Filmy o sieciowych twórcach są potrzebne. Ale może nie „Dziewczyna influencera” (RECENZJA)

dziewczyna influencera cover.jpg
fot. materiały prasowe

Trudno przejść obojętnie obok gwiazd owładniętych żądzą lajków. Najwyraźniej jeszcze trudniej zrozumieć ich motywacje i uniknąć przy tym poczucia wyższości.

W odbiorze influencerów tkwi pewien paradoks. Z jednej strony nieustannie znajdują się pod ostrzałem krytyki. Profesji nie oszczędził ubiegłoroczny ranking zawodów najbardziej poważanych przez Polaków. Respondenci umieścili ją w nim na szarym końcu, tuż za youtuberami, politykami i posłami. Oliwy do ognia dołożyła Pandora Gate, która obnażyła hipokryzję wielu internetowych twórców i ich słabość do instrumentalnego wykorzystywania swojej pozycji. Raz za razem słyszy się też o innych aferach: reklamowaniu lewych produktów, kupowaniu followersów, falsyfikowaniu zdjęć czy sztucznym nakręcaniu i tak rozbuchanego popytu. Gdyby nie one, pewnie tak chętnie nie mówiłoby się choćby o defluencingu: sugestii odwrotu od działań napędzających i tak rozbuchany konsumpcjonizm. UOKiK nie zająłby się użytkownikami lekkomyślnie traktującymi swoje profile jak tablice ogłoszeniowe, a hiszpańska agencja modelek The Clueless nie sprowokowałaby powołaniem do życia Aitany – nieistniejącej 25-letniej gwiazdy.

Polemika polemiką, ale sieciowi idole wciąż żyją i mają się dobrze. Liczbę instagramowych obserwatorów Caroline Derpienski, Anny Lewandowskiej czy Friza najłatwiej podawać w milionach, a przecież ich zagranicznym odpowiednikom idzie jeszcze lepiej. Mimo że firmy zachowują większą ostrożność, dla wielu z nich konta gwiazd mediów społecznościowych wciąż są główną drogą kontaktu z nowymi klientami. W niektórych przypadkach nawet i tak nie dochodzi do podpisania żadnych umów, bo celebryci sami wypuszczają linie produktów sygnowanych własnym nazwiskiem: kosmetyków, artykułów spożywczych albo ubrań. Ich grupą docelową często bywają przedstawiciele młodych generacji, dla których influencerzy są idolami. Z badania zleconego w 2021 roku przez fundację Inspiring Girls Polska wynika, że około połowa nastolatek marzy o zostaniu youtuberką, instagramerką albo tiktokerką. Popyt szybko spotkał popyt. Na irlandzkim Southeast Technical University od września będzie można uzyskać tytuł licencjanta z „mediów społecznościowych i tworzenia contentu”. Jedna z klas w I Prywatnym LO w Słupsku nosi miano vlogerskiej. Do tego dochodzą warsztaty, szkolenia, meet-upy czy kolonie, gdzie za możliwość spotkania twarzą w twarz z gwiazdą trzeba słono zapłacić.

Gra o dużą stawkę

Do takiego dysonansu, bez wątpienia mającego podłoże w różnicach pokoleniowych, można podejść dwojako. Sceptycy, oczywiście z hasłem Stop Making Stupid People Famous na ustach, pójdą w czystą krytykę. Poradzą ignorować nielubianych influencerów, żeby ci nie zdobyli oczekiwanego poklasku i ostatecznie popadli w niełaskę. Równocześnie bardziej aktywni przeciwnicy internetowych celebrytów wejdą w skórę sygnalistów. Jest jednak i inna droga, zakładająca, że tak złożone i rezonujące na wiele sfer życia publicznego zjawisko wypada zbadać trochę uważniej. O czym właściwie świadczy fakt, że materiały modnego tiktokera są dla wielu osób podstawowym źródłem informacji? Czy influencerzy są w stanie podejmować słuszne etycznie działania, a może do ich pracy zawsze wypada podchodzić z dystansem? Takie wątki na łamach newonce podejmował już Kamil Szufladowicz, zwracając uwagę na to, że gra naprawdę toczy się o dużą stawkę, w tym o rozkład sił w polityce.

