Marcelo Bielsa stracił pracę za to samo, za co pokochali go fani Leeds United i całej Premier League. Chciał pozostać wierny swoim ideałom. Wierzył w bieganie do utraty tchu, pressing i ofensywny futbol. Kiedy okazało się jednak, że coś przestaje działać, nie szukał planu B. Właściciele klubu z Elland Road uznali, że ryzyko powrotu tam, skąd Pawie nie mogły się wydostać przez szesnaście lat, czyli poza elitę, jest zbyt duże.
Kiedy w czerwcu 2018 roku Argentyńczyk dostał propozycję pracy w Leeds, niektórzy pukali się w czoła. Uznali bowiem, że tak ekscentryczna figura nie będzie w stanie przywrócić klubowi dawnego blasku. Gdyby ktoś zechciał wówczas postawić solidną kwotę na to, że Bielsa przepracuje na Elland Road blisko cztery lata, zgarnąłby fortunę.
THE ENTERTAINERS
Od kiedy Pawie spadły z Premier League w 2004 roku, szukano wytrwale człowieka mogącego poukładać drużynę tak, by ta znów liczyła się w walce o najwyższe cele. Argentyńczyk był piętnastym trenerem w tym nieustającym researchu. Introwertyczny guru Pepa Guardioli, zwariowany na punkcie taktyki, okazał się nie tylko kandydatem marzeń, ale też postacią, która dała klubowi popularność.
Niepowodzenie, za jakie w pierwszym sezonie pracy uznał brak awansu po zajęciu trzeciego miejsca i play-offach przegranych z Derby County, stało się dla niego motywacją do jeszcze cięższej pracy. Nagroda w postaci wygrania Championship z dziesięciopunktową przewagą nad drugim zespołem, dla rzeszy kibiców Leeds była czymś naturalnym. Z dumą obserwowali bowiem, jak zespół rośnie i przede wszystkim zachwycali się stworzonymi przez niego widowiskami.
Rzeczywistość przerosła oczekiwania. Nikt nie spodziewał się bowiem, że po wejściu do najwyższej ligi Bielsa i jego drużyna będą tak zachwycać. Nowi The Entertainers szli na wymianę ciosów Liverpoolem, nie pękali przed nikim, wierzyli, że kiedy stracą dwie bramki, strzelą trzy i jakoś to będzie. Bielsa nie był już „El Loco”, owszem, w czasie meczów wpadał w swój dziwny trans, z kubkiem kawy i wzrokiem niekiedy wbitym w ziemię wyglądał jak szaman, który przyzywa zwycięskie moce, ale na zewnątrz, w samym mieście, był najnormalniejszym z ludzi. Zaglądał do lokalnych kawiarni, gdzie często spotykał kibiców. Jeździł autobusem, w którym analizował mecze. Nikt już nie mówił, że Leeds źle wybrało, albo że Bielsa zaraz porzuci tę pracę. Znalazł swoje miejsce na ziemi. Jeśli czymkolwiek się martwiono, to pytaniem: czy przedłuży umowę? Podpisał w końcu nowy, roczny kontrakt w sierpniu 2021 roku. Nie zdążył go wypełnić.
ZMĘCZENIE MATERIAŁU
Ten sezon jest w wykonaniu Leeds fatalny. Mecz przeciwko Tottenhamowi pokazał, jak łatwo zranić drużynę Bielsy. I dlaczego jest tak blisko strefy spadkowej. Kiedy spodziewaliśmy się postępu, ataku na wyższe pozycje, dostaliśmy zamiast tego gigantyczny regres. I nie da się tego do końca wytłumaczyć absencjami Kalvina Phillipsa czy Patricka Bamforda z powodów zdrowotnych. Niektórzy mówią o zmęczeniu materiału. O tym, że reżim treningowy Bielsy wpędził jego zawodników w zmęczenie, znużenie. To co było początkowo ich atutem, stało się przekleństwem.
Rzeczywistość przerosła oczekiwania. Nikt nie spodziewał się bowiem, że po wejściu do najwyższej ligi Bielsa i jego drużyna będą tak zachwycać. Nowi The Entertainers szli na wymianę ciosów Liverpoolem, nie pękali przed nikim, wierzyli, że kiedy stracą dwie bramki, strzelą trzy i jakoś to będzie.
