Zamieszanie z NFT. Wielka spekulacja, zagrożenie dla środowiska czy przyszłość cyfrowej sztuki?

Zobacz również:Turystyczne loty w kosmos mogą być coraz częstszym zjawiskiem. Pierwszy ma odbyć się już za moment
Nyan Cat
Nyan Cat

Od kilku tygodni część internetu związana ze sztuką, nowymi technologiami i kryptowalutami żyje głównie jednym tematem. Na widok skrótu NFT niektórych solidnie już mdli, niektórym na myśl szybkiego przypływu gotówki świecą się oczy, a jeszcze inni widzą w tym rewolucyjny potencjał względem sprzedawania sztuki w internecie.

Chyba każdy z nas miał w swoim życiu moment, kiedy nałogowo kolekcjonował coś, co pozwalało poczuć dreszczyk emocji związany z poczuciem posiadania czegoś faktycznie limitowanego. Weźmy takie karty Pokémon, Magic the Gathering, Yu-Gi-Oh!, lub te z gwiazdami piłki nożnej czy NBA. I nieważne, czy w okresie ich świetności byliśmy małolatami bez hajsu czy nieźle zarabiającymi dwudziesto-/trzydziestolatkami, bo cel był ten sam: posiadać najrzadsze i najbardziej unikatowe przedmioty. Oczywiście mowa o rozsądnym przedziale cenowym, bo raczej nikt o zdrowych zmysłach nie kupował ot tak horrendalnie drogich i w zasadzie niespotykanych kart, których ceny sięgały kilkunastu, kilkudziesięciu lub nawet kilkuset tysięcy dolarów za sztukę.

Jak to się ma do NFT? W skrócie: najnowszy blockchainowy trend związany z kolekcjonowaniem sztuki (a tak naprawdę tokenów przykrytych ładnymi obrazkami) to pod wieloma aspektami podobna sytuacja, tyle że przeniesiona stuprocentowo do internetu. Żeby było jasne, non-fungible tokens nie pojawiły się znikąd i nie wyskoczyły nagle z zaszyfrowanych zakątków sieci. Ten boom wisiał już w powietrzu od pewnego czasu, ale dopiero pierwsze miesiące 2021 roku przyniosły mu mainstreamową rozpoznawalność. Jak można się łatwo domyślić, idzie za tym wiele pozytywów, jak i negatywów, a w tym artykule postaram się przyjrzeć istotnym aspektom związanym z handlowaniem sztuką w kryptowalutowym środowisku. Pomogą w tym wypowiedzi artysty wizualnego Filipa Popika aka Rybskie oraz właściciela wytwórni Tańce Łukasza Warny-Wiesławskiego, którzy liznęli już nieco tematu i rozważają start lub stawiają swoje pierwsze kroki na tym rynku.

Cuteness overload

NFT, czyli non-fungible tokens to nic innego, jak certyfikowana własność intelektualna, którą twórcy i twórczynie wystawiają na internetowych aukcjach. Ta forma kapitału w większości przypadków przybiera formę grafik, sztuk audiowizualnych, renderów 3D, video, gifów oraz przedmiotów lub skinów z gier, ale tak naprawdę może być wszystkim, co jest zdigitalizowane i czym można obracać w technologii blockchain za pomocą tokenów.

Zróbmy zatem szybki, nostalgiczny trip do 2017 roku, kiedy po raz pierwszy pojawiło się określenie NFT, a to w kontekście blockchainowej gry CryptoKitties, w której można było kupować unikatowe postacie - będące oczywiście słodkimi kotkami - płacąc Ethereum, czyli obok Bitcoina, najpopularniejszą obecnie kryptowalutą. Średnia kwot, jakie gracze wykładali za krypto-kotki wynosiła $25, ale wystarczy spojrzeć na rekordowe hajsy wydawane w grze, aby skumać skalę zajawki co poniektórych zaangażowanych w hype. Otóż, w grudniu 2017 najdroższy kot został sprzedany za 100 tys. dolarów, a pół roku później ktoś przebił tę cenę i zaoferował dodatkowe 40 tysięcy. W tym samym miesiącu marka rozpoczęła współpracę z gwiazdą koszykówki - Stephenem Currym, który otrzymał własnego skina. W pewnym momencie transakcje gry stanowiły nawet 15% ruchu związanego z Ethereum.