dziewczyna.jpg
fot. materiały prasowe

Odpowiedzi na te pytania można próbować szukać w kinie, gdzie tematykę życia influencerów podejmuje się coraz częściej. Za granicą odmienia się ją przez wszystkie przypadki (od dokumentalnej prowokacji Podróbki sławy i komediowego Króla internetu, aż po slasherowe Spree), ale trend dociera już także do Polski. Znamienne, że o swojej profesji chętnie chcą opowiadać sami zainteresowani. Nawet jeśli miałoby to oznaczać obnażenie ich ciemnych stron, zawsze mogą usprawiedliwić się na własnych zasadach. Jesienią film poświęcony Pandora Gate i patoinfluencerom zapowiedziała reżyserka Maria Sadowska. W pracach nad scenariuszem wspiera ją publicystka i aktywistka Maja Staśko, która w grudniu 2022 roku sama weszła do oktagonu i uczestniczyła w freakfightowej gali High League. Wcześniej kinową produkcję zapowiedział Krystian Kruczkowski, twórca głośnych produkcji o Annie Przybylskiej, Maryli Rodowicz i Krzysztofie Krawczyku. W jego dokumencie, przynajmniej według pierwszych informacji, głos zabiorą Boxdel, Budda i Natsu. – To wcale nie jest tak, że ten zawód to są tylko wieczne wakacje polegające na robieniu sobie zdjęć w różnych zakątkach świata. Jest tam też dużo różnego rodzaju presji, stresu, walki z hejtem – opowiada o swoich bohaterach reżyser.

W pogoni za zasięgiem

Produkcje Sadowskiej i Kruczkowskiego trafią na ekrany dopiero za jakiś czas. Na początku lutego w kinach pojawiła się za to Dziewczyna influencera, szumnie zapowiadana przez dystrybutora jako „pierwsza polska produkcja o influencerach i gwiazdach social mediów”. To niekoniecznie prawda, bo trzy lata temu Magnus von Horn przedstawił Sweat, a i wspomniana Sadowska ukryła wątki poświęcone internetowi w Pokusie czy Dziewczynach z Dubaju. Do pierwszego z tytułów jeszcze przyjdzie nam wrócić – tymczasem spójrzmy, co przygotował reżyser Szymon Gonera, u którego na wstępie wypada odnotować dość osobliwą wszechstronność tematyczną. Przed debiutem fabularnym pracował nad dokumentami o wybitnych polskich ekonomistach, Przemysławie Gintrowskim i... inwazji Rosji na Ukrainę.

Już sam tytuł filmu mówi wiele o tym, jak będą w nim przedstawiani bohaterowie i jakie kierują nimi motywacje. Zosia (Karina Rezner) niby coś studiuje, z pieczołowicie zapełnianej kartki na egzaminie wynika, że nawet się do tego przykłada, ale najważniejszy jest jej status związku. W końcu nie jest z byle kim – chłopak protagonistki, Konfi (Kamil Wodka), żyje z nagrywania gamingowych filmików na YouTube. Teraz idzie mu trochę gorzej, zasięgi spadły, ale w pojedynku na lajki nadal wygrywa z dziewczyną, którą obserwuje tylko 1700 osób. Zosia przy pierwszej możliwej okazji postanawia utrzeć wszystkim nosa i pokazać, że też zasługuje na sławę. Ma ku temu jeszcze jedną motywację, bo na social party, targowisku próżności ze wszystkimi gwiazdami zebranymi pod jednym dachem, Konfi daje się ponieść chwili i zdradza ją z Paulą (Joanna Koroniewska-Dowbor).

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Gonera traktuje swoje postacie wyjątkowo powierzchownie i protekcjonalnie. Zosia rzuca wszystko, ochoczo przyjmuje propozycję dopiero co spotkanej koleżanki, Violi (Olga Kalicka) i wraz z nią udaje się w podróż po europejskich kurortach. Sypiają tam w luksusowych willach, próbują wbijać się na zamknięte imprezy, zagadują obcych ludzi, którzy wyglądają im na influencerów (i, niespodzianka, rzeczywiście się nimi okazują). Zarabiają na tak hedonistyczne życie, reklamując drogie ubrania, sprzedając znoszoną bieliznę albo po prostu oszukując. Tu uciekną bez płacenia z wykwintnej restauracji, tam uwiodą podstarzałego erotomana i zaczną go szantażować. Tych występków celowo nie uwieczniają w mediach społecznościowych – obserwatorom pozostaje tylko podziwiać ich niezwykłą codzienność.

Przeciwko mizoginii i ageizmowi?