Argentyński menedżer nie potrafił zatrzymać turbulencji. Porażki z Newcastle, Evertonem, Manchesterem United, klęska z Liverpoolem aż 0:6 i wreszcie przesądzająca o dymisji Bielsy przegrana z Tottenhamem 0:4 – dolały oliwy do ognia. W dwudziestu sześciu meczach tego sezonu Premier League ekipa z Elland Road dała sobie wbić 60 goli (!). W całej poprzedniej kampanii – 54. Trudno bić się o pozostanie w elicie, kiedy ostatnie czyste konto twoja defensywa zachowuje w końcówce listopada, a zaraz mamy marzec.
Fani zgromadzeni przed Elland Road, po tym jak ukazała się informacja dotycząca pożegnania z Bielsą, mieli prawo do mieszanych uczuć. Spora część z nich czuła, że gdyby miał pozostać na stanowisku, to już tylko za zasługi. Coraz trudniej było o światełko w tunelu. To rozstanie z rozsądku. Obie strony w związku bardzo się szanują, ale wiedzą, że nie ma szans powrócić do najlepszych chwil i chcą dać sobie nowe życie.
SZACUNEK U PIŁKARZY
Nie powinniśmy dostrzegać hipokryzji w słowach właściciela, Andrei Radrizzaniego. – To najtrudniejsza decyzja, jaką musiałem podjąć od kiedy jestem w klubie. Marcelo przywrócił mentalność zwycięzców, trzy kampanie pod jego wodzą były niesamowite i sprawiły, że na Elland Road powróciły dobre czasy – stwierdził biznesmen i trudno nie uwierzyć w to, że wykonał ruch z ciężkim sercem.
Wielkim szacunkiem obdarzyli Bielsę również piłkarze. W mediach społecznościowych szczerze dziękowali mu za wspólną pracę i pozytywny wpływ na ich kariery. Wśród nich Mateusz Klich, wierny żołnierz Argentyńczyka, u którego nasz reprezentant rozkwitł i dostał wielką szansę, by zaistnieć w poważnym futbolu.
31-letni pomocnik, kupiony w 2017 roku z Twente, stał się kluczowym elementem konstrukcji, jaką Bielsa zbudował na Elland Road. W ostatnim meczu tego menedżera za sterami Leeds nasz rodak usiadł na ławce rezerwowych, ale to rzadkość. El Loco wierzył w Mateusza. Czasem ściągał go z boiska, czasem nie wystawiał w podstawowym składzie, co należało do rzadkości, ale wiedział, że zawsze może na niego liczyć. Chyba o żadnym piłkarzu tego zespołu nie powiedział tego co o Klichu – że miałby miejsce w dowolnej drużynie świata.
Patrick Bamford napisał: „Dziękuję. Człowiek, który zmienił wszystko dla każdego”, wymownie ilustrując fakt, że tacy zawodnicy jak on, Klich czy Phillips u Bielsy zrobili olbrzymie postępy.
Wielkim szacunkiem obdarzyli Bielsę również piłkarze. W mediach społecznościowych szczerze dziękowali mu za wspólną pracę i pozytywny wpływ na ich kariery. Wśród nich Mateusz Klich, wierny żołnierz Argentyńczyka, u którego nasz reprezentant rozkwitł i dostał wielką szansę, by zaistnieć w poważnym futbolu.
Mark Jackson, który pracuje w Leeds jako szkoleniowiec drużyny do lat 23., jest niezmiernie wdzięczny, że na swojej drodze spotkał Bielsę. „Gracias Marcelo” – żegnał go publicznie w weekend. – Miałem wielkie szczęście pracować z kimś o tak olbrzymiej wiedzy na temat futbolu i życia – przyznał.
CO DALEJ?
Klub szuka następcy i musi go znaleźć jak najszybciej, a przy tym trafić bezbłędnie, bo sytuacja jest bardzo trudna. Pawie są nad strefą spadkową, patrząc jednak na formę Burnley, czy Newcastle, kibice z Elland Road mają prawo martwić się o utrzymanie.
Jesse Marsch jest głównym kandydatem do przejęcia Leeds. Ostateczną decyzję właścicieli powinniśmy poznać dziś. Były menedżer RB Lipsk, bez względu na ostatnie wyniki drużyny, wchodzi w duże buty. Buty człowieka, który w mieście ma swoją ulicę, nazwaną na jego cześć po awansie Marcelo Bielsa Way. Droga, którą przeszedł z zespołem była niesamowita. Nawet jeśli finalnie okazała się ślepą uliczką.