Już niebawem powinniśmy obejrzeć dokument na temat Molesty, ale rodzimy rap ma dużo więcej historii, które warto zekranizować.
Mimo tego, że rymy i bity są w Polsce od dobrych dwudziestu kilku lat, to nadal cierpimy na brak książek i filmów dotyczących gatunku.
Coś się jednak zmienia, o czym przekonuje choćby niedawny Proceder, który dla was recenzowaliśmy. W rodzimym rapie jest jednak więcej historii, które spokojnie mogłyby zostać zekranizowane.
Jeśli uważnie śledziliście polską scenę rapową w ostatnich miesiącach to wiecie, że życiorys Belmonda jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych w historii gry. Kariera Młodego G miała wiele zakrętów i mocnych momentów, ale nie da się ukryć, że także jego życie osobiste, tak dawne, jak i teraźniejsze, byłoby doskonałym materiałem na film – i to z niejednym twistem. Jeśli taka produkcja miałaby dojść do skutku, potrzeba byłoby naprawdę kumatego scenarzysty, który potrafiłby przenieść na ekran całą wielowymiarowość postaci Tytusa.
Dziś mamy do czynienia z rozwiniętym, bardzo mocnym rynkiem rapowym, ale w poprzedniej dekadzie sprawy miały się zupełnie inaczej – mainstream był bardzo zabetonowany i nie dopuszczał do siebie dopływu świeżej krwi. To zaś sprawiło, że prężnie działał underground, w którym prym wiedli prawdziwi królowie w osobach Jimsona, Smarka, Zkibwoya, Wankza czy Laika. Powiedzcie sami – naprawdę nie chcielibyście dowiedzieć się więcej na temat tych gości i okoliczności, w których działali? Coś nam się nie chce wierzyć!
Nie ma żadnych wątpliwości – ten konflikt między ogromnymi w polskich warunkach postaciami na dobre zmienił polski rap. Trwający już dekadę beef między warszawiakiem i poznaniakiem miał już tyle różnych odsłon, że ciężko go streścić w kilku zdaniach, a wydaje się też, że będzie miał swoją mniej lub bardziej dosłowną kontynuację także w przyszłej dekadzie. Gdyby ktoś wziął się na poważnie za ten temat i przekopał wszystkie możliwe archiwa, mielibyśmy murowany hit opowiadający nie tylko jednostkowe historie.
Wszyscy wiemy, jak zmieniło się podejście rodzimych raperów do tematu narkotyków – niegdyś były one piętnowane (oczywiście poza trawką), zaś obecnie stanowią nieodłączny element przynajmniej kilku karier, w których dużą rolę w lyricsach odgrywa chociażby syrop czy piksy. Z ręką na sercu: z przyjemnością obejrzelibyśmy w streamingu dokument, który byłby naszpikowany wypowiedziami narko-raperów, miałby dobrze zarysowany kontekst społeczny, a także wspominałby choćby dzieje takich graczy jak Zioło.
Tak, tak, wiemy – faktycznie bardzo dużo piszemy ostatnio o Borygo i jego poczynaniach, ale jest to zupełnie naturalne. W końcu w polskim rapie nie ma drugiego czlowieka, który przez 25 lat byłby tak blisko najważniejszych rzeczy dziejących się w rodzimej realizacji gatunku, a przy okazji stanowiłby tak dobitny przykład determinacji, odkuwania się i czucia różnorakich trendów. To co, może szef chillwagonu sprawi sobie i nam filmowy prezent, na przykład na swoją pięćdziesiątkę?