Mogło się wydawać, że machina napędzania coraz to nowych potrzeb konsumpcyjnych jest nie do zatrzymania. Zwłaszcza, gdy zasila ją nieprzerwany dopływ gotówki od korporacji. A jednak – być może – jesteśmy właśnie świadkami pewnego przesilenia. Słowo-klucz: deinfluencing.
Influencerzy robią coś bardzo nieinfluencerskiego. Przekonują followersów: „nie kupuj tego!” – pisze dziennikarka HuffPost we wprowadzeniu do obszernego materiału poświęconemu nowemu trendowi z TikToka. Czy deinfluencing rzeczywiście okaże się remedium na hiperkonsumpcjonizm, czy to tylko efekt uboczny turbulencji w gospodarce? – pada pytanie na łamach Dazed. Coraz więcej twórców contentu odrzuca tradycyjną kulturę influencerską na rzecz deinfluencingu – odnotowuje Guardian...
Od tygodni ten buzzword z rosnącą mocą rezonuje w przestrzeni publicznej czy internetowej. Filmy z hasztagiem deinfluencing mają ponad 160 milionów wyświetleń na TikToku. Inna sprawa, że #TikTokMadeMeBuyIt ma 42 miliardy wyświetleń, ale to zawsze jakieś światełko w tunelu, prawda?
Jedną z bohaterek tekstu w Guardianie jest Bity z Londynu, odpowiedzialna za nagranie, gdzie roastuje produkty, których cenę trudno uznać za racjonalną; w niektórych przypadkach za tą ceną nie idzie jeszcze jakość. Kierpce UGG? Po sezonie do wyrzucenia; strata pieniędzy. Tatcha The Dewy Skin Cream? To musi być żart z tymi 70 funtami. Apple Air PodMax? Dajcie spokój – nawet przecenione o połowę byłyby za drogie, a poza tym dźwięk nie jest zniewalający. Uwielbiam wiele marek spośród tych, które pokazuję, ale staram się przypomnieć publice, że posiadanie tych produktów nie jest „normalne”. To luksus i przywilej – tłumaczy tiktokerka.
Sytuacja gospodarcza w USA uległa pogorszeniu. Ludzie mają coraz mniej środków, które mogliby przeznaczyć na codzienną pielęgnację. Przedstawiam im więc przystępne cenowo zamienniki, żeby – mimo wszystko – nie czuli się wykluczeni z trendów – mówi z kolei Alyssa Kromelis. A to, czym się zajmuje określa mianem recession-core influencing.
W dobie recesji, galopujących cen i kurczących się portfeli – deinfluencing trafił na podatny grunt ze swoimi założeniami świadomych wyborów konsumpcyjnych; szukania jakościowych, tańszych alternatyw; dystansowania się od konsumerystycznego hype'u. Nie chodzi jednak wyłącznie o sytuację makroekonomiczną, która dała wszystkim po dupie. W grę wchodzi także relacja influencerów z odbiorcami. Co prawda The Influencer Marketing Benchmark Report 2023 wskazuje, że pieniądze w influencer marketingu są coraz większe, ale równocześnie widać symptomy zmęczenia materiału. Kiedy więc w ubiegłym roku instytut SW Research zrobił u nas badania na zlecenie agencji LoveBrands Group, wyszło, że influencerzy cieszą się nawet mniejszym zaufaniem społecznym (16%) niż politycy (19%)! Na zupełnie rozrywkowym poziomie – popularność Influencers in the Wild należy traktować chyba jako rodzaj zaworu bezpieczeństwa, gdy coraz trudniej traktować poważnie – najbardziej atencyjnych – twórców treści.
Poproszony o komentarz przez HuffPost – profesor Americus Reed z University of Pennsylvania zwraca uwagę, że w marketingu zwykle pojawia się kontrtrend jako odpowiedź na dany trend; kiedy nastroje konsumentów stają się skrajne, musi nadejść korekta kursu. Czy stąd właśnie wziął się ten cały szum wokół deinfluencingu? Czy ten trend stanowi w rzeczywistości formę ucieczki do przodu dla branży? Nawet, gdyby tak było – zawsze to odświeżająca odmiana w stosunku do tego targowiska próżności, którego już wszyscy mamy chyba trochę powyżej uszu.
Komentarze 0