Razem z Orkiestrą NOSPR wykonał muzykę do netfliksowego hitu Niebo o północy, która... zostanie wysłana w kosmos. Poważnie. Jak to się stanie? I dlaczego JIMEK milczał podczas pandemii? Nie mogliśmy go o to nie spytać.
Podsumujmy fakty. Podczas izolacji pracujesz nad muzyką do filmu o facecie w izolacji... a później wysyłacie ją w kosmos. Jak w ogóle się za to zabrać?
Trzeba najpierw przetestować się na COVID, a potem usiąść i zacząć pracę z orkiestrą. Taka przynajmniej była moja recepta.
Potrzebowaliście dużo czasu? W jednym z wywiadów autor oryginalnej muzyki, Alexandre Desplat, wspominał, że on pracował z Paryża, orkiestra z Londynu, a reżyser Nieba o północy, George Clooney, był przez ten cały czas w Los Angeles. I wszystko im się udało.
Mieliśmy małe okno, w którym mogliśmy zmieścić się czasowo. W fabule filmu mamy wyścig z czasem i u nas też coś takiego się odbywało. To było dla mnie dziwne doświadczenie - nieczęsto zdarza mi się dyrygować czymś, co nie jest moje. Więc ta samotność objawiała się też w sztuce.
Czasem wykonuję pięć zawodów jednocześnie - bo jestem producentem, kompozytorem, dyrygentem, zamawiającym i odbierającym - a tutaj było prościej, musiałem po prostu zadyrygować i zrobić konkretną robotę. Czułem się... nie wiem, może mniej potrzebny niż zawsze? (śmiech).
Jak oglądałeś ten film, to miałeś takie dziwne uczucie, że patrzysz na dokument?
Kiedyś filmy o kosmosie oglądało się jak... filmy o kosmosie, po prostu. A teraz te podróże kosmiczne to trochę tak, jakby wyjechać poza Unię Europejską. Te historie stały się nagle zupełnie zbliżone do rzeczywistości, łatwiej jest się w nich przejrzeć.
Z punktu widzenia słuchacza to dość trudna ścieżka dźwiękowa. Niby instrumentalna, ale brzmi jak klasyczne kompozycje elektroniczne. Faktycznie niełatwo się z nią zmierzyć?
Jeśli chodzi o stricte muzyczne sprawy - ona ma w sobie rozdwojenie jaźni. Albo jest bardzo komputerowa i jakby nieludzka, albo odwrotnie - właśnie najbardziej ludzka, bo są utwory kompletnie retro, romantyczne. Zresztą romantyczne to bardzo fajne słowo, bo nie możesz określić nim żadnego komputera.
Jak wy technicznie chcecie wysłać ten koncert w kosmos?
W Centrum Nauki Kopernik jest taka możliwość. Sygnał dźwiękowy, czyli nagranie, jest przeliczony na specjalne częstotliwości.
Hasło promocyjne Nieba o północy brzmi: czy tam ktokolwiek jest? Totalnie zmieniła się moja optyka kręcenia teasera, ja w nim dyrygowałem orkiestrą, której... nie było. I to było tak symbolicznie zrobione.
George Clooney powiedział, że Alexandre Desplat jest świetnym technikiem, bo nawet kiedy odzierasz jego muzykę na mniejsze części, to i tak dzieją się w nich piękne rzeczy. Ty nie miałeś kontaktu z Desplatem podczas pracy?
Miałem kontakt z Markiem Grahamem, on jest człowiekiem, który rocznie robi 10 czy 20 filmów z muzyką symfoniczną. Zaczynał jako kopista Johna Williamsa w Jurassic Park. Zrobił na mnie świetne wrażenie, to taka chodząca fabryka muzyki. Niesamowity typ. Miałem też francuskiego asystenta Desplata, który przygotował mi wszystkie ślady elektroniczne. Z samym Desplatem jeszcze nie gadałem.
Trudno jest generalnie twórcy muzyki oddać sytuację, kiedy w filmie mówi się mało?
To jest piękne zadanie. Wiesz, to tak jak w każdym innym zawodzie: albo lubisz spokój, albo wolisz wziąć na siebie odpowiedzialność, mieć ciężko, ale efekt jest bardziej satysfakcjonujący. Kwestia charakteru. Ja lubię takie trudne zadania, bo bardziej mnie ciekawią. Dla mnie cały ten projekt jest pracą zespołową. Orkiestra wzięła na siebie dużą wagę, ja jestem trybikiem, zawodnikiem zadaniowym, tylko że granie NOSPRem to zawsze trochę jakbyś miał zagrać gościnny mecz w wyjściowym składzie Barcelony.
