4 obserwacje po koncertach Taco Hemingwaya i Dawida Podsiadły na Narodowym

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
dawid-1.jpg
fot. kuczkowsky

Emocje po najważniejszym wydarzeniu koncertowym związanym z polską muzyką w tym roku dopiero opadają, ale ważne wnioski nie mogą czekać.

Musielibyście spędzić ostatnie dni w jaskini ukrytej gdzieś na skraju świata, by nie odnotować faktu, że w sobotę 28 września wydarzyła się rzecz, która na nowo definiuje myślenie całego kraju o kwestiach koncertowych.

Stadion Narodowy był wreszcie oblegany nie dzięki zagranicznej gwieździe muzyki, lecz dwóm twórcom znad Wisły – a to wydarzenie, które wypada opisać nieco szerzej niż za pomocą suchej setlisty i relacji minuta po minucie. Taco Hemingway i Dawid Podsiadło stworzyli nową jakość, a my przyjrzeliśmy się jej z uwagą.

1
Wszystkie ręce na pokład
taco1.jpg

Jeśli z jakiegoś powodu nie pamiętacie, co robiliście w sobotę wieczorem, to istnieje spora szansa, że byliście właśnie tu. Jak przekonują organizatorzy, sprzedało się ok. 60 tysięcy biletów, w co łatwo było uwierzyć, gdy podróżowało się w kierunku stadionu tramwajem, stając się jednym z elementów nieudanej partyjki Tetrisa.

Ba, spóźnienie się raptem kilka minut na któryś ze środków transportu mogłoby sprawić, że część tego tekstu musiałaby zostać napisana w stylistyce gonzo – jeszcze parę minut przed 19:00 przy głównej bramie kłębiły się dwie duże kolejki, a pokonanie którejkolwiek z nich oznaczało wyłącznie sygnał do płynięcia wraz z wezbraną ludzką falą do kolejnego checkpointu.

Na miejscu, a dokładnie na płycie, na część fanów czekała mała niespodzianka. Być może trudno w to uwierzyć, ale kolejka do piwnych nalewaków stworzyła po prawej stronie wał, który wydzielił sporawą, łysawą, niezbyt oddaloną od sceny wyspę, na której człowiek mógł się poczuć wręcz osamotniony – bo do kolejnej osoby miał dobre kilkanaście metrów. Żart, że przez sporą część wydarzenia mogłyby tam stać zupełnie nie niepokojone dostawczaki, sztuk trzy, wcale żartem nie jest.

2
Koncert? Jako-Taco
taco2.jpg

Do ostatniej chwili nie było wiadomo, jak będzie wyglądało to wydarzenie. Dało się to zresztą wyczuć w tłumie, który w podgrupach przerzucał się kolejnymi teoriami. Może będą grali po kawałku na zmianę? Może najpierw jeden pięć tracków, potem drugi? A może w ogóle wyjdzie z tego jakiś osobliwy, zupełnie jednorazowy mash-up, stanowiący preludium do wspólnego projektu?

Pojawienie się na scenie samego Taco Hemingwaya wzbudziło na widowni ogłuszający pisk, co nie powinno nikogo dziwić – w końcu to nie był jeszcze jeden mniej lub bardziej środowiskowo umocowany gig, lecz nieznajdujący dla siebie punktu odniesienia gigant.

Po pierwszej części wypadałoby jednak powiedzieć raczej: kolos. Może nie na glinianych, ale też nie na tytanowych nogach. To wrażenie zostało rzecz jasna wzmocnione przez drugi etap wydarzenia, ale zupełnie bez dodatkowego kontekstu – wyszło nieznośnie przyzwoicie, bez większych fajerwerków, za to z całkiem porządnymi wizualizacjami. Na plus wypada poczytać szeroki przejazd po dyskografii; wiadomo, typ słuchacza działał tu na zasadzie granicznego rozstrzału, o czym przekonywało choćby luźne rzucenie okiem na trybuny. Ostatecznie było jednak jednostajnie, ze szczątkową interakcją z publiką i błyskami takimi jak energiczna wbita Quebo, gościna Rasa czy highlight w postaci pewnego siebie rapera Otsochodzi. Najbladziej wypadły odwiedziny Pezeta – można było odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z niezamierzonym slapstickiem, w którym dwaj artyści w jednym momencie poślizgują się na jednej skórce od banana, uderzają się mikrofonami, a na koniec przybijają sobie piątki stopami.