Kusząca perspektywa

Tak rozpoczął się proto-szał na NFT, chociaż w podobny sposób gracze na całym świecie inwestowali, inwestują i będą inwestować swój hajs w gry MMO i produkcje free to play, które z założenia bazują na mikrotransakcjach. Dostajesz rozrywkę za friko, ale jeśli chcesz, aby twój bohater/bohaterka wyróżniał/-a się wyjątkowym skinem, szalonymi dodatkami do stroju czy innymi świecidełkami musisz zapłacić. I to często niemało. Przykładem Apex Legends, World of Warcraft i będący we wczesnej fazie rozwoju Star Citizen, w którym gracze potrafią wyłożyć kilka kafli za statek kosmiczny.

Warto zaznaczyć, że większość inwestujących, wystawiających i obracających kapitałem sama jeszcze nie wie, jak dokładnie się poruszać po tym mocno dziewiczym i wciąż nieodkrytym terenie. Wszyscy dopiero uczą się, jak obcować z NFT i jak skutecznie nimi handlować. Uważam, że jest to na tyle silny movement i zmiana jeżeli chodzi o sens projektowania grafik, że szkoda byłoby nie wziąć w tym udziału. Widzę w tym przyszłość, zresztą nie tylko ja. Chodzi o to, żeby móc tworzyć i dopasować się do nowego pojmowania tego, czym staje się sztuka. Na początku też nie do końca rozumiałem tę ideę, myślę że najlepiej poczują to młodzi, dla nich będzie to naturalne. Ja jestem na rozdrożu pomiędzy tradycyjnym pojmowaniem sztuki a tym przyszłościowym, ale mimo wszystko zdecydowałem się być częścią tego ruchu, który moim zdaniem zostanie z nami na zawsze, to nie przejściowa zajawa - mówi Rybskie. Chciałem uwierzytelnić moje wybrane grafiki, które krążą po internecie i koniec końców na tym zyskać - dodaje.

Będąc twórcą i wchodząc na rynek musisz przejść rzetelną weryfikację, czy to aby na pewno ty jesteś autorem wystawianych prac. W skrócie działa to tak: żeby funkcjonować jako artysta musisz posiadać kryptowalutowy portfel, na którym możesz kumulować środki w postaci kryptowalut. Na tę chwilę, wszystkie markety posługują się Ethereum. Aby móc przejść proces mintowania i nadać dziełu autentyczność - token - musisz ponieść pewne koszta, bo te informacje muszą zostać przetworzone przez komputery. Nie obejdziesz tego. Przy jednej grafice taka zabawa kosztowała mnie około 300 zł. A więc, poszczególne prace są weryfikowane przez blockchainową sieć, otrzymują owe tokeny, które służą za certyfikat oryginalności. Wyjątkowość non-fungible tokens polega na tym, że nie da się wykonać fejkowych grafik, nie da się podrobić ekskluzywnego kontentu, w jaki ktoś zainwestuje na jednym z kilku służących do tego portali. That’s the whole point.

Aktualnie czekam na weryfikację swoich kont na bardziej jakościowych portalach, ale nie wiem, czy uda mi się tam dostać. Włożyłem wiele wysiłku w proces rekrutacyjny, więc liczę, że jednak się załapię. Tam albo się wpasujesz w trend, który aktualnie jest na fali i zarobisz dużą kasę, albo zginiesz w gąszczu miliona grafik. To może mieć duży wpływ na samoocenę, co jest aspektem, o którym nie należy zapominać, bo ogólnodostępne markety nie weryfikują jakości dzieł. Liczy się to, jak bardzo się pucujesz na social mediach, jak dobre masz kontakty etc. Dla mnie to wszystko wygląda na czysty biznes. Kiedy zapytasz kogoś, komu się powodzi w NFT, to na pewno dorobi do tego jakąś fantazyjną otoczkę. Jeśli ktoś ma biegłość, to jest to sam zysk - uzupełnia wątek Rybskie.

