka Pjusa o normalność była głęboko humanistyczna, bo ten człowiek, pomimo tylu kłód, które życie rzucało mu pod nogi, wciąż je kochał. I starał się z niego czerpać, ile wlezie. Gdy dziś rozmawia się z jego bliskimi, wszyscy podkreślają – niezależnie od tego, w jakim był stanie, cały czas cieszył się życiem. Nie narzekał – parł do przodu. Kiedy choroba odebrała mu słuch – nagrał wspomniane Life After Deaf. Kiedy częściowo zabrała mowę – nagrał kolejny krążek (wydane w 2017 roku Słowowtóry), prosząc zaprzyjaźnionych artystów, by zarapowali albo zaśpiewali jego teksty. Trudno o większy dowód miłości do tego, co się robi.

To było piękne, ale ja chcę pamiętać go jako nauczyciela stylu. To był gość, który swoje wczesne lata dwudzieste – a może i naste – spędzał w Londynie, pracując jako... przewodnik po mieście. Szkolił język, przywiózł do naszego smutnego miasta trochę tego brytyjskiego stylu. Pokazał mi, jak wygląda konkretny, angielski chuligan. Polscy raperzy przypominali smutną wariację na temat Afroamerykanina, a Pjus wjeżdżał w butach z kogucikiem, polówkach i angielskich kurtkach. Człowieku, jak ty to robisz, jesteś piękny, my nie – zachwycaliśmy się. A to był normalny chłopak z bloku, który uczył nas wszystkich stylu – wspomina Mes.

Tak, on był zawsze idealnie ubrany, czuł, jak ma wyglądać na daną okazję – dodaje Witek Michalak, współzałożyciel Alkopoligamii, reżyser dokumentu o Pjusie Life After Deaf. On zawsze był tam, gdzie coś się działo, gdzie powinien być. Tak jak każdemu z nas zdarza się z lenistwa nie pójść gdzieś – dobra, ktoś ma premierę płyty, ale nie w sumie to nie muszę – to on nigdy takich wydarzeń nie odpuszczał. Jak ktoś, z kim się kiedyś przeciął miał urodziny, to on na nich był. I składał zajebiste, celne życzenia. Bardzo to ceniłem i zawsze będę pamiętam. A jak już nie mógł fizycznie być w tych miejscach, to zawsze wysyłał parę słów przez internet.

Był mistrzem utrzymywania kontaktów – mówi Stasiak, z którym Pjus rapował w składzie 2cztery7. I przez to był tak lubianą osobą. Nie znałem drugiego człowieka, który potrafił tak zjednywać ludzi z różnych środowisk. Jeśli wejdziesz do sieci i zobaczysz, kto i jak go wspomina, to zrozumiesz, z jak różnymi ludźmi potrafił się dogadać i w jak wielu środowiskach umiał się poruszać. Czy to środowisko kibicowskie, czy muzyczne, kulturalne, czy reklamowe.

Dokładnie tak było - dodaje Juras, komentator i zawodnik MMA, wieloletni przyjaciel Pjusa. Karol wpadał na moje walki, nawet te daleko poza Warszawą. Był jedną z nielicznych osób, które pojechały kibicować mi w Sankt Petersburgu.

Nawet kiedy już nie rapował, pozostał aktywny także w innych sferach. Pracował w agencjach reklamowych jako copywriter, był związany ze środowiskiem najbardziej zagorzałych kibiców Legii Warszawa, którzy potrafili wywieszać na meczach wspierające go transparenty. Fotką jednego z nich pochwalił się na swoim Instagramie.

Właśnie, zdjęcia. Miał nieprzebrane archiwa zdjęć. Każdego! I rapowych, i koleżeńskich, rodzinnych, nigdy nie wiedziałeś, kiedy takie foto ci podeśle. Stare zdjęcia polskich raperów miały używkę z jego zbiorów. To jest taka rzecz, która jest bardzo jego – dodaje Michalak.

Przejechaliśmy razem masę kilometrów na wyjazdach Legii. Będzie mi brakować tych jego żartów, uszczypliwości. Były niepodrabialne - wspomina Juras.

Ale, o czym mało kto wie, Pjus aktywnie działał też na rzecz innych osób, które zmagają się z neurofibromatozą typu 2. Dla nich był wzorem, człowiekiem, który potrafił z nią żyć.

Znajdywał chorych, spotykał się z nimi, pojawiał w szpitalach, pisał przez internet. Ta choroba to nie utrata słuchu – to guzy, które pojawiają się w różnych miejscach. U niego na kręgosłupie i, niestety, mózgu. I oni teraz piszą do nas – do mnie, do Magdy, żony Karola – że dziękują, bo był dla nich wsparciem. Przykładem na to, że nie można się poddawać. To była jego jedenasta operacja, dziesięć poprzednich bitew wygrał. Profesor Skarżyński, który wszczepiał mu implanty, napisał w kondolencjach, że był to wyjątkowy człowiek dla ich gałęzi nauki. Jeździł na sympozja, pokazywal, jak można dojść do siebie pracą i rehabilitacją - mówi Stasiak.

Jaki jest szczyt obciachu? – zapytał go Artur Rawicz w cgm-owym cyklu Najgorsze Pytania. Wiele jest tych szczytów – zaśmiał się Pjus. Ale chyba próba wmawiania, że jest się wielkim, podczas gdy w rzeczywistości jest się małym człowiekiem. Zupełnie odwrotnie niż u niego – Pjus walczył zawzięcie, choć wielu już by się dawno poddało, a przy tym nie robił z tej walki wielkiego halo. Takim pamiętają go fani, pisząc w sieci setki, tysiące wspomnień. To, co pozostawił, jest dla nich nadal żywe. Zresztą trudno o lepsze podsumowanie tej kariery i tego życia niż wersy Pjusa z numeru Zawsze żywy. A ty milcz jak grób i nie pytaj już, czy Pjus da radę temu losowi uciec / Zawsze żywy – wątpi w to tylko głupiec.

Jak teraz to się zaczyna zbierać w jednym miejscu, te wszystkie wspomnienia Karola, to zastanawiam się, kiedy on miał na to czas? Angażował się w tyle spraw, zabierał głos w tylu dyskusjach. Ale to był właśnie Pjus. I takiego go zapamiętam. Choć nie słyszał, zawsze znalazł czas, by każdego wysłuchać – puentuje Stasiak.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.