Jak to jest, że kiedy tylko wjeżdża syntezator, nasz umysł od razu podświadomie koduje sobie: oho, to nawiązanie do ejtisów? Przestańmy wiązać ze sobą te dwie rzeczy.
Kultura, a w szczególności kultura popularna, lubi powroty. Bywa, że jest zapatrzona w przeszłość, z której czerpie stylistyczne wzorce i tropy. Nic dziwnego, bo często ci, którzy dorastali w pewnym kulturalnym krajobrazie, chcą do niego wrócić, kiedy dorosną. Jeśli o kształcie kultury decydują ludzie, których dzieciństwo przypadło np. na lata 90., to jest duża szansa, że ta dekada wróci w jakiejś formie. To nie tylko kapitalizowanie nostalgii, ale naturalna chęć otulenia się czymś znajomym, zazwyczaj z bardziej beztroskich czasów.
Są jednak pewne charakterystyczne stylistyki, które trzymają się mocno. Rezonują z ludźmi, którzy nie mieli prawa obcować z nimi w naturalnym otoczeniu. To świadczy, że mają w sobie coś więcej, niż wartość wynikającą z potężnego ładunku nostalgii.
Nie wszystko 80's, co się świeci
Ilu widzów zachwyconych Stranger Things pamięta lata 80.? Ile osób doceniających neonową oprawę i syntezatorowy soundtrack filmu Drive dorastało przy dźwiękach new wave? Patrząc na szeroki odbiór tych dzieł kultury, widzimy, że chodzi o coś więcej, niż nostalgię. Owszem, można to zdeprecjonować, mówiąc, że to sukces dobrego marketingu, co w jakimś stopniu może być prawdą. Ale można też spojrzeć szerzej, dostrzegając uniwersalne wartości, które tropom z lat osiemdziesiątych XX wieku dały prawdziwą i unikalną długowieczność. Musimy też zadać pytanie: czy każdy charakterystyczny syntezator i każdy neon to rzeczywiste odwołanie do tamtej dekady?
Rzeczywiście, słuchając synth popu, czy gatunku, który wyrodził się w czeluściach internetu, a został niefortunnie nazwany synthwavem, można odnieść wrażenie, że to wieczne wracanie do lat 80. Tymczasem syntezatorowe brzmienie przenika mainstream do szpiku, czego dowodem ostatnie albumy The Weeknd i Dua Lipy, o których mówi się, że nawiązują do tamtej dekady. Jak widać, ciężko wyjść poza tę kategorię, a przecież mówimy o czasach, które zaczęły się 40 lat temu i wykonawcach urodzonych w latach 90. Co ciekawe, kiedy mówimy o muzyce rockowej, której kanoniczna forma ustabilizowała się w latach 60. tylko w szczególnych przypadkach chodzi o nawiązywanie do tej dekady. A jednak, kiedy tylko wjeżdża syntezator, nasz umysł automatycznie wędruje do lat 80-tych ubiegłego stulecia. Wyobrażacie sobie rozmowę o rocku i mówienie w kółko: Tak, to nawiązania do lat 60.? Spojrzenia jak na wariata gwarantowane!
Synthwave to w ogóle przypadek szczególny. Słyszymy go w masie filmów i seriali, choć chyba najmocniej polegają na nim soundtracki do gier wideo, szczególnie te z mniejszych studiów. Dla gier momentem przełomowym było Hotline Miami, brutalna gra zręcznościowa, gdzie soundtrack wprost oblewał graczy syntezatorowym dobrem. Za ekranową karierę synthwave’u należałoby podziękować m.in. Drive i Stranger Things. Czy mamy do czynienia z retromanią? Niekoniecznie. Po prostu musimy zacząć myśleć o syntezatorowym brzmieniu jak o osobnej gałęzi muzyki, która, owszem, wypuściła liście w latach 80., ale od tamtej pory posiała całkiem spore poletko własne. Z podobnych brzmień korzysta przecież cała rzesza artystów, choćby nasz PRO8L3M, który w regularnych wydawnictwach trudno posądzić o nostalgię (Art Brut to osobna historia), za to o cyberpunkowe inspiracje - już tak.
Neon Demon
Cyberpunk swoją kanoniczną formę osiągnął w latach 80., ale wystarczy rozejrzeć się wokół dzisiaj, żeby dostrzec, jak proroczy był to nurt. Dystopia, zarysowana przez prozę Williama Gibsona i filmy w rodzaju Blade Runnera, realizuje się na naszych oczach. Nie dziwi zatem, że tak chętnie sięgamy po tę stylistykę dzisiaj, a jedną z najgłośniejszych gier ostatnich lat jest Cyberpunk 2077 autorstwa CD Projekt RED. Nasz niepokój dotyczący przyszłości planety i rozwoju technologicznego nabiera nowego estetycznego wymiaru, kiedy zostaje skąpany w neonowych kolorach. Cyberpunk jest nośną stylistyką zarówno w swoim głębszym, filozoficznym wydaniu, jak i tym powierzchownym, sprowadzonym do mody i kolorystyki. Nic dziwnego, że jest z nami kilka dekad i wraca w różnych formach - od Matrixa po PRO8L3M.
Nie da się ukryć, że lata 80. przyniosły wiele estetycznych rozwiązań, po które sięga się chętnie do dzisiaj, ale można powiedzieć to samo o każdej dekadzie. A jednak, przez splot sprytnego marketingu, nostalgii części twórców i publiczności oraz wygodnym skrótom myślowym, wiążemy te rozwiązania bezpośrednio z tamtymi czasami, nie dajemy im odetchnąć i żyć własnym życiem. Zresztą ta ograniczająca klasyfikacja stanie się niedługo kuriozalna - wyobrażacie sobie, że ktoś w 2040 roku mówi o syntezatorowej muzyce: no tak, nawiązuje do lat 80-tych XX wieku? Mija 40 lat od początku tamtej pamiętnej dekady, najwyższy czas, żebyśmy jej osiągnięcia odłączyli od czasowych ram. Ceną tego będzie zaakceptowanie różnych dziwnych określeń jak synthwave, ale chyba wszystkim wyjdzie to na zdrowie.