Kiedy będziecie już zmęczeni setką meczów rozegranych w Fifie, bogactwem gier triple A, wysokobudżetowymi produkcjami i konsolowymi exclusive'ami, poszukajcie alternatywy wśród gier niezależnych. Dlaczego? Bo to jeden z najpiękniejszych i najbardziej kreatywnych zakątków gamingowego świata.
Artykuł pierwotnie ukazał się we wrześniu 2021 roku
Może kojarzycie ten indie-bestseller– Stardew Valley? Co w nim niezwykłego? Poza kilkoma detalami raczej nic, to zupełnie zwyczajna, opierająca się na sadzeniu warzyw i owoców rozrywka. Dlaczego zatem o nim wspominamy? Bo dzieło Erica Barone’a może dla wielu osób pełnić rolę pewnego rodzaju gateway drug do fantasmagorycznej, absurdalnej i pobudzającej kreatywność galaktyki niezależnych gier, które wyróżniają się w zasadzie wszystkim.
Posiadają odmienną mechanikę, dziwaczną fabułę, meta poczucie humoru i przy tym wszystkim – pozwalają poczuć egzystencjalną głębię lub oderwać gracza od szarej codzienności. Jeśli znudzicie się bardziej oczywistymi pozycjami, w których na pierwszym miejscu znajdują się hiperrealistyczna grafika, wartka akcja oraz serialowa fabuła, koniecznie sprawdźcie te mniej popularne, ale zdecydowanie warte uwagi propozycje.
Pierwsza myśl – tylko Japończycy mogli wpaść na coś tak nieoczywistego jak ta wariacja na temat puzzle game. W otoczonej kultem serii Katamari gracz musi pokierować postacią The Prince’a, którego celem jest, hm, usługiwanie ojcu, określanego mianem King of All Cosmos. Gra Keity Takahashiego jest tak absurdalna i wykręcona, że ciężko opisać ją słowami, a znacznie lepiej zrozumieć, o co w niej chodzi, oglądając liczne gameplaye lub po prostu w nią grając. W skrócie: kierujemy uroczą postacią The Prince’a i za pomocą posiadającej przylepne właściwości kuli, tytułowej katamari, zbieramy zewsząd różne przedmioty.
Wyższy cel? Odbudowa gwiazd i planet, które tworzymy, kumulując na naszej kuli coraz więcej rzeczy: od małych przedmiotów poprzez żywe istoty aż do gigantycznych rozmiarów elementów natury. Nie rozkminiajcie logicznego sensu, bo Katamari pozbawiona jest realizmu, tu chodzi o siłę wyobraźni. Ważna rzecz: zwróćcie uwagę na muzykę w poszczególnych odsłonach tej kultowej serii – japoński pop i elektronika znakomicie umilają czas.
W większości normalnych gier protagonista/-tka ma – mniej lub bardziej – humanoidalny wygląd. Nie w tym przypadku. Untitled Goose Game to zawody w byciu najgorszą gęsią świata. A przynajmniej pewnego brytyjskiego miasteczka. Pierzaste, upierdliwe zwierzę, w które się wcielamy, ma prostą życiową maksymę: uprzykrzać ludziom codzienną egzystencję. Gracz ma do dyspozycji specjalną listę rzecz to-do, które są swoistymi miniquestami do wykonania. Ten raczej nieskomplikowany proces przekłada się na m.in. podkradanie jedzenia, zmuszanie mieszkańców wioski do określonych czynności czy krojenie przedmiotów codziennego użytku. Fun fact: pomysł na grę wziął się ze stockowego zdjęcia gęsi, które zainspirowało jednego z deweloperów studia House House do stworzenia iście montypythonowskiego dzieła.
Czy jest to jedna z najwybitniejszych gier w historii? A może pixelartowe dzieło sztuki? No dobra, a co powiecie na przejmującą fabułę pełną absurdu, psychodelii i momentów wyciskających łzy? Te wszystkie składowe znajdziecie w Undertale, niesamowitej grze, którą ciężko zaklasyfikować w jakikolwiek sposób. Znajdziemy tu elementy puzzle game, RPG, przygodówki, w której dialogi są kluczową sprawą, jest też sporo logicznych fragmentów, łamigłówek, ale też etapów bardziej zręcznościowych. A jeśli ktoś lubi bezwzględność, to dostanie gatunkowy horror on demand. I wyjątkowy system walki, który sprowadza się do… unikania potyczek.
Niesamowicie napisani bohaterowie (kto nie pała sympatią do szkieletora Papyrusa, ten nie ma serca), doskonałe udźwiękowienie i wpływ podejmowanych decyzji na ostateczny wynik rozgrywki. Absolutnie urocze, wyjątkowe poczucie humoru i – obok Celeste – najbardziej wzruszająca indie gra, w jaką mieliśmy okazję wsiąknąć.