U Łukasza Warny-Wiesławskiego, który zajmuje się stricte muzyką, podejście wygląda jednak zgoła inaczej: W tej chwili jestem sceptycznie nastawiony i będę czekał aż protokół Ethereum zmieni się na bardziej ekologiczny. Myślę o NFT w kontekście rozszerzenia działalności mojej wytwórni Tańce i możliwości zarobku. Mam jednak wrażenie, że potencjał dla muzyki nie jest eksploatowany, a wszystko skupia się na sztukach wizualnych. Myślałem, żeby wetknąć szybko flagę - polska muzyka operuje już na blockchainach. Dostałem nawet zaproszenie na platformę Zora, która ma być bardziej etyczna od pozostałych, bo problem polega na tym, że większość dostępnych obecnie serwisów mało różni się od tego, co znamy od lat. Zora ma oferować budowanie własnego rynku, a nie wystawianie się na czyimś. Jest we mnie chęć, żeby nie cierpieć na FOMO i nie obudzić się za pięć lat, kiedy wszyscy już tam będą, a ja nie wykorzystam szansy. Mój sceptycyzm wynika z tego, że wszystkie osoby, które bronią tej technologii i mówią, że będzie ona przyszłością tego rynku, absolutnie nie podają sensownych rozwiązań dla muzyki.

Bańka spekulacyjna powered by celebryci

Chyba nikogo specjalnie nie dziwi fakt, że w momencie, kiedy NFT dobiły do mainstreamowej świadomości, momentalnie przyciągnęły uwagę celebrytów i tych, którzy mogli zaryzykować inwestycję szybkich pieniędzy w coś obarczonego sporym pierwiastkiem spekulacji. Na wielu zagranicznych portalach przeczytacie bez problemu, że Grimes sprzedała swoje prace o równowartości $6 mln dolarów, a jeden z naczelnych pajaców internetu Logan Paul w jeden dzień, dzięki błyskawicznej reakcji i biznesowemu zmysłowi zyskał ponad $5 milionów. Swoje licencjonowane video-karty z zawodnikami odpaliło również NBA.

AKTUALIZACJA: Do show dołączył również Banksy, którego fizyczna praca morons warta $95 tys. została spalona, zdigitalizowana i od teraz istnieje tylko w formie NFT. Oczywiście nie obyło się bez ironicznego komentarza, bo grafika jest interpretacją aukcji Słoneczników Van Gogha z 1987 roku i opatrzona została zdaniem I can’t believe you morons actually buy this sh*t.

Wśród benchmarków i pierwszych autorów, którzy zbili niezły kapitał na non-fungible tokens jest też Mike Winkelmann, znany jako Beeple, któremu regularnie udaje się sprzedawać prace za niebywałe kwoty. Warta zaznaczenia rzecz - w momencie jak zainteresowałem się tematem na początku grudnia to Ethereum było o wiele tańsze (o połowę - przyp.red.), bardziej opłacało się początkującym. Przez to, że tacy artyści jak Beeple - który sprzedał pierwszą pracę za dolara, a pod koniec lutego jego video CROSSROADS pobiło rekord i poszło za $6.6 mln - sprzedają swoje rzeczy w takim tempie, to market eksplodował na ogromną skalę - mówi Rybskie.

Natomiast Warna-Wiesławski widzi to w następujący sposób: Obecnie kupujesz token i możesz się pochwalić, że zostałeś swoistym mecenasem znanego artysty. Moim zdaniem to nie jest przyszłościowe, to jest uwsteczniające względem dążenia do tego, aby wynagradzać artystów w sposób uczciwy. W przypadku tokenów nie ma nic, możesz się tylko pochwalić: mam token od Grimes, od deadmau5a, od Jacquesa Greena. Czysty szpan. Mimo mojej wstępnej zajawki, że trzeba z Tańcami w to wejść, teraz mam w sobie dużo dystansu. Rozmawiałem niedawno z Michailem Stanglem (były host światowego Boiler Roomu, który pracuje teraz dla Zory - przyp.red.), który przekonywał mnie do inwestycji, a następny w kolejce czekał już koleś z Linkin Park. J-popowy girlsband Babymetal zaraz wejdzie w NFT. Rozumiesz - co ja, mały wydawca z Europy Wschodniej mam znaczyć na rynku obok takich firm? To nierówny podział środków. Natomiast innowacją jest to, że czyjeś dzieło, które zostaje sprzedane, dalej generuje mu procentowy przychód przy kolejnych transakcjach - mówi Warna.