3
Ostateczna koronacja
dawid2.jpg

Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że o rzeczach, które nam się nie podobają, pisze się łatwiej. Ot, puszczasz wodze fantazji, wyciągając co bardziej jadowite linijki z głowy i już, możesz puszczać tekst. Z tymi bardzo dobrymi łamane na szóstkowymi sprawa się komplikuje, bo łatwo popaść w patos i zaślepienie.

Ale cóż, sytuacja dziejowa wymaga klaskania i cmokania z zachwytu, bo oto na jakiś czas w najlepszy możliwy sposób ucięto dyskusje, kto jest obecnie najważniejszym estradowo artystą w Polsce – jeśli kogoś trzeba bezwarunkowo szanować i propsować na tym rynku, by nie wyjść na krytykanta lub atencjusza, to właśnie kolegę Dawida.

Jedyne w swoim rodzaju wydarzenie dostało jedyną w swoim rodzaju oprawę – był tu od początku fenomenalny, momentami poważny, momentami poważnie żartobliwy kontakt z publiką, była zupełnie naturalna chemia z całym zespołem i zabawa formą, był też szeroko rozumiany event, na który złożyły się bogatsze niż poprzednio wizualizacje oraz różnorakie efekty specjalne, jak choćby deszcz ognia, no i dobrze skrojona wizerunkowo stylówka (sporo osób pytało: buty Podsiadły to Co.Creative Puma x Jannik Wikkelsø Davidsen Alteration PN-1, które znajdziecie tu). O czystym, niezaliczającym dolin śpiewaniu nawet nie ma co wspominać. Rozumie się samo przez się.

4
Wspólny lot (?)
band.jpg

Pewnie nikomu już nie chodzą takie pytania po głowie, bo filmy latają po sieci, ale i tak warto spytać: gdzie w tym wszystkim taco-podsiadłowa przecinka? Była obawa, że zakończy się na wrestlingowym klepnięciu i zmianie na scenie, ale szczęśliwie tak się nie stało. Część wspólna wypadła mocno przemyślanie – więcej niż dobrze zagrał tenis stołowy ze skrojonym pod rozgrywkę visualem, na scenie było niewymuszone porozumienie, a puszczenie ogromnych kul na publikę wyglądało na nienachalny wstęp do kolejnego podbijania aren ramię w ramię.

Ta popowo-rapowa, czterogodzinna suma stylów każe jednak zastanowić się nad tym, czy ostatnia ze wspomnianych wcześniej rzeczy jest najlepszym z możliwych pomysłów. Nie ma co ukrywać, że performerski, bandowy lot Podsiadły obnażył nie tyle braki samego Hemingwaya, ile skostnienie i wtórność formy koncertu rapowego w zestawie MC-DJ. W USA próbują sobie z tym radzić na różne sposoby, choćby dodając do arsenału moshpity czy sięgając właśnie po zagrywki z gatunku performance'owe przy udziale (pół)playbacku. Jeśli to podbijanie rynku ma mieć swoją sensowną, obustronną kontynuację, wypadałoby w przyszłości zaproponować coś ekstra – coś, co pozostanie w obrębie rapu, ale da mu nowy kolor, inny niż u kolegów po fachu. Wyjątkowo niewdzięczny challenge, ale jak już się uda... Zobaczy to więcej niż 60 tysięcy ludzi.

(autorem wszystkich zdjęć jest kuczkowsky)

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.