Wy się z orkiestrą NOSPR znacie nie od dziś, więc pewnie nie trzeba było się jakoś szczególnie docierać.
Miło mi, że oni też się zgodzili, może ze względu na mnie? Ta symbioza mi się bardzo podoba. Na koniec i tak czasu jest bardzo mało, trzeba robić to sprawnie, według ściśle określonych zasad, my mieliśmy czas wymierzony co do sekundy. Poważnie.
Jak ty się w tym czujesz? Przecież dla artysty miejsce na przestrzeń jest ważne.
Tak, tu tej przestrzeni do szaleńczej pracy nie było. Byłem snajperem i musiałem robić to celnie i w punkt. To jak z lataniem samolotem - nie ma, że siadasz i lecisz, tylko wypełniasz tabelki, współrzędne, lokalizacje i przewidywanie prędkości. Tak to mniej więcej wyglądało. Ale to fajna sprawa, odświeżająca. Ja często podczas pracy stękam, filozofuję, a tu nie miałem na to miejsca.
Myślałem, że w tym roku nie trafi mi się już zadaniowość i tempo live'a. Bo wiesz, może wstyd się przyznać ale to było moje pierwsze spotkanie z orkiestrą w 2020. Miałem mieć w maju trasę koncertową - hołd dla Krzysztofa Pendereckiego i warsztaty z nim. To się niestety nie udało, a Maestro w międzyczasie zmarł. Trasa została przeniesiona na rok 2021, na lipiec. Wyobraź sobie, jest środek grudnia, a to mój pierwszy kontakt z orkiestrą w tym roku.
To nie jest jak z jazdą na rowerze? Raz zrobisz i już nie zapominasz?
Ale po takiej przerwie zastanawiasz się, jak to będzie. Jak już jedziesz, to jest jak wypuszczenie na wolność. Ja już zapomniałem, jak bardzo to lubię, jak wyjątkowe jest pracowanie z orkiestrą. A potem słyszysz pierwsze dźwięki i miękną ci kolana. To jest ogromna moc.
Jak wyglądało twoje ostatnie dziewięć miesięcy?
Po zakończeniu pracy nad W lesie dziś nie zaśnie nikt pojechałem na trzytygodniowe wakacje. Wyleciałem do Stanów - miałem wrócić na premierę filmu w marcu. W trakcie tych trzech tygodni wydarzyły się wszystkie pandemiczne zwroty akcji. Premiera została odwołana, lot do domu też. Utknąłem w Stanach, miałem wypadek i wstrząs mózgu, trzy miechy z bani, a potem wypadł mi dysk z pleców. Opowiadać dalej? (Śmiech).
Oczywiście!
Dysk wypadł mi przez brak ćwiczeń, a nie mogłem ćwiczyć ze względu na głowę. Potem starałem się powrócić do normalnego życia - długo nie mogłem latać samolotem ze względu na ciśnienie. W międzyczasie była pandemia, a w Stanach dostęp do służby zdrowia był... średni. Pomógł mi znajomy lekarz, który powiedział, żebym nie szedł do szpitala, bo w nim pracuje i odradza (śmiech). Do Polski wróciłem w sierpniu. Zszokowało mnie, że w Stanach wszystko było zamknięte, a tu przeciwnie.
Ale żeby nie narzekać - cieszę się, że w ogóle mam co robić. Świat kina leży na łopatkach, muzycy nie pracują, to wielkie szczęście, że coś się dzieje. W momencie, w którym padają kina - pada cały model kinowy. Ja trasę miałem ustawioną półtora roku temu. Teraz nie do końca wiem, jak planować swoje projekty, bo muszę ruszyć z tymi, które wstrzymała pandemia. Wyobraź sobie finansowanie takiego koncertu. Jeśli masz koncert, który przy pełnej widowni spina się na zero, bo takie są koszty wykonań symfonicznych w filharmonii, a nagle masz sytuację, w której zagrasz dla połowy albo 25% widzów, to nie ma szansy się zwrócić. Fonografii nie ma od dawna. Koncertów nie ma. Kina są zamknięte. I nagle zostają faktycznie tylko streamingi. Dlatego ta netflixowość to jest ostatnia możliwość działania na najwyższym poziomie.
Koncert JIMKA i Orkiestry NOSPR, na którym wykonają muzykę do filmu Niebo o północy, zobaczycie tutaj w niedzielę, 3 stycznia, o godzinie 18. Niebo o północy jest dostępne na Netfliksie od 23 grudnia.