Tu pojawia się dość problematyczna kwestia i nasuwa pytanie, czy nowy trend nie będzie służył najbogatszym i tym, którzy mogą płynnie inwestować bez drżenia o status materialny. NFT może być doskonałą trampoliną dla artystów i artystek, którzy ucierpieli z powodu pandemii koronawirusa, nie posiadają tylu zleceń, co przed 2020, a ich portfolia są na tyle wartościowe, że bez większych kłopotów mogliby wejść na blockchainowy rynek. Co prawda, wiąże się to z początkowymi opłatami, ale wydaje się, że gra jest warta świeczki. Bo czym jest włożenie kilkuset złotych w obliczu możliwości wyciągnięcia z transakcji kwot nawet dziesięciokrotnie wyższych. Wątpliwości pojawiają się w momencie, w którym trzeba się zastanowić, jaką drogę autopromocji wybrać oraz w jaki sposób dotrzeć do portali, które oferują zadowalającą wiarygodność i słyną z dobrej selekcji pojawiających się u nich dzieł sztuki.

Spojrzenie na kwestię NFT zmienia fakt, że tu nie rozchodzi się o to, że jedynie kupujesz jakąś grafikę i możesz sobie ją legalnie wyświetlić na komputerze. Głównie chodzi o to, że możesz odsprzedać ją z zyskiem. Serwisy oferują autorom udostępnianie swoim kupcom dodatkowych feature’ów: możliwość wydruku, jakieś niepublikowane wcześniej projekty etc. Czyli budowanie bliskich więzi i poczucia ekskluzywności. Kolekcjonerzy, którzy już od jakiegoś czasu zajmują się NFT wyłapują tych perspektywicznych twórców i wiedzą, że mogą w nich zainwestować więcej, bo za pół roku ich dzieła pójdą z pięciokrotną przebitką - wyjaśnia Rybskie.

W kontekście wydawania pieniędzy na obrazki pojawiają się również zarzuty głoszące, że przecież można znaleźć w sieci te same grafiki czy klipy za darmo. Jasne, jest duże prawdopodobieństwo, że można ściągnąć na swój dysk grafikę wyglądającą identycznie jak słynna karta Logana Paula sprzedana za $17 tys., ale nie będzie to TEN ORYGINALNY item. Na tej samej zasadzie można sobie wydrukować Damę z gronostajem i powiesić ją na ścianie, można obejrzeć video z LeBronem Jamesem robiącym wsad na YouTubie, ale nie można być autoryzowanym właścicielem oryginalnych tokenów. Oznacza to, że taka osoba nie ma praw do obracania towarem, dalszej sprzedaży i ew. zysku na inwestycji. NFT to po prostu giełda aukcyjna, na której towary posiadają różną wartość ulegającą modyfikacjom za sprawą baniek spekulacyjnych i trendów.

Kupując gifa roztapiasz lodowiec?

Nie zapominajmy, że w przypadku kryptowalut i non-fungible tokens dochodzi jeszcze jedna kontrowersja, a mianowicie ilość energii, jaka jest potrzebna do ich wytwarzania. Mając na uwadze, że katastrofa klimatyczna to nie są żadne mrzonki i wróżenie z fusów, inwestowanie w ten rynek może nieść za sobą kwestie wątpliwe moralnie, szczególnie, jeśli mówimy o przepływie zawrotnych kwot, bo przecież jakoś trzeba te wszystkie tokeny i Ethereum wygenerować. Nie za pomocą magicznej różdżki, a za pośrednictwem sporych rozmiarów serwerowni i komputerów, które - nie może być - pożerają prąd. Niekiedy są to nakłady porównywalne z rocznym zużyciem energii przez przeciętne gospodarstwa domowe.

Memo Akten, artysta i badacz zajmujący się technologią już od września 2020 roku próbuje pokazać szerszej publice, ile energii faktycznie pochłania najnowsza artystyczna moda. Przy jednoczesnym podkreślaniu, że nadal jest to kropla w morzu potrzeb i jedynie część kosztów energetycznych, jakie ponosi ludzkość zaznaczał, że NFT oparte na kryptowalucie Ethereum jest - w dużym skrócie - mało etyczne i że powinno się wprowadzić rozwiązania, dzięki którym udałoby się je zminimalizować.

Warna-Wiesławski też zwraca uwagę na tę kwestię: Pomysły na zagospodarowanie blockchainu są, ale w tym przypadku zostały zmiecione z planszy, bo Grimes zarobiła $6mln na jakimś szajsie, co spaliło trzydziestokrotny ekwiwalent prądu, jaki zużywa w ciągu swojego życia jedna osoba. Kwestia ekologiczna jest tutaj bardzo problematyczna, bo Ethereum pochłania więcej energii niż Google. Różnica polega na tym, że z Google’a korzystamy wszyscy, jest on przydatny, a NFT to kwestia może kilku procent użytkowników internetu.