Reżyser próbuje przełamać ten teledyskowy pokaz slajdów diagnozą społeczną, chcąc udowodnić, że w Dziewczynie influencera chodzi o coś więcej niż o prezentowanie widzom urokliwych widoków, wymuskanych ciał i sensacyjnych wstawek. Zwraca choćby uwagę na to, że w pogoni za lajkami zatraca się podmiotowość, w szczególności ta kobieca. Violą w rzeczywistości steruje dwójka mężczyzn – Robbie (Mateusz Banasiuk) i enigmatyczny stręczyciel (Rafał Królikowski). Ten pierwszy, upozorowany na informatyka-nerda władającego algorytmami i sztuczną inteligencją, ma przypominać o tym, że nawet najbardziej złożoną osobowość da się zamknąć w liczbach. Możesz dawać z siebie wszystko, ale tylko z pomocą magika od napędzania sztucznego ruchu osiągniesz sukces w Internecie. Drugi mężczyzna to z kolei wyrachowany cynik, kumpel rosyjskiego gangstera. Kobiety traktuje czysto instrumentalnie, jak środek do zaspokojenia własnych żądz.

dziewczyna 1.jpg
fot. materiały prasowe

Wprowadzenie obu tych wątków dałoby się jeszcze jakoś obronić, gdyby nie to, że oba zostały nakreślone w mocno karykaturalny, stereotypowy sposób. Podobnie ma się sprawa w przypadku drugoplanowych postaci. Konfi i jego nowa partnerka uosabiają starszą gwardię influencerów, już nie tak atrakcyjnych dla reklamodawców. Kabzę nabije już tylko walkami w oktagonie. Kiedy agentka prezentuje mu kolejną, znacznie bardziej kontrowersyjną propozycję, coś magicznie w nim pęka i uświadamia sobie, że może pora przestać gonić za króliczkiem. Paula, już z czterdziestką na karku, musi zaś zaklinać rzeczywistość, żeby maskować zmarszczki, trzymać figurę i dorównać tym samym młodszym koleżankom po fachu. Dlaczego i oni, i dziewczyny nie wycofają się dobrowolnie z tego wyścigu? Czy problemem jest nieustająca próżność i materializm, czy też potrzeba bycia docenionym i przykra świadomość, że nie zaspokoi się jej na żadnym innym polu?

Doktor Sójka i (Nie)Trzeźwa Kaśka

Gonera nie odpowiada na te pytania, tylko dość cynicznie zakłada, że w XXI wieku liczy się sama klikalność. Albo ją masz, albo nie – i już. W upadłym świecie Dziewczyny influencera youtuber z milionem subskrypcji zawsze będzie więcej ważny niż sprzątaczka bez konta na Instagramie. Taka gorzka konstatacja kryje w sobie sporo prawdy, ale jak trafnie zauważa Michał Walkiewicz z Filmwebu, łatwo zakwestionować konieczność zbudowania na niej całego filmu. To już nie te czasy, żeby grozić palcem, że nie wszystko, co widzimy w sieci, jest prawdą, a Internet ma swoje ciemne strony i niekiedy warto wylogować się do życia. Swoją drogą – takie komunały przewijają się także na trzecim planie. Zwartą fabułę przerywają losowe fragmenty vlogów, których twórcom można by wiele zarzucić. Doktor Sójka, neurotyczny szarlatan, wykorzystuje swój autorytet,  żeby rzucać nienaukowymi tezami. Trzeźwa Kaśka prawi morały o życiu bez procentów, a po wyłączeniu kamery oszukuje siebie i innych, od razu napełniając kieliszek. Do bardziej dobitnego potwierdzenia, że na pewno stoi się po jasnej stronie mocy, brakowałoby tylko planszy przestrzegającej przed uzależnieniami nastolatków w sieci. Stop – i na taką puentę znalazło się miejsce w scenariuszu.

Dziewczyna influencera tym samym plącze się w zeznaniach, przez co do końca nie wiadomo, jakie przesłanie za sobą niesie. Wizualność nie jest tu na tyle wywrotowa jak w Bling Ring Sofii Coppoli, żeby pójść w przegięcie i wyśmiać kampem próżność bohaterów. Nagromadzenie tropów odziera je z niuansów. Tymczasem można byłoby – jak we wspomnianym Sweat, gdzie głównym problemem jest samotność fit-influencerki rosnąca wprost proporcjonalnie do liczby obserwujących – skupić się na jednym, konkretnym wątku. Odświeżającą perspektywę wniosłoby też odczarowanie wizerunku Internetu, tu ukazywanego jako świątynię zła i rozpusty. I u Gonery, i w innych filmach brakuje pozytywnych wzorców działań sieciowych twórców, którzy emancypują mniejszości, uwrażliwiają na ważne społeczne kwestie albo edukują. Traceniu takich jednostek z pola widzenia i pławieniu się w zepsuciu innych niebezpiecznie blisko do poczucia moralnej wyższości. A ono samo przecież nie sprawi, że tak istotny problem magicznie zniknie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisał lub pisze na łamach „Papaya.Rocks”, „Krytyki Politycznej”, „Kontaktu”, „Gazety Magnetofonowej” i „NOIZZ”. Lubi reportaże, muzykę elektroniczną i kino. Występował w „Kole Fortuny”, gdzie Rafał Brzozowski zagiął go hasłem „tatuaż tymczasowy”.