A co, gdyby pokierować w grze… wszystkim? I to dosłownie. Everything to dzieło twórców Mountain, w której protagonistą była – jakżeby inaczej – góra. W przypadku tego follow-upu możemy przyjmować najróżniejsze postaci. Kamień, zwierzęta, organizmy wodne, drzewa, you name it. Mało? To dodamy, że w każdym z przypadków można wejść w coraz bardziej granularną strukturę organizmów i przedmiotów, aż do komórek i atomów. To pierwsza osobliwa cecha tej produkcji. Kolejna? Podczas rozgrywki w tle słyszymy cytaty z filozoficznej rozprawy wybitnego brytyjskiego myśliciela – i krzewiciela buddyjskich nauk – Alana Wattsa.
Nie uświadczycie tutaj żadnego nadrzędnego celu, gra jest po prostu audiowizualnym podcastem, którego 11-minutowy zwiastun doczekał się uwzględnienia na długiej liście nominowanych do Oscara w kategorii film krótkometrażowy. Ostatnią specyficzną sprawą jest uboga mechanika Everything, przez co animacje wyglądają groteskowo. Ta gra to zwyczajnie inny state of mind.
Już pierwsza gra Lucasa Pope’a – Papers, Please – narobiła sporo szumu w niezależnym środowisku. Return of the Obra Dinn to specyficzna puzzle game, w której rozgrywka toczy się z perspektywy pierwszej osoby. Fabuła: jest rok 1803, a my wcielamy się w ubezpieczyciela mającego rozwiązać tajemniczą zagadkę morderstw i zaginięć na statku. Nie każdemu przypadnie do gustu, a to za sprawą kilku właściwości: monochromatycznej grafiki, momentami trudnej do zrozumienia, marynarskiej nomenklatury oraz sposobu narracji.
Eksperymentalne podejście twórcy Return of the Obra Dinn zaowocowało niepowtarzalną mechaniką, minimalistyczną, ale fascynującą wizualnością i wyróżniającą się grą detektywistyczną. Dla wybranych, chociaż warto dodać, że pozycja zgarnęła pokaźną liczbę nagród i w zasadzie same pozytywne recenzje. Czyli wysoki próg wejścia, ale późniejsza satysfakcja duża.
Pikuniku to intrygujące połączenie puzzli i przygodowej gry akcji. W grze o wyraźnie japońskiej stylówie – ale autorstwa brytyjsko-francuskiego studia – kierujemy sympatycznym, czerwonym ludkiem, który posiada tylko głowę i długie nogi. Do naszych zadań należy przesuwanie przedmiotów, przeprowadzanie krótkich dialogów, eksploracja mapy i wskakiwanie w różne jej zakamarki. Co tu takiego dziwnego? Głównie koncept wizualny i świat przypominający połączenie Adventure Time z World of Goo.
Opisywana jako odwrócony horror gra Phobia Game Studio to najzwyczajniej metroidvania/platformówka z elementami gore. Tym razem nie wcielamy się w ludzi, którzy muszą zmierzyć się z nieznaną i siejącą grozę siłą, a wręcz przeciwnie – sami nią jesteśmy. Sterujemy dziwacznym monstrum o nieokreślonej formie, które uciekło z laboratoryjnej placówki i zabija po drodze naukowców, strażników oraz wszystkich innych, którzy próbują zapobiec wielkiej eskapadzie. Prawda, że unikat, jakich mało? Aha, jest też ciekawostka – Carrion to polska gra.
Na koniec uzależniająca, urocza i jednocześnie specyficzna gra logiczna. Za jej kreację odpowiada fiński deweloper Arvi Teikari, który postanowił, że stworzy oryginalną w swojej formie i mechanice produkcję, która zmotywuje grających do przesuwania granic. Baba is You to po części puzzle (znowu!), a po części gra słowna. W uproszczeniu, rozgrywka polega na takim dopasowywaniu słów znajdujących się na mapie, aby umożliwiły wygraną. Przykładowo, jeśli hasło FLAG IS WIN oznacza, że dotarcie do flagi równa się zwycięstwu, musimy zrobić wszystko, aby tak się stało. Skoro dostęp do flagi blokuje np. lawa, to gracz powinien tak dopasować wyraz LAVA do odpowiedniego określenia, aby śmiercionośna przeszkoda zniknęła (np. LAVA IS MELT i puf, płynna magma znika).
Gra była wielokrotnie chwalona za nietypowe rozwiązania i dużą pomysłowość, a także wysoki poziom trudności, co naturalnie przedłuża jej żywotność. Podsumowując: gracz może w zasadzie sam tworzyć reguły, a głównym ograniczeniem jest jego wyobraźnia. Bo życie tutaj ma inne zasady.