Plusem jest za to transparentność. Jesteśmy w stanie powiedzieć, ile energii spaliła konkretna transakcja, co daje pewną nadzieję. To jest przewaga Web 3.0 nad 2.0. Mimo to, wydaje mi się, że nadal niewiele z tego nie wyniknie. Będziemy znać liczby, ale przecież żyjemy ze świadomością, że świat się skończy, i co z tego, ludzie niewiele zmieniają w skali globalnej - kończy.

Temat ekologia versus kryptowaluty i NFT jest tak naprawdę materiałem na zupełnie osobny, rozległy artykuł, ale warto wiedzieć, że problem istnieje i nie należy go bagatelizować. Oczywiście, znacznie łatwiej wyobrazić sobie fabryki zasilane węglem, spaliny samochodowe, hodowle bydła pochłaniające hektolitry wody i energię wykorzystywaną do logistyki, transportu i codziennego życia, ale w przypadku zabawy tokenami ślad również nie pozostaje bez wpływu na nasze środowisko, a co za tym idzie, czy w niedalekiej przyszłości nie zafundujemy sobie dystopii rodem z Mad Maxa.

Świetlana przyszłość czy przejściowy hype?

Patrząc na to, co dzieje się z NFT na początku 2021, jak wiele spekulacji, szumu i uwagi mainstreamu przykuła nowa forma handlowania artystycznym, zdigitalizowanym kapitałem możemy tylko wnioskować, że to dopiero start tego szaleństwa. Być może hypewagon, na jaki wskakują teraz celebryci i znane internetowe osobistości, a także uznani i mniej popularni artyści nieco wyhamuje, ale ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której przyszłość nie będzie opierać się na podobnych blockchainowych rozwiązaniach.

To zjawisko, które ciężko będzie zrozumieć pokoleniu naszych rodziców, a milenialsom pewnie zajmie chwilę rozkminianie potencjału i zagrożeń. Być może siła tkwi w generacji Z i digital natives, dla których tego rodzaju akcje wydają się być naturalnym obrotem spraw, a w niedalekiej przyszłości stanowić będą pewnik.

Wartość estetyczna jest ważna, ale pamiętajmy, że jest to po prostu giełda. Trzeba działać mocno na Twitterze, bo kryptoświry - że tak to ujmę - posługują się głównie tym medium. I regularnie postować, bo to najlepszy sposób na promocję przez social media. To nie boom jedynie na początek 2021, rynek będzie się rozwijał, będą dochodziły nowe funkcje, będzie można sprzedawać nowe przedmioty. Jeżeli jako cyfrowy kreator chcesz się liczyć w przyszłości i zależy ci na młodszych odbiorcach, uważam że powinieneś dołączyć do platform z NFT. Rozumiem jednak ludzi, którzy mają opory, sam zastanawiałem się przez kilka miesięcy, ale kryptowaluty to przyszłość - podkreśla Rybskie.

Inny punkt widzenia przyjmuje Warna-Wiesławski: Dla osoby, która inwestuje w kryptowaluty, Tańce nie są żadną wartością. Moja publiczność jest z zupełnie innej bańki, bliżej jej poglądom lewicowym niż ultra-libertariańskim. Nie wydadzą 1500 zł na tokeny, skoro niektórzy mają problem ze wrzuceniem dyszki na empetrójkę z Bandcampa dostępnej do odsłuchu za darmo. A mówimy o zarabianiu tysięcy na czymś, co tak naprawdę nie istnieje.

W tej chwili dla mnie to ściema, bo żeby dojść do poziomu sensownych miesięcznych zarobków, Tańce musiałyby być naprawdę duże. Uważam też, że obecni digital natives są przyzwyczajeni do tego, że wszystko, co tworzą i wrzucają do internetu - na TikToka czy IG - jest za darmo. Nie będzie to dla nich takie oczywiste i nie wejdą w NFT tak łatwo. Kryptowaluty są jednak domeną trochę starszych osób, około trzydziestki, którzy mają jakiś kapitał do inwestycji. Zresztą, internet obiecywał rewolucję w równym traktowaniu artystów już przy mediach społecznościowych, ale jak wszyscy wiemy, nie wypaliło - kończy.

Jak to szło - the future is